Sprawa lustracyjna Zbigniewa Siemiątkowskiego świetnie nadaje się do lakonicznego komunikatu na stronie IPN: poseł na Sejm w mniemaniu prokuratora Biura Lustracyjnego złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne. Jedyna przeszkoda jest taka, że funkcje publiczne pełnił on przed włączeniem lustracji w struktury IPN – sprawdzenie przeprowadzono w Biurze Rzecznika Interesu Publicznego. Zatem brzmiałoby to: Rzecznik Interesu Publicznego - sędzia Nizieński - wydał postanowienie, uznające prawdziwość oświadczenia lustracyjnego Zbigniewa Siemiątkowskiego. Jednak Czytelnicy lustratorapolskiego zasługują na wersję rozszerzoną: podstawą decyzji sędziego była notatka służbowa pracownika Biura Krzysztofa L., a Siemiątkowski zaprzeczył pracy, współpracy i służbie w organach bezpieczeństwa PRL.
I tak dobrze, że dowiedziałem się chociaż tyle. Gdy usiłowałem zapoznać się z notatką, dopytać o szczegóły, chociaż datę, nie mówiąc o wymienieniu sygn. J-8964, zmienił się dyrektor generalny IPN i przestałem otrzymywać informacje publiczne:
- o osobach publicznych ze stanowisk niewybieralnych,
- z zakresu działania Rzecznika Interesu Publicznego, bo:
- ustawa o informacji publicznej nie ma zastosowania do ustawy lustracyjnej,
- Trybunał Konstytucyjny orzekł o zakazie prowadzenia baz i uznał informacje na obwieszczeniu wyborczym za wystarczające,
- akta BRIP są tajne.
Autorem tej ostatniej tezy jest podobno dyr. BUiAD Leśkiewicz, osoba z wszechmiar godna zamieszczenia na tym blogu osobnej notki. Skutkiem nadinterpretacji prawa jest również uniknięcie wydania decyzji o odmowie udzielenia informacji publicznej. Przypuszczam, że to prosta sprawa dla prawnika np. dla Łażącego Łazarza, ale ja nie wchodzę w cudze buty. Co do dyrektora generalnego – można sobie wygooglać informacje o jego poprzednich etatach i zastanowić się nad tezą o pisowskim odchyleniu IPN. Na interwencję Centrum Wolności Mediów proszę nie liczyć, napisałem tam i obszedłem się smakiem. Widać siłę rażenia zasiadających w Radzie CWM dygnitarzy IPN.
Pozostają zatem hipotezy. Przypuszczam, że sprawdzenie oświadczenia Siemiątkowskiego „poszło” w pierwszej turze jako posła SLD na długo przed powstaniem IPN. Teczka znajdowała się wtedy w UOP, ale nie w BEiA, ale w wydzielonym archiwum Zarządu Wywiadu UOP (na Miłobędzkiej?). Krzysztof L. nie wszedł do magazynu ZW UOP (i w ogóle do żadnego) i został poinformowany, że Siemiątkowski nigdzie nie figuruje. Na tej podstawie sporządził powyższą notatkę. Pewnie nasuwa się Państwu pytanie o złą wolę archiwistów ZW UOP/AW. Różne są o nich opinie, ale to mało prawdopodobne, aby okłamali BRIP, nawet w sprawie swojego zwierzchnika, bez pisemnego polecenia. Chociaż sam Siemiątkowski lansuje tezę, że najważniejsze polecenia wydaje się w cztery oczy, to sam nie zadeklarował takich poleceń jako Szef UOP, a po „krwawej sobocie” jako Szef AW. Uważam, że przyczyną nie znalezienia teczki jest błąd w ewidencji SB. Teczka Siemiątkowskiego figurowała pod innym nazwiskiem – Siemiętkowski, jedna sylaba, ale w dobie nie umiejętnie używanych pomocy elektronicznych – kolosalna różnica. Pod tym nazwiskiem teczka widniała w bazie IPN jeszcze w 2011 r., a może i dzisiaj (jeśli zmienili, to chyba czytają lustratorapolskiego). Pytanie o złą wolę archiwistów ZW UOP aktualne? Wyjaśniam dalej, że pierwszy dokument w teczce, ten o olimpiadzie z wiedzy o PRL itp., opiewa właśnie na nazwisko Siemiętkowski, więc prowadzący SB-ek zlecił założenie całej ewidencji na to nazwisko. Już w następnych dokumentach w teczce nazwisko zapisano prawidłowo. Z powodu nawału pracy, braku skojarzeń, braku odpowiedzialności – właściwe skreślić – do sprostowania w ewidencji Dep. I MSW nie doszło.
Spiskowej teorii nie mogę zupełnie wykluczyć, ale wtedy powstaje pytanie, dlaczego teczka nie znalazła się w zbiorze zastrzeżonym IPN. Myślę, że nikt nie skojarzył Siemiętkowskiego z Siemiątkowskim i teczka szefa UOP/AW jak sąsiednie, bez przeglądu wylądowała w zbiorze jawnym. Przecież Leon Kieres nie odmówiłby prośbie Szefa UOP/AW umieszczenia jego teczki obok teczki Beaty Tyszkiewicz. Dlaczego wspomniałem o wizycie pracownika BRIP w magazynie ZW UOP i innych? Cezary Gmyz na tych łamach na poważnie napisał o dostępie prokuratorów BL IPN do zbioru zastrzeżonego. Otóż ja uważam, że ich dostęp jest właśnie taki jak dostęp pracownika BRIP do archiwum ZW UOP. Nie mówiąc o tym, że jakoś żaden prokurator teczki Turowskiego nie znalazł.
Konsekwencje moich publikacji o Siemiątkowskim są żadne. On już nie pełni funkcji publicznych, a lustracja pracowników naukowych została uwalona. Co prawda w prawie kołata się instytucja wznowienia postępowania, ale zaraz okaże się, że akurat nie ma zastosowania do ustawy lustracyjnej. Co do orientacji prokuratorów pionu lustracyjnego IPN pozbawiono mnie złudzeń – publikowałem, że lustracja Włodzimierza Cimoszewicza odbywa się przynajmniej bez jednej teczki. Miałem wtedy w ręku kopię postanowienia o uznaniu za zgodne z prawdą jego oświadczenia lustracyjnego, w którym wymienia się sygnatury teczek znalezionych dla prokuratora. Sygnatury tej, z której cytowałem fragment o chęci udzielenia pomocy SB-ekowi, w postanowieniu nie znalazłem, a sprawa sobie leży.
Tak więc pozostaje jedna możliwość wyjaśnienia całej sprawy Siemiątkowskiego przez sąd – jego wniosek o autolustrację, a po miesiącu - w roku akademickim - zmuszenie go do tego reakcją środowiska uniwersyteckiego.
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka