Aż starach myśleć, jak byśmy wyglądali, gdyby z prywatyzacji nie udało się jednak pozyskać wystarczających środków na obsługę warszawskiego koncertu pewnej podstarzałej amerykańskiej piosenkarki. Totalna kompromitacja w oczach świata. Na szczęście władze Warszawy znalazły się tak uprzejmie i zapewniły dodatkowe linie autobusowe i tramwajowe, częściej i dłużej kursujące metro, pilnujących porządku - w liczbie kilkuset - funkcjonariuszy policji i straży miejskiej, dziesięć karetek pogotowia, pięć patroli medycznych i aż trzy stołeczne szpitale pełniące ostry dyżur! Koszty to są doprawdy niemałe, ale z drugiej strony, czego się nie robi, by dobrze wypaść w opinii... Zwłaszcza, kiedy sam attaché kulturalny (sic!) ambasady amerykańskiej był tak łaskaw i wystosował do decydentów z warszawskiego ratusza specjalną sugestię, by w kwestii koncertu rzeczonej artystki "nie ulegali politycznym naciskom". Politycznym naciskom to my w Polsce oczywiście nie ulegamy, no chyba że sugestiom, i to tylko pochodzącym z państw sojuszniczych. No, a jeśli przy tym sugestie owe dotyczą podstarzałych, emanujących wątpliwym wdziękiem artystek, usiłujących coś jakby śpiewać, nie tylko bez talentu, ale nawet i bez ubrania - to jakże się nie ulitować nad takim nieszczęściem?
Najwidoczniej gdzieś ktoś wykoncypował sobie, że uroczyste obchody polskich narodowych rocznic - skoro już być muszą - to niechże przynajmniej posiadają odpowiednią oprawę artystyczną.
BB
Inne tematy w dziale Rozmaitości