Actonik Actonik
22
BLOG

Brawo lekarze! Nie dajcie się!

Actonik Actonik Polityka Obserwuj notkę 2
 

 Dzisiaj jesteśmy uczestnikami prawdziwej rewolucji. Zmarnowanych osiemnastu lat nie da się odzyskać, ale wreszcie kto miał zobaczyć, widzi jakie są skutki uciekania od problemu.

  1. Rewolucja polega na wymuszeniu rynkowego wyceniania zarówno procedur, jak i wynagrodzeń w medycynie. Polska – jako zaścianek Europy – długo opierała się zdrowemu rozsądkowi i racjonalności w ekonomice ochrony zdrowia. To już – za nami. Wypowiedzenia lekarzy pokazują, że nie wolno traktować żadnej grupy społecznej czy zawodowej jak niewolników.
  2. Uczestniczymy, nie obserwujemy, bo za trzy tygodnie zagłosujemy na tych, którzy wiedzą i robią, albo nie wiedzą i nie robią. Wybór jest realny i konkretny.
  3. Trzeba pamiętać, że za obecna sytuację (brak lekarzy w szpitalach) odpowiadają przede wszystkim politycy. Najpierw dlatego, że z premedytacją odwlekali rzeczywista reformę. Wprowadzenie kas chorych zakończyło się fiaskiem w wyniku kunktatorstwa AWS i UW. O działaniach SLD i Łapińskiego lepiej milczeć, bo wyłącznie demolowali. PiS natomiast popisał się indolencja zaprawioną głupimi pomysłami centralistycznymi, lansowanymi przez Bolesława Piechę. Skutecznie zablokowali więc Zbigniewa Religę, by wreszcie obrażać inteligencję wszystkich wokół wygrażaniem kamaszami, tekstami typu: „lekarzu spójrz do garażu”, czy przeciąganiem struny, kiedy już wiadomo było, ze lekarze odejdą ze szpitali. Powtarzam: Lekarze zagrali całkowicie fair. Jeśli ktoś odpowiada za chaos, niedogodności, które spotykają pacjentów, a - ostatecznie - za śmierć jednego z nich (he, he), to odpowiadają (w tej kolejności) premier, minister, NFZ, posłowie, dyrektor szpitala.
  4. Lekarze nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za to, co dzieje się z pacjentami. Oni - w ramach świadczonej pracy - robią najlepiej, co do nich należy. Już nie są zatrudnieni, więc NIE WOLNO im pracować. Kto weźmie odpowiedzialność za ich decyzje?
  5. Lekarzom nie wolno w Polsce leczyć "na własną rękę". Podlegają takiej liczbie rygorów, ograniczeń, koncesji, certyfikacji, itd., że jakiekolwiek zwalanie na nich winy za zamęt jest - niestety - co najmniej wyrazem złej woli. Chyba, że słabej orientacji. W tym konkretnym wypadku - odpowiedzialność wyliczyłem wcześniej.
  

A teraz parę uwag o osobach piszących o lekarzach, czyli tych, którzy uważają się za dziennikarzy.

 

Primo: Renata Kim w „Dzienniku” na str. 1 i 8. Takich bzdur – mimo wszystko – nie zdarza się czytać co dzień. Mało, że Pani Redaktor nie wie o czym pisze, że naciąga fakty, że wykoślawia logikę. Pani Redaktor napada na lekarzy, wygraża im wręcz, poucza i w świętym oburzeniu załamuje ręce nad ich rzekomym upadkiem moralnym.

Gdyby choć trochę wysiliła swój redaktorski intelekt, gdyby zastanowiła się – banalnie – co sama zrobiłaby w podobnej sytuacji, obawiam się, że wyrzuciłaby te swoje pisanie do kosza. Tak, by nikt nie zauważył. Mogę się mylić, wszelako. Pani Kim może wcale nie jest taka, jak domniemywam. I jest tylko przekonaną o własnej racji, płytką i równie ciasną, wyszczekaną hochsztaplerką. Dyletantką, której wystarczy rzucić ochłap wiedzy, by puszyć się znajomością tematu, ferować wyroki i pouczać z ambony „Dziennika”…

Mam nadzieję, że mimo wszystko jednak się nie mylę. I że Pani Redaktor ma wystarczająco oleju w głowie, by poważnie zastanowić się na tym, co dzieje się w ochronie zdrowia. I że spotwarzanie lekarzy podobnymi bredniami nie uchodzi osobom inteligentnym.

Secundo: Rzekomo uśmiercony w okolicach Częstochowy pacjent ma się dobrze. Pal sześć brukowe „dziennikarstwo”, z którego natrząsają się w „GW”. Jedni drugich warci najwyraźniej.

Tu idzie znowu o umiejętność posługiwania się rozumem. Przynajmniej własnym. Gdyby komukolwiek w redakcji „Dziennika” zechciało się wysilić choć jedną półkulę, zauważono by z pewnością, że na oddział, który nie funkcjonuje, pacjenta przewieźć nie można.

Jak informuje szpital na Tysiącleciu nie można było próbować umieścić pacjenta na Parkitce, skoro wiadomo było, że oddział neurochirurgii w tym szpitalu nie funkcjonuje, nie ma w nim anestezjologów i nie przeprowadza się żadnych operacji.” [GW Częstochowa].

Powtórzę, bo mam obawy czy wszyscy zrozumieją: lekarzy nie ma, bo się zwolnili, więc oddział przestaje działać. Dyrekcja likwiduje oddział, więc szpital nie może przyjmować pacjentów z określonymi schorzeniami. Wiedzą o tym dyspozytorzy pogotowia oraz inne szpitale w okolicy.

Tertio: Brukowy „Fakt” – a właściwie rynsztokowy w tym wydaniu – zachowuje się niczym podjudzacz. Balansując na granicy prawa, bo dobry smak przekroczył już dawno. Tym razem w Internecie, a stronach (a jakże „Dziennika”) znajduję artykuł o tym, jak to lekarze balowali w Krakowie. I co my tu mamy?

Podczas gdy w Częstochowie rozgrywał się dramat ewakuowanych ze strajkującego szpitala pacjentów, w Krakowie lekarze balowali na suto zakrapianych rautach - ujawnia "Fakt". Alkohol lał się strumieniami, a stoły uginały się od jedzenia. Pod pretekstem poważnej naukowej dysputy lekarze przyjechali na konferencję naukową. Wieczorami bawili się na specjalnie dla nich zorganizowanych bankietach. I tak przez dwa dni z rzędu.

Wyrafinowani redaktorzy podrasowali zapewne temat, aby budził emocje. Udało im się. Pozazdrościć. Wykażmy się cierpliwością i doczytajmy do końca:

„Nie wylewali za kołnierz, nie żałowali też zelówek podczas tańców. Korzystali z bogato zastawionych stołów i chętnie wznosili toasty. Ukraińska wódka, piwo, ale też dobre wino - czego tylko dusza zapragnie - relacjonuje "Fakt". Kto by więc w takiej zabawowej atmosferze przejmował się upadającymi szpitalami czy sponiewieranymi pacjentami? - pyta bulwarowka.Lekarze, którzy weekend spędzili w Krakowie, w nowoczesnym gmachu Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego, dyskutowali o problemach bólu. W ciągu dnia, owszem - uczestniczyli w wykładach, a wieczorem balowali.Trzeba przyznać, że krakowski bankiet był zorganizowany na najwyższym poziomie. W jednej sali jedzenie i picie, w drugiej didżej puszczał modne kawałki do tańca, a w holu przygrywała spokojniejsza jazzowa kapelka. Dla pań przygotowano pokaz czarnej magii, z tarotem i wróżbami, a panowie mogli w tym czasie zawiesić oko na tancerkach podskakujących w rytm rockandrolowych hitów - relacjonuje "Fakt". 

Pamiętam podobną orgię debilizmu medialnego u progu rządów Leszka Millera. Wtedy za bezdomnych i wszelkie niedogodności obwiniano rząd Jerzego Buzka. A sączące jad tzw. Media publiczne opanowane były przez SLD. Teraz cepem walą podobno „niezależni” (od rozumu?), wprost po głowach „oponentów” władzy. Niby na odwrót, a jak podobnie…
 
 
Actonik
O mnie Actonik

"Granice mojego języka są granicami mojego świata". Ludwik Wittgenstein "Traktat logiczno-filozoficzny"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka