Ludwik Skurzak Ludwik Skurzak
191
BLOG

W co gra Jerzy Robert Nowak?

Ludwik Skurzak Ludwik Skurzak Polityka Obserwuj notkę 7

 Założenia:


PiS powstało w 2001 roku w celu wyniesienia Lecha Kaczyńskiego na stanowisko prezydenckie i celem zaspokojenia przywódczych ambicji Jarosława Kaczyńskiego. Medialna, ale w sumie przypadkowa popularność tego pierwszego w roku 2001 spowodowała, że część polityków ówczesnego AWS uznała, iż może to wykorzystane dla prolongowania swojej obecności w sejmie. Na tym etapie nikt /w szczególności przywodzący tej grupie M. Jurek i K. M. Ujazdowski/ nie myślał, o trwałym łączeniu politycznych losów z braćmi Kaczyńskimi - przede wszystkim ze względu na pamięć sposobu ich uprawiania polityki w pierwszej połowie lat 90-tych. Po wyborach 2001 roku poglądy liderów uległy zmianie i objąwszy stanowiska wiceprezesów PiS M. Jurek i K. M. Ujazdowski zadecydowali o likwidacji swej samodzielnej podmiotowości politycznej /jakie to śmieszne dzisiaj, gdy usiłują ją odzyskać, ale oddzielnie/.


W sejmie po 2001 roku znalazła się dodatkowo Liga Polskich Rodzin, która zachowywała samodzielną podmiotowość polityczną, a wynik wyborów do PE w roku 2004 wskazywał nawet, że wyborcy prawicowi w tym ugrupowaniu zaczęli pokładać swoje nadzieje. Niestety, katastrofalna linia jaką w tym czasie obrał Roman Giertych spowodowała, że w kolejnych wyborach parlamentarnych LPR w szybkim tempie toczyła się już po równi pochyłej.


W tej sytuacji znowu jedynym miejscem gdzie mogła próbować przetrwać prawica stało się znowu PiS i to dlatego o. Tadeusz Rydzyk zdecydował się udzielić poparcia temu ugrupowaniu w roku 2005. Albo w wyniku świadomej jego decyzji, albo na skutek bardzo poważnych błędów taktycznych wydarzenia potoczyły się jednak w ten sposób, że Jarosław Kaczyński mógł skonsumować poparcie wyborców prawicy, nie dając praktycznie nic w zamian.


Przegrane wybory samorządowe w 2006 roku były początkiem dekompozycji PiS. Klęska roku 2007 dawała już możliwość diagnozy. To wówczas już patrząc w przód można było zacząć się zastanawiać, czy możliwa jest reelekcja Lecha Kaczyńskiego i jakie są perspektywy powrotu PiS do władzy. Ponadto w tamtym czasie znane były z praktyki faktyczne poglądy i zamierzenia braci Kaczyńskich w wielu kwestiach, np. uzurpowanie sobie przez władzę państwową prawa wpływu na obsadzenie stanowisk biskupich /sprawa abpa St. Wielgusa/, manipulacyjne traktowanie spraw światopoglądowych /utrącenie w 2007 roku prób nowelizacji konstytucji odnośnie pełnej ochrony życia przez namnażanie projektów ustaw aż do zmylenia parlamentarzystów do tego stopnia, iż niemożliwe było znalezienie większości/ - i wiele innych. Biorąc pod uwagę to wszystko, w końcówce roku 2007 można było już spokojnie rozmyślać o konieczności konstruowania alternatywy: tak odnośnie tworzenia list przy wyborach, jak i personalnej w poszukiwaniu kandydata na prezydenta.
Niestety, ośrodek toruński nie zauważył zmiany tych wszystkich okoliczności nadal głosząc pogląd, iż PiS jest mniejszym złem, wyrażał jednocześnie pozorowane jak się później okazało stanowisko, iż możliwa jest zmiana poparcia w wypadku utworzenia innego ośrodka politycznego. Już wówczas realnym było jednak pytanie, czy utworzenie takiej alternatywy bez udziału Torunia jest w ogóle możliwe - a więc czy wysyłane w tej konfiguracji sygnały nie były klasycznym przypadkiem paragrafu 22.


Wybory do PE 2009 roku w pełni potwierdziły zasadność przypuszczeń o schyłkowym charakterze PiS. Radio Maryja ustami Jerzego Roberta Nowaka, Wojciecha Reszczyńskiego i Krzysztofa Kawęckiego głosiło propagandę o jakichś mitycznych dwóch frakcjach w PiS. Przyszłością polskiej prawicy miało być popieranie tej dobrej frakcji. Problem polegał m. in. na tym, że w tym czasie w PiS nie było już nawet tych polityków, którzy w dobrej lub złej wierze głosili taki sam program po wyborach 2001 roku. Bezsilna złość tych, którzy widzieli absurdalność takiego stanowiska w bardzo niewielkim stopniu rekompensowała tylko szydercza radość, gdy z dnia na dzień okazywało się, iż ci, których Jerzy Robert Nowak jednego dnia umieszczał w tej frakcji dobrej, następnego dnia musieli być przesuwani do złej i konsekwentnie musiano względem innych kandydatów wykonywać ruch w drugą stronę.


Na tym etapie można już było wprost sformułować pogląd /czyniliśmy to na konserwatyzm.pl/, iż logiczną konsekwencją takiej strategii powinno być popieranie Lecha Kaczyńskiego w wyborach 2010 roku. Jeżeli ktoś nie chciał takiej konsekwencji, to bezsensownym byłoby głoszenie poglądów o jakichś frakcjach w PiS i wspieraniu mimo wszystko tego ugrupowania. Jeżeli przyjąć pogląd odwrotny, że logicznym rozwiązaniem było raczej budowanie innej podmiotowości, to po co byłoby wzmacniać pozycje PiS, które za chwilę samemu miałoby się atakować?


Tak więc postanawiając ponad rok temu o popieraniu PiS przy wyborach do PE, de facto powinna była iść za tym świadomość, że w wyborach prezydenckich trzeba będzie wspierać L. Kaczyńskiego, a w samorządowych konsekwentnie PiS.


Jeżeli ktoś wówczas uważał, że L. Kaczyński nie jest do zaakceptowania, a z liście PiS sukces nie jest pisany a zapewne nikogo rozsądnego tam nie wpuszczą, powinien był natychmiast stanąć na głowie, by powołać inny ośrodek. Tym czasem nie dość, że nic takiego nie uczyniono, to gdy inni w pierwszych miesiącach bieżącego roku poszukiwali rozpaczliwych już nieco prób wyrwania się z tego impasu, Radio Maryja zdemolowało wszystkie rozmowy emitując wielogodzinną audycję z Antonim Macierewiczem który w nieskończoność głosił w zasadzie tylko jedną tezę: na szukanie innego kandydata niż Lech Kaczyński jest już za późno. Trudno się oprzeć wrażeniu, że i wcześniej ośrodek toruński bardziej lub mniej aktywnie, ale działał raczej na rzecz zahamowania takich ewentualnych przedsięwzięć konkurencyjnych do PiS. Mało tego, podporządkowanie partyjnym decyzjom PiS ulegało w RM stałemu pogłębieniu aż do takich ekscesów, jak np. trwałe popieranie i nagłaśnianie projektu ustawy tego ugrupowania w sprawie zapłodnienia pozaustrojowego - niezgodnego z nauczaniem Kościoła - a reklamowanego przez Nasz Dziennik całymi miesiącami jako zgodny.

Gdy wszystko to się dopełniło, pod koniec marca najpierw we Wprost, a potem Rzeczpospolitej, opublikowano wypowiedzi Jerzego Roberta Nowaka, iż Radio Maryja nie poprze Lecha Kaczyńskiego.

Wnioski:


Jeżeli powyżej przedstawiony przebieg zdarzeń jest prawdziwy, to zakładając racjonalność działań aktorów tych wydarzeń /być może to założenie jest po prostu nieprawdziwe.../, można zapytać o plan, jaki może stać za tym wszystkim. Co gra Jerzy Robert Nowak wykluczając obecnie poparcie dla Lecha Kaczyńskiego, gdy jak się wydawało, wszystko co środowisko toruńskie robiło dotąd, powinno konsekwentnie spowodować taką właśnie decyzję? Możliwe iż zdradzi to w końcu on sam, póki co trzeba poprzestać na domysłach:

1/ Pisałem o tym już w innym tekście - być może to Jerzy Robert Nowak liczy, że zostanie poparty przez Radio Maryja jako kandydat na prezydenta. Gdyby alternatywę dla PiS miały tworzyć szersze środowiska, rzecz jasna nie miałby szans na taką nominację. Doczekawszy jednak sytuacji, gdy szerokie plany są już praktycznie niemożliwe obecnie może już zacząć atakować Lecha Kaczyńskiego. Plan taki może być oczywiście interesujący jedynie dla Jerzego Roberta Nowaka, poważniejszej doniosłości politycznej nie posiada.

2/ W Toruniu faktycznie wierzą w jakąś dobrą frakcję w PiS. Mogłyby o tym świadczyć wypowiedzi Jerzego Roberta Nowaka dla Rzeczpospolitej, że w prawyborach w ramach PiS, gdyby się odbyły, udział powinien brać Zbigniew Ziobro. Przypomnijmy jednak, że chodzi o tego samego Zbigniewa Ziobro który w najbardziej poniżający sposób przepraszał za kilka swych szczerych wypowiedzi po wyborach do PE, dał się umieścić w roli paprotki przy ogłaszaniu przez Przemysława Gosiewskiego tworu pod patetyczną nazwą "Zespół Pracy Państwowej", czy też ostatnio, podczas kongresu PiS w Poznaniu sam był twarzą apelu do Lecha Kaczyńskiego, by powtórnie kandydował /patrząc na to nie można było nie przyznać, iż Jarosław Kaczyński faktycznie jest człowiekiem na swój sposób dowcipnym/.

Plan w tym wariancie opierać by się musiał o założenie, że na obecnym etapie im gorzej, tym lepiej. Należy życzyć sobie zwycięstwa PO w wyborach prezydenckich i samorządowych, wówczas przywództwo Jarosława Kaczyńskiego musi legnąć, a przejąwszy je Zbigniew Ziobro poprowadzi odnowioną partię do wyborów parlamentarnych w 2011 roku.

Przeciwko tej wizji przemawiałoby jednak to, że rozpad PiS po piątej kolejnej porażce wyborczej w wyborach samorządowych może przybrać bardzo różną postać. Akurat to, że zachowana zostanie jednolitość z której nową inicjatywę wyprowadzi przejechany wielokrotnie Zbigniew Ziobro, wydaje się być nie aż tak najbardziej prawdopodobnym. Natomiast gdy wszystko pójdzie w rozsypkę i znajdą się tacy którzy powiedzą - nie wiadomo, czy 5% łatwiej będzie przekroczyć ze starym szyldem, czy z nowym - powrócimy do sytuacji z roku 1993 i 2001. No i wcale nie wykluczone, że tym razem finał będzie taki, jak w roku 1993...

3/ Jest też wariant pragmatyczny. Obecne zawetowanie Lecha Kaczyńskiego na krótko przed wyborami ma charakter wyłącznie taktyczny. Chodzi o dociśnięcie Jarosława Kaczyńskiego, by musiał zaofiarować odpowiednie koncesje - zapewne w postaci kontyngentów na listach. Innymi słowy - Radio Maryja wróci do konsekwentnie realizowanej dotąd linii wiodącej logicznie do popierania Lecha Kaczyńskiego, ale o ile Jarosław Kaczyński spełni to, czy tamto.

Problematyczność tego rozwiązania tkwi przede wszystkim w tym, że sponiewierany po wielokroć elekcyjnie PiS ma już na tyle niewielkie poparcie i pozbyło się tak licznych środowisk iż nie wiadomo, czy ośrodek toruński nie osiągnął by więcej nie walcząc o kontyngent, ale idąc samodzielnie. Innymi słowy - w tej chwili nie jest już takim jasnym, czy politycznie cięższe jest to, co w PiS zostało, czy to, co zostało wypchnięte, wyrzucone lub nigdy w PiS nie było.

Poza tym trzeba pamiętać, że tak naprawdę byłoby to już trzecie podejście do budowania konserwatywnej frakcji w PiS. Dwukrotnie się nie udało i tak nie do końca można pojąć, co niby się zmieniło, żeby teraz taki plan uznać za bardziej realny niż w roku 2001 i 2005, kiedy Jarosław Kaczyński raczej bezproblemowo ogrywał o. Tadeusza Rydzyka czy innych.

4/ Jerzy Robert Nowak wierzy w PiS, ale bez Lecha Kaczyńskiego. Spodziewa się, że jego veto będzie czynnikiem powodującym, iż Jarosław Kaczyński uzna: skoro nie mam poparcia Torunia, muszę zrezygnować z brata. Obserwując dotychczasowe relacje między ex-premierem a jeszcze-prezydentem, wydaje się to być wątpliwe. Jarosław Kaczyński raczej poświęcał dotąd interesy partii, na rzecz brata, np. gdy ostatnio wystawił mu do kopnięcia i sponiewierania sprawę ochrony życia w PiS-owskim projekcie konstytucji, co zapewne miało na celu przypodobanie się wyborcom lewicy.

Po drugie przypomnijmy to, co stwierdzono na wstępie. PiS powstało po to, by wynieść Lecha Kaczyńskiego do władzy. Trwanie tego ugrupowania bez utrzymania tego stanowiska to skutek egzystujący bez przyczyny. Konieczna byłaby zmiana działania logiki ugrupowania, na co przy jego obecnym składzie personalnym trudno liczyć.

Po trzecie - drobiazg - kto miałby być tym alternatywnym kandydatem na którego zgodzi się Jarosław Kaczyński? Na wypchnięcie Jarosława Kaczyńskiego z PiS nie liczy chyba nawet Jerzy Robert Nowak. Ba, mało że zgodzi się Jarosław Kaczyński, ale jeszcze osoba ta będzie miała jakiekolwiek szanse elekcyjne, bez czego cała operacja przecież byłaby pozbawiona sensu. No chyba, że ktoś po wyborach chce usłyszeć od lidera PiS, że już lepiej było popierać jego brata, bo to kandydat wymuszony przez Radio Maryja był przyczyną klęski.

5/ Radio Maryja po prostu posiada w zanadrzu kandydata, którego łatwiej będzie promować bez wcześniejszego budowania podmiotowości politycznej przy okazji innych wyborów. Faktycznie, jest tak, że możliwą staje się gra na partyjne zniechęcenie ogółu Polaków. O tym, że takowe występuje, świadczy chociażby to, że wraz z kompromitowaniem się PO, wcale nie przybywa PiS. Wiele sondaży pokazuje także, że duża grupa wyborców wybiera opcję: nie popieram żadnego z wymienionych ugrupowań.

Tak więc by dopasować się do atmosfery nadziei, jaka zawsze płynie ze świąt Wielkiej Nocy roboczo przyjąć należy chyba właśnie tą ewentualność. Być może przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, bo kampania takiego kandydata najefektywniejszą byłaby zapewne w formie blitzkriegu po scenie politycznej by dotychczasowi raczej całkowicie zużyci aktorzy nie zdążyli go opluć, obsmarować i w ogóle uczynić podobnym do siebie. Rozumiejąc konieczność zwłoki już dziś można powiedzieć, że jeżeli tak to wszystko wygląda, Jerzy Robert Nowak okaże się prawdziwym mężem opatrznościowym polskiej prawicy. Jeżeli jednak życie przyniesie inny z opisanych wariantów, no to dla dobrego imienia Jerzego Roberta Nowaka znacznie gorzej. Póki co czekamy na sanującą polskie życie polityczne rewelację.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka