Oglądałem wczorajszą rozmowę Marka Jurka i Jerzego Wenderlicha, przeprowadzoną w TVN24 w programie "Rozmowa bardzo polityczna" przez Jarosława Kuźniara. Zgadzając się ze stanowiskiem M. Jurka, uważam, że nie powiedział on jednej bardzo ważnej rzeczy. Właśnie temu poświęcona będzie poniższa notatka.
Jerzy Wenderlich przyjął w dyskusji strategię odwoływania się do pewnych schematów myślowych, "otwierania szufladek". Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie często myślą o wielu aspektach otaczającej ich rzeczywistości (w tym polityce) hasłami – nie ma w tym nic dziwnego, bo nie możemy znać się na wszystkim, i siłą rzeczy pewne zagadnienia upraszczamy, spłycamy do postaci haseł. Kluczem do zrozumienia jego przekazu była teza, że obecność religii w szkole jest wyrazem takiej relacji państwa i Kościoła, która sprzeciwia się istocie naszej cywilizacji. Schemat myślowy, który chciał u odbiorcy uaktywnić marszałek Wenderlich, jest następujący: istnieje pewne rozwiązanie "europejskie", któremu sprzeciwia się model przyjęty w Polsce.
Podstawowym celem oponenta J. Wenderlicha powinno być pokazanie, że ten schemat jest fałszywy. Nie istnieje coś takiego jak jeden, ogólnoeuropejski model relacji państwa i Kościoła. Bo który model miałby być bardziej europejski: francuski czy niemiecki, holenderski czy irlandzki, a może brytyjski lub włoski? Która Hiszpania była bardziej "europejska": Aznara czy Zapatero? Nie istnieje coś takiego, jak jeden model, który byłby wspólny współczesnej Europie.
Marek Jurek odniósłby w tej dyskusji największy sukces, gdyby wykazał, że schemat, do którego odwołuje się J. Wenderlich, jest błędny. Zamiast tego niestety dużo miejsca poświęcił zbijaniu bredni, którymi J. Wenderlich chciał zamaskować istotę swojej wypowiedzi. W taki sposób J. Wenderlich odciągnął swojego rozmówcę od istoty sprawy, a w tzw. „zwykłym odbiorcy” zostało z tej dyskusji tyle, że polski model relacji państwa i Kościoła nie wpisuje się w kulturę europejską.