Za oknami leje (przynajmniej w Wiedniu), szaro, zimno i parszywie. Dla pokrzepienia serca i duszy postanowiłem więc napisac kilka słów o „(k)raju pod palmami“.
Jeszcze kilka tygodni temu, wspominając w obecności Kubanczyków o tzw. „tarjeta blanca“ (biala karta) mozna było narazić się (w najlepszym wypadku) na wrogie spojrzenia. Dokument ten upoważnia(ł) obywatela Kuby do otrzymania paszportu i odwiedziny np. rodziny w takim np. Miami lub znajomych w Polsce. Czas oczeiwania na powyższą przekraczał nawet czas oczekiwania na paszport w PRL-u. Jak ktoś chciał szybciej to też mógł, zgodnie z komunistycznym prawem fizyki, ze im lepiej posmarujesz tym dalej (i szybciej) zajedziesz.
Gdy 24 lutego tego roku brat Fidela Castro, Raul, oficjalnie objął ster rzadów, wspomniał w plomiennym przemówieniu, że co prawda Kuba jest już rajem na ziemi ale drobne poprawki kosmetyczne nie zaszkodzą. Jednym ruchem reki zlikwidowal znienawidzone zarządzenie (które sam swego czasu wprowadził). Ot tak, normalnie, po prostu, jak to w raju.
Nie dość całkowitej swobody w podróżowaniu. Każdy Kubanczyk może od zaraz stać się posiadaczem telewizora, komputera czy telefonu komórkowego. Ba, może nawet zamieszkać w hotelu dla turystów lub wynając samochód. Jak dotąd zakaz sprzedaży urzadzen typu telewizor, komputer i innych wyjasniany był (przez samego Raula) problemami z energią elektryczną. Prądu od tego czasu nie przybyło, wiec trzeba sie liczyć raczej z cudem. O te w raju (wie każde dziecko) łatwiej niż w takiej np. Polsce.
Jak każda rewolucja ta też ma oczywiście „małego“ haka. O wszyskich tych cudach mogą pomarzyć jedynie posiadacze tzw. konwertowanych pesos (oficjalnie 1:24 peso kubanskiego). Najtańszy abonament telefoniczny (lub karta + telefon) kosztuje dziesięciokrotnie więcej niż oficjalna średnia pensja na Kubie (równowartość 19 dolarów US). Mimo to, przed sklepami ustawiły się długie kolejki chętnych. Tzw. „drugi obieg“ lub „szara strefa“ są jak widać nieodłączną stroną gospodarki planowej. Jakby nie było dość tych wolności i swawoli, Raul zapowiedzial że leżąca odłogiem ziemia uprawna (ca. 50%) będzie oddawana w użytkowanie nie tylko kooperatywom chlopskim ale i indywidualnym użytkownikom (oczywiscie nie na własność tylko w dzierżawę, ale zawsze coś. Nie zapominajmy że mówimy o raju).
Wzbudziło to czujność Fidela który w swoich „Spostrzeżeniach towarzysza Fidela“ w partyjnym organie „Granma“ napisał, że Kubańczycy nie powinni upodabniać się do imperialistów, tylko poszukiwać samych siebie w budowie socjalizmu. Nic dodać nic ująć. Trzydzieści lat temu też to czytałem w Trybunie.
Reformy mają przywrócić Kubańczykom świadomość, że nie są obywatelami 2 klasy, żadnym wynaturzeniem natury czy innym dziwolągiem historycznym i ukrócić wspomniany drugi obieg napychając jednocześnie pusta kasę państwową. Kubańczycy mogą wreszcie szastać pieniędzmi. Mogą, gdyby je tylko mieli.
Oczywiście tak jak nie ma róży bez kolców, tak jak nie ma rajów bez palm (pewnie z tego powodu żaden z polskich polityków jeszcze się nie ośmielił by takowy obiecywać) tak więc kilku oponentów ostatnio zamknięto. Tak po prostu żeby się ludziskom w głowach nie poprzewracało od tej wolności. Wiadomo jak w raju. Marchewka i bat. Skąd my to znamy?
Pisząc ten tekst stale miałem przed oczyma wesołego Popaya z reklamy „Baltony“ i pracowicie odkładane centy na soczek „Dodoni“ i całą resztę, bez których to specjałów nie mogła się odbyc żadna sobotnia balanga w raju na ziemi z czasów tow. Gierka.
Czerwone rumuńskie(?), bulgarskie(?) wino marki „Gellala-lub-podobnie“ oznaczało po pierwsze całkowity brak dewiz a po drugie ból głowy i jeszcze bolesniejszą w tym wieku wstrzemiezliwość seksualną. (Zawsze sie zastanawiałem jak to jest, że nasze rówieśniczki czystej za przeproszeniem wódki nie ruszą a tzw. „harzerzyka“ czyli powyższej z dolarowym soczkiem to i owszem.) Tak czy tak, winko i paluszki to był tzw. obciach i całkowicie nie do przyjęcia dla młodego licealisty, intelektualnej przyszłosci kraju nadziei i rozwoju, trzeciej czy czwartej europejskiej potęgi gospodarczej (zaraz za NRD) lat siedemdziesiątych.
PS. Jeżeli mnie pamięć nie myli to na Nowym Swiecie przed KC stały przez pewien (krótki) czas nawet palmy w koszach. Zapewne podarunek z (k)raju Fidela.
Pozdrawiam
If I could stick my pen in my heart I'd spill it all over the stage Would it satisfy ya or would slide on by ya? Or would you think this boy is strange? Ain't he strayayange? If I could win you, if I could sing you a love song so divine. Would it be enough for your cheating heart If I broke down and cried? – If I criyiyied. I said I know it's only rock and roll But I like it.
Ludzie do mie pisza :)
Czy ty Lubicz złamany ch..u nie powinieneś trzymać fason jak prawdziwy komuch?
Twoje agenturalne teksty (z których jesteś znany) dawno wystawiły ci świadectwo.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka