Naoczny Obserwator Naoczny Obserwator
42
BLOG

Twardogłowe elektoraty

Naoczny Obserwator Naoczny Obserwator Polityka Obserwuj notkę 3
Wybory prezydenckie 2025, partyjniactwo, mediokracja, zaciemniające rzeczywistość sondaże, rządy opinii publicznej, nastroje wyborców, brak alternatywy dla POPIS

    Przed nami kolejne wybory - święto demokracji. Festyn, teatr dla tłumów, mający na celu podtrzymanie u ludzi wrażenia posiadania wpływu na otaczającą rzeczywistość. Nie mogę powiedzieć, że wybory nie są w stanie niczego zmienić. Jeśli zwycięży lider klasyfikacji, pójdziemy z torbami, jeśli wicelider zmiany będą raczej kosmetyczne. Tyle jeśli chodzi o parę awansującą do drugiej tury. Żaden z pozostałych kandydatów, który realnie mógłby doprowadzić do zmiany jakościowej (na +) nie ma szans na elekcję. Takie czasy. Co tu dużo mówić - wyborcy sprowadzeni do roli statystów przestawianych z kąta w kąt, aktorzy zamiast polityków, do tego cała masa sprzętu, technologii i decydentów, których kamera swoim okiem nie łapie. Wybory, wolność i demokracja stały się zabawkami w rękach trzymających władzę: mediów, funduszy inwestycyjnych, organizacji międzynarodowych i korporacji, a raczej ich zwierzchników i akcjonariuszy. Miliarderów, którzy jeśli nie są zajęci rozszerzaniem swoich wpływów i powiększaniem majątków, bawią się w rządzenie, traktując zawodowych polityków jak chłopców na posyłki. Dziś bez kapitału nie ma polityków. Dotyczy to nawet imperiów, nie mówiąc o niewiele liczących się krajach, jakim jest nasza umęczona, sterowana z zewnątrz Polska. W którym szeregu (albo wagonie, jak miał się wczoraj okazję przekonać premier Tusk) jest nasze miejsce pokazują nam na każdym kroku.

    Nasze główne siły polityczne nie są w stanie tego zmienić. Przyzwyczaili się do pozycji wykonawcy poleceń i to w drugiej linii – można uzasadniać to tradycją polityczną, pokłosiem pół wieku komuny, ale czy to coś zmienia? Ci bardziej z lewa stosują zasadę całkowitej uległości w zamian za wątpliwe w ogólnym rozrachunku korzyści, Ci bardziej z prawa stosują (albo stosowali) pokazowy bierny opór z odłożonym w czasie, choć podobnym efektem. Nic w tym dziwnego skoro PO, PIS oraz ich koalicyjne frakcje, to jedno wielkie – choć skłócone – mainstreamowe, socjaldemokratyczne centrum.

    W układzie, w którym 40-milionowy kraj odseparowany jest od wielkiej polityki, w którym jego główne partie nie są w stanie zaproponować niczego, co nie wymagałoby zerwania z serwilizmem, przystępujemy do kolejnych tak zwanych wolnych wyborów. Wynik, przynajmniej w odniesieniu do pierwszej tury jest praktycznie rozstrzygnięty, z czego wnioskuję kolejne lata stagnacji gospodarczej i wewnętrznych kłótni. Główni kandydaci nie skupiają się już nawet na programach, które dawno przekształciły się w festiwal obietnic niemożliwych do zrealizowania (jak 100 konkretów na 100 dni obecnego premiera, z których przeprocesował mniej więcej 15 w półtorej roku, co i tak uważam za sukces jego bezpłodnej formacji). Skupiają się na odleglejszych celach. Zadaniem nadrzędnym jest utrzymanie istniejącej polaryzacji. Odzyskanie władzy, utrzymanie władzy, obrona wywalczonych pozycji. Kandydaci kroczą pewnie za wodzami partii, wysyłają zbieżne sygnały. Nie przedstawiają szczegółów. Sprawne państwo. Stabilny rozwój. Co to w ogóle znaczy? Bezpieczeństwo. Dla kogo? Różny jest co prawda przekaz co do kwestii światopoglądowych: nowoczesność kontra tradycja, zacieśnienie relacji z UE versus ich rozluźnienie. Nasilenie przekazu dostosowane oczywiście pod aktualne gusta wyborców. Grunt to utrafić w punkt z narracją, zmaksymalizować poparcie i przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Mydlenie oczu, pijar, zbijanie kapitału politycznego, przygotowywanie się do kolejnych wyborów.

   Niestety ciągle jesteśmy przed jakimiś wyborami: prezydenckimi, samorządowymi, parlamentarnymi, europejskimi, ale skoro dyrektywy przychodzą z góry, politycy w spokoju mogą skupić się na ich wygrywaniu, a nie na realizacji swojej wizji przyszłości. O trudnych reformach się nie rozmawia, odsuwane są w bliżej nieokreśloną przyszłość, najlepiej po następnych wyborach. Mało w tym konstruktywizmu i decyzji, więcej walki politycznej, odwoływania się do przeciwników, do poprzedników. Ważne by utrzymać blisko siebie wyborców, dostosowując przekaz do maksymalnie jak największej ich grupy. Dziś to opinia publiczna i media kształtują poglądy rządzących (przynajmniej w naszej części świata), a nie odwrotnie, nawet jeśli Ci je posiadają, to się z nimi nie afiszują. Na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy mówią głośno, to co myślą. Winić za to można samych wyborców – skoro prawdomówność i wykładanie kawy na ławę nie jest w cenie (co znakomicie odzwierciedlają sondaże) scena polityczna tylko się do tego dostosowuje. Mówi to, co chcemy usłyszeć. Deklaracje i obietnice. Pożywna papka przygotowana przez sztaby ludzi dysponujących wiedzą dotyczącą aktualnych preferencji i nastrojów wyborców. Wiedzą pozyskiwaną i jednocześnie kreowaną przy pomocy nowoczesnych technologii oraz powszechnego dostępu do informacji (informacji takich jak wyniki sondażowe), pozwalającą ugrać kilka punktów procentowych, wycofać się z decyzji przed jej podjęciem czy uniknąć ognia krytyki.

   Dlatego twierdzę, że w dobie konformizmu, kalkulowania i ciągłego oglądania się na innych, w dobie mediokracji i poprawności politycznej doszliśmy do martwego punktu. Skupieni na wygrywaniu wyborów politycy nie realizują swojej wizji przyszłości. Nie są do tego przygotowywani, nie jest to ich celem. Jeśli nie oni, to kto? Społeczeństwo zajęte zaspakajaniem swoich doraźnych potrzeb? Nasi bracia zza wschodniej czy zachodniej granicy? A może Ci zza morza? Niestety nie. Społeczeństwo może zażądać obniżki cen cukru, czy prądu, ale nie stworzy wizji, nie doprowadzi do jakościowego skoku, nie zainicjuje trudnych reform, które zagwarantują przetrwanie narodowi. Jak pokazuje historia, na sąsiadów też nie możemy liczyć. Mogą to zrobić tylko liderzy z prawdziwego zdarzenia, a nie podatne na wpływy, usłużne, zależne od opinii publicznej, sondaży i statystyk marionetki.

   Nie mam zamiaru odwieść kogoś od decyzji pójścia na wybory prezydenckie. Nawet jeśli dryfujemy, to ma znaczenie, w którą stronę. Co prawda czas na realną zmianę mamy tylko w pierwszej turze, ale jak wskazują ankietowani, Polacy nie są na to gotowi, skoro wybierają kandydatów ze związanymi już na starcie rękami, nogami i językiem. Skoro pozycja kandydatów w rankingu jest odwrotnie proporcjonalna (z pewnymi wyjątkami) do ich wiarygodności, czy możliwości nieskrępowanego działania. Wiem, że sondaże nie zawsze są miarodajne i oby zawiodły. Nie zmienia to faktu, że kandydaci głównych sił politycznych (szczególnie lider tej klasyfikacji) cieszą się zdecydowanie zbyt dużym poparciem, niż na to zasługują.

   Długo by mówić, dlaczego tak się dzieje. Nie chcę wracać do historii, powiem tylko tyle, że nawyki u nas biorą górę. Ile razy byliśmy już w tym miejscu? Czy partyjniactwo mamy we krwi? Ilu głosujących po linii partii w wyborze konkretnego nazwiska nie zrazi nawet ich własna, negatywna opinia na temat kandydata? Mniejsze zło, rozumiem. Ubolewam jednak, że to nie wiedza o kandydatach, a polityczne sympatie kierują naszymi wyborami. Ale Polak swój rozum ma. Kto by tam miał czas studiować kandydatów, zapoznawać się z ich dorobkiem? Podejmowanymi przez nich na przestrzeni lat decyzjami, świadczącymi o ich charakterze i poglądach (a nie składanymi dziś deklaracjami), generalnie do dokształcenia się w celu podjęcia świadomego wyboru? Rozmarzyłem się. Głos ma każdy, kto umie się podpisać (bez egzaminu z wiedzy jakiejkolwiek), poza tym wszystko powiedzieli już w Wiadomościach i Faktach. Zresztą na ile to, co trafiło do naszych oczu i uszu w trakcie tej nierównej kampanii zmieni wynik wyborów? Na ile zmienią go taśmowo produkowane debaty? Pozostawiam to ocenie czytających, o których wybory najmniej się boję. Podejmują wszakże w swoim życiu umysłowe wysiłki, jak choćby czytanie, w przeciwieństwie do osób mających awersję do słowa pisanego, którym do podjęcia decyzji wystarczy telewizja, wewnętrzna intuicja, a czasem nawet niema, choć budząca zaufanie, spoglądająca na nich z bilbordów rozwieszonych na płotach i murach, uśmiechnięta twarz. https://naocznyobserwator.blogspot.com/


Łukasz Studnicki - znajdź mnie na https://naocznyobserwator.blogspot.com/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka