LUDzik LUDzik
60
BLOG

Tamte stare czasy...

LUDzik LUDzik Kultura Obserwuj notkę 1
Wielu publicystów odwołuje się dziś do przeszłości, szczególnie zaś do Polski z okresu międzywojennego. Warto przyjrzeć się temu wycinkowi czasu – jak wtedy naprawdę było? Wywiadu na ten i  inne  tematy udzieliła mi pani Agnieszka Jordan, jedna z nielicznych już w Krakowie osób, które wciąż pamiętają tamte dawne czasy.

Dzień dobry Pani. Wiem, że Pani sytuacja w okresie przedwojennym była dość nietypowa, czy może pani coś na ten temat powiedzieć?
No właściwie była bardzo nietypowa bo nas było ośmioro dzieci a matka sama, bo która owdowiała wcześnie mając 34 lata ...i została z ósemką dzieci bez specjalnego zawodu. Uciekliśmy z Rosji od bolszewików[...], wyjechaliśmy ze wschodu na wakacje do Rabki, bo dzieci były chore i z tym co się przyjechało na wakacje się zostało, bo zaczęła się wojna, Rosjanie ruszyli i nie można było już wrócić do swoich stron. Więc przyjechaliśmy do Krakowa gdzie była cześć rodziny [...] Mąż mojej ciotki był lekarzem i przyjechał wcześniej do Krakowa. Był lekarzem w ubezpieczalni społecznej, miał stałą posadę.[...] Lekarze ubezpieczalni chodzili wtedy do domów chorych, nie było żadnych odpłatności ani nic. Jak ktoś zgłaszał chorobę lekarz przychodził, nie było dochodzenia, a co, a ile, a dlaczego. Lekarz uważał że jego obowiązkiem było przyjść do chorego i zbadać go.
Jak pani matce udało się utrzymać tak liczną gromadę?
Na początku było strasznie ciężko, prawdopodobnie sprzedawała co tylko mogła. Później przez znajomych dowiedziała się, że może pójść do gazowni miejskiej i że dostanie tam jakąś pracę. Wtedy zaczęły być wprowadzane kuchenki gazowe, żelazka gazowe. Gaz zaczął być modną i przydatną rzeczą.[...] Dyrektor moją matkę przyjął, mimo tego, że powiedziała że nie ma zawodu i przygotowania odpowiedniego.[...]
Czym pani matka zajmowała się nim rozpoczęła pracę w gazowni?
Ponieważ bardzo pięknie haftowała i lubiła to bardzo, a na ulicy Wiślnej był taki mały sklepik prywatny, więc moja matka tam poszła.[...] Przyjęli matkę i zarabiała robiąc dla dzieci różne czapeczki, szaliczki. Szyła na maszynie takie kapiszonki czy koszulki dla niemowlaków – bo to był sklep jakiś taki „dziecinny”. [...] Potem różni znajomi, którzy się dowiedzieli że haftuje, zgłaszali że mają coś [do zrobienia]. Na pewno to było dla niej bardzo przyjemne zajęcie, a równocześnie przynosiło pewien dochód. Potem już zaczęła pracować w gazowni miejskiej. W sklepie na placu Szczepańskim, [...] uczyli panie jak należy gotować na gazie, jak się z tym obchodzić, żeby nie było pożaru czy wybuchu i żeby było używane oszczędnie. Często potem te panie zapraszały moją matkę i jej kierownika, do domów – było jakieś przyjęcie, a [ludzie] chcieli się popisać, że mają to nowe urządzenie, wobec tego [pracownicy sklepu] szli sprawdzać, czy wszystko jest tak, jak należy przygotowane. Oczywiście było to zawsze odpłatne. [...]Nie było to traktowane jako łapówka, tylko jako chęć rozszerzenia umiejętności gazowych, dlatego, że taka pani, gdy była zadowolona ze swego przyjęcia i kuchenki to jej koleżanki gdy widziały jak to działa zamawiały kuchenki. To była od razu taka reklama handlowa.[...]
Pani matka umiała haftować czy to znaczy że była wychowana raczej do roli...
...Pani domu, opiekunki dzieci i właścicielki gospodarstwa, dyrygowania ludźmi.[...] Przyjechaliśmy z nianią, która się opiekowała małymi dziećmi i równocześnie była kucharką i prowadziła cały dom. Moja matka mogła wobec tego pójść do pracy [...]Ludzie sobie bardzo pomagali.
Radio jeszcze wtedy nie egzystowało właściwie – było tylko na słuchawki w bardzo małej wielkości domu, bardzo mało kto mógł sobie na to pozwolić. Reklamy  były tylko takie rozwieszane – jeździł tramwaj, z napisem „Gaz to czystość, prędkość i wygoda”.
Czyli nie było takich reklam jakie teraz można spotkać na domach czy okrąglakach?
Na okrąglakach po jakimś czasie zaczęły się pojawiać [...] Na samym początku tego nie było, [...] tylko tramwaj jeździ z takimi ogłoszeniami. [...]
Pani była dość młoda w tamtym okresie – jak wtedy wyglądały szkoły?
[...]Były szkoły prywatne i państwowe albo miejskie. Prywatnie szkoły udzielały... dobrzy uczniowie dostawali jakieś zniżki albo stypendia jak się dobrze uczyli mogli zostać zwolnieni z opłat na przykład. Do państwowych szkół miejskich było bardzo trudno się dostać, egzaminy dosyć ostre [...] Do gimnazjum żeńskiego, rządówki, było bardzo trudno się dostać [...] Ludzie się prawie bili o to.
Co się zmieniło w samym Krakowie od tego czasu? Nowa huta powstała po wojnie...
Przed wojną nie mówiło się o nowej hucie nic, że coś takiego może egzystować. To były gospodarstwa i cudowna ziemia, bardzo dobra ziemia którą potem zajęła nowa huta. [...] To co teraz są budynki nowohuckie to była bardzo dobra ziemia pełna ogrodów, które żywiły Kraków[...].
Rakowice jeszcze wchodziły do miasta, ale za Rakowicami, [...] już były tereny podmiejskie, chałupki. Myśmy mieszkali na ulicy Bożego Miłosierdzia tj. na Smoleńskiej. Koło Pani Marty (tj. róg ul. Smoleńsk i ul. Retoryka) był dom parterowy – właściwie chałupa. Były [niedaleko]takie maleńkie sklepiki, gdzie można było szwarcmydło, powidło, bułkę i wędlinę kupić– sklepiki dostarczające wszystko.
A tereny dzisiejszego kina Kijów?
Kijów nie egzystował, to były pola – jeszcze trawnik.
Czy była moda w Krakowie na życie nocne?
Owszem, były tak zwane dancingi. Bardzo dużo było dużych kawiarni, gdzie potem wieczorami były dancingi i tańce. Wokół Rynku było bardzo dużo takich lokali, niektóre tylko do dwunastej urzędowały, a niektóre jak zabawa dobrze szła dobrze to nawet do trzeciej.
Czy na zabawach uczestniczyli nieletni, czy pito alkohol?
Nie widziałam nigdy, żeby ktokolwiek pił alkohol... Piło się zazwyczaj różne napoje chłodzące, kawa, herbata... Najwyżej wino - czasem w wypadku jakiejś uroczystości szampan i wino. Ale tak żeby pić piwo... bardzo rzadko. Owszem piwo sprzedawali na dworcu, w różnych takich sklepach i gorszych lokalach, ale tam mało kto chodził raczej. Takie picie jak tutaj teraz jest budka z piwem, to raczej takich było bardzo bardzo mało i to było uważane za coś bardzo niedobrego.
A czy młodzi ludzie, tak jak teraz piętnasto, dwudziestolatki także bawili się na rynku?
Piętnastolatki w ogóle nie wchodziły w rachubę. Szkoły bardzo ostro pilnowały, że dopóki chodzi się do szkoły nie chodziło się na żadne tańce wieczorowe. Do godziny dziesiątej mogli chodzić, później już był szlaban, każdy policjant miał prawo zatrzymać ucznia, doprowadzić do rodziców, do domu i zgłosić że go nie pilnują.
Młodzi ludzie byli dość krótko trzymani.
Owszem, jak najbardziej. Szkoły były pilnowane, były mundurki. Pilnowane były surowo, pilnowana była punktualność. O godzinie, kiedy zaczynała się szkoła, ósma godzina i woźny zamykał drzwi na klucz. Kto przyszedł później szedł się spowiadać do dyrektora.
Czy to też oznacza, ze były dozwolone kary cielesne?
Nie, nie było kar cielesnych, najwyżej w młodszych klasach stanie w kącie. To była najcięższa kara jeśli dzieci były bardzo trudne do poskromienia. [...]
Nie pamięta pani kar cielesnych na przykład w swej rodzinie?
Nie, nigdy nie widziałam i nie słyszałam. Najwyżej klaps po łapie ale to w bardzo rzadkich wypadkach i to było raczej źle widziane. Tłumaczyło się, z dziećmi dużo  się rozmawiało – tak rodzice jak i dziadkowie. Do dziadków się odnosiło z wielkim szacunkiem i poważaniem nie tak jak teraz, że mówi się „wapniaki” czy jakoś. Starzy ludzie to byli ludzie, którzy zasłużyli sobie na spokój, na odpoczynek, bo oni pracowali, zarobili, są na rencie albo emeryturze, mogą odpoczywać. Tak ich należy traktować.
Oceniając z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że ład był dość konserwatywny.
Tak.
Czy to oznacza, że tępiono mezalians, albo tępiono mniejszości?
Przyznam się, że wtedy się o tym w ogóle nigdy nie słyszało. Dopiero po wojnie zaczęłam słyszeć o czymś takim [śmiech].
A jak wyglądała kwestia mezaliansu?
To w pewnych sferach zwracano na to uwagę, ale nie wszędzie i nie wszyscy. To bardzo zależało od pochodzenia i od samych ludzi. Wiem, że były bardzo dobre małżeństwa tak zwane mezalianse,  które wszyscy uznawali, ale rodzina trochę na to trochę krzywo patrzyła.
Czyli nie aż taki diabeł straszny. A proszę powiedzieć jak wyglądała sytuacja przed samą wojną? Czy czuło się niebezpieczeństwo?
Jakiś rok mniej więcej to wciąż się mówiło o wojnie, wszyscy się przygotowywali. Były prowadzone kursy sanitarne, ratownicze[...]Było brane pod uwagę, że nie tylko sanitariusze będą musieli brać udział w wojnie i czerwony krzyż, ale tak samo młodzież była przeszkolona.[...]
Jak się oceniało Adolfa Hitlera w Polsce przed wojną?
Wszyscy go uważali za wariata od początku do końca. To co ja wiem wszyscy mówili że nienormalny i równocześnie dziwili się, że Niemcy idą pod sznurek, tak jak Hitler chce. Wiedziało się o potędze, ale nie doceniało się, że to jest tak wielka potęga jaka była w rzeczywistości. Że to jest nie tylko potęga, ale to jest amok jakiś taki, że ci ludzi na ślepo szli według życzeń tam gdzie był rozkaz.[...]
A z drugiej strony – jaki był stosunek do Stalina? I czy w Polsce przed wojną aktywni byli komuniści?
Przed samą wojną nie, było spokojnie. Komuniści okropnie bali się Niemców, tak jak Polacy. Byliśmy pewni, że Rosja będzie pomagała Polakom i przyznam się, że moment wkroczenia Rosji do Polski to był moment kiedy wszyscy, cała Polska się załamała. To był moment zupełnego załamania, bo wszyscy wierzyli, że jednak my jesteśmy silni bo mamy Rosję po naszej stronie i wywalimy Niemców i zniszczymy ich na ich terenie. A, że Niemcy wejdą do Polski i będą sobie maszerować tego nikt nie przypuszczał, bo myśmy uważali, że Polacy są tak „Silni i gotowi” – a tu żeśmy byli nic nie przygotowani i tego nikt nie brał pod uwagę.
A czy komuniści manifestowali przed wojną?
Oni, komuniści manifestowali, mieli swoje święto pierwszego maja. Maszerowali wtedy różnymi trasami to było zresztą ogłaszane w rożnych gazetach. [...] Wiadomo było, że pierwszego maja należy uważać, siedzieć spokojnie w domu, nie prowokować. Wiadomo było, że oni mają swoje święto i oni chcą trochę podziałać energicznie, więc siedzieć w domu i nie zaczepiać.
[...]
Dziękuję za rozmowę.
***
LUDzik
O mnie LUDzik

W sprawach publikacji moich artykułów, zaproszeń towarzyskich tudzież ofert matrymonialnych... Ludwikpapaj[ET]gmail.com My political compass (31.05.08) Economic Left/Right: 7.50 Social Libertarian/Authoritarian: -2.26 ( Classic liberal )

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura