Moją lekturą podróżną jest obecnie autobiografiaMilesa Davisa pt." Ja Miles", zaczytywałam się nią jeszcze w liceum. Ta książka dojrzewa wraz ze mną. Ciągle odkrywam coś nowego. Przede wszystkim jest zapisem burzliwego życia ,ale też Miles odsłania tajemnice swojego warsztatu.
Miles pisał: „...Jestem osobą z instynktem, która widzi u ludzi rzeczy, których inni nie widzą.Słyszę rzeczy, których inni nie słyszą i nie uznają ich za ważne, aż wiele lat później w końcu sami je usłyszą lub zobaczą.Wtedy ja jestem już gdzie indziej i nie pamiętam już, co oni widzą. (...) Muzyka zawsze była moim przekleństwem musiałem ją grać.
Wierzę w duchowość i wierzę w duchy.
Kiedy pracujesz z wielkimi muzykami oni zawsze pozostają cząstką ciebie.
Często miewałem takie sny, kiedy zdawało mi się ze potrafię widzieć różne rzeczy, widzieć coś innego, jak dym czy chmury a ich obrazy powstawały w moim umyśle.
Robię to teraz (...) gdy chcę zobaczyć matkę, ojca, Trane albo Gila.Po prostu mówię sobie „ Chcę ich zobaczyć”- i już są i rozmawiam z nimi.

J. Coltrane,Adderley,M. Davis, G. Evans
O swoim przyjacielu Johnie Coltrane pisał:
Trane (...) był profesjonalnym muzykiem, a ja zawsze chciałem, aby każdy, kto ze mną gra, znalazł swoje własne miejsce w muzyce. Muzyk (...)musi posłużyć się wyobraźnią, być bardziej kreatywny, częściej podejmować ryzyko.Musi grać ponad tym co potrafi- znacznie ponad-i może to go zaprowadzić gdzieś ponad to, gdzie zawsze grał- i do następnego takiego miejsca a nawet ponad nie! A wtedy będzie swobodniejszy, będzie czekał na coś innego, przewidywał to i wiedział, że dzieje się coś innego.
(...) Muzyka, którą graliśmy razem stała się po prostu niewiarygodna . Była tak groźna, że czasem wywoływała u mnie dreszcze, u publiczności zresztą także. (...) Stary , to co już wkrótce graliśmy, było przerażające, tak przerażające, że ja czasem musiałem się uszczypnąć, aby sprawdzić, czy to naprawdę ja tam jestem.
Występował w ubraniach, które wyglądały tak, jakby sypiał w nich od wielu dni, wymięte, brudne i w ogóle.(...) Dbał tylko o granie, był cały za muzyką i gdyby jakaś kobieta stanęła na wprost niego całkiem goła, nawet by jej nie zauważył. Taką miał koncentrację, kiedy grał.
Trane był najgłośniejszym i najszybszym saksofonistą jakiego kiedykolwiek słyszałem.Potrafił grać jednocześnie naprawdę szybko i naprawdę głośno, a to bardzo trudne. (...) Był fenomenem.Był jak nawiedzony, gdy tylko wtykał rurę w usta.Był taki natchniony-gwałtowny- a przy tym taki spokojny i łagodny, kiedy nie grał. Uroczy gość.
Trane był nowatorem, a takim ludziom trzeba mówić właściwe rzeczy, był poszukiwaczem.
( ...) Zawsze poważnie traktował muzykę i zawsze dużo ćwiczył.Ale teraz to niemal jakby spełniał jakąś misję.(...) Więc nie dbał o nic innego , jak tylko o granie swej muzyki i o swój rozwój jako muzyka.Tylko o tym myślał. Nie mogło go uwieść piękno kobiety bo już uwiodło go piękno muzyki i był lojalnym mężem.
Muzyka Trane’a i to, co grał przez ostatnie dwa czy trzy lata swego życia, reprezentowała dla wielu czarnych ludzi ten ogień i pasję, i szał , i gniew, i bunt, i miłość, które czuli, zwłaszcza młodzi czarni intelektualiści i rewolucjoniści z tamtych czasów.
Trane był światłem przewodnim i gdy odszedł , ( muzycy) wydawali się jak ludzie w łódce na oceanie bez kompasu i bez steru.
Gdy byłam dzieciakiem często oglądałam film Dźwięki muzyki. Coltrane i jego My Favorite Things usłyszałam znacznie później:
O Charlie Parkerze Miles pisał :
Jedno, czego nie rozumiałem rozumiałem u Birda, to dlaczego robił te wszystkie destruktywne numery, które robił.Stary Bird dobrze wiedział.Był intelektualistą.czytał powieści, poezje, historię, takie rzeczy.I mógł prowadzić rozmowę niemal na każdy temat, niemal z każdym.Więc sukinsyn nie był tępy czy ciemny, czy niepiśmienny, czy coś takiego.Był naprawdę wrażliwy.Ale miał w sobie ten cień destrukcji, który był czymś specjalnym.Był geniuszem, a większość geniuszy jest chciwa.Ale często rozmawiał o polityce i kochał nabierać sukinsynów, udawać durnia w sprawach, o których rozmawiał, a potem niszczyć frajera.Był czymś- bardzo skomplikowaną osobą.
Dla mnie Bird był jak Dali, mój ulubiony malarz. Lubiłem Salvadora Dali dla jego wyobraźni w malowaniu śmierci.
Bird miał około pięciu czy sześciu stylów
, każdy inny.
Spontaniczny, szedł za instynktem.(...) Był wielkim improwizatorem i uważał, że stąd bierze się wielka muzyka.
Jego koncepcją było„ Pieprz to, co napisane”.
Kochałem to co robił Bird. Często grywał krótkimi, gwałtownymi wystrzałami oddechu. Gwałtownie jak szaleniec.Później Coltrane grał tak samo.
( Gdy nauczał) .Po prostu zostawiał cię, żebyś sam sobie złapał,a jeśli nie złapiesz , to po prostu nie złapiesz.
W pamięci utkwiło mi tez powiedzonko Milesa :
"Poczułem się szczęśliwszy niż świnia w gnoju".
(To było gdy Davis wreszcie nauczył się grać Round Midnight i został pochwalony przez wybitnego pianistę i kolegę Theloniousa Monka )
Utwór Milesa Davisa ( z płyty Sketches of Spain) Solea, nazwa pochodzi od hiszpańskiego słowa „ soledad” oznaczającego samotność.
Co do książki mogłabym przepisać ją całą*.....
* M Davis, Ja Miles, Łódź 1993.
Przedruk notki z bloga:
http://lula322.blog.onet.pl/
Lula
6139
π razy oko
************************************************************************************************************************************************************ Na Salonie od 29.I.2011 *************************************** >
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura