j.makowski j.makowski
210
BLOG

Poucz papieża

j.makowski j.makowski Polityka Obserwuj notkę 0

Z czasem dostrzegam coraz silniej, że jednym z podstawowych dowodów intelektualnej miernoty jest podejście do kwestii autorytetów. Zasadniczo istnieją dwie przeciwne postawy, które, o takiej właśnie kondycji świadczą. 

Pierwszą z nich nazwałbym syndromem „autorytetu totalnego”. Postawa taka graniczy z religijnym kultem bądź fanatycznym uwielbieniem. Uznany przez taką osobę „autorytet” jest nim w każdej kwestii. Nie ważne, że nie ma w danym temacie kompetencji, potwierdzonych choćby w najdrobniejszym stopniu. Bardzo często nawet poważna kompromitacja takiego „autorytetu” zostawia mu grupkę wiernych klakierów zdolnych przytakiwać każdemu słowu. Takich fanatycznych wyznawców łatwo znaleźć w kręgach partii politycznych. Łatwo też ich wskazać również wśród blogerów „Salonu24”. Szczególną mutacją tej postawy jest połączenie „autorytetu totalnego” z „totalnym antyautorytetem”. Znana blogerka S24 podzieliła siły rządzące światem na dobro, które utożsamia z Donaldem Tuskiem i zło, którego oddanym sługą jest Jarosław Kaczyński. Każdy, kto krytykuje Donalda Tuska, krytykuje dobro. Siłą przyjętej koncepcji musi zatem sprzyjać Kaczyńskiemu i jego piekielnym hordom.

Drugą postawą jest kontestacja każdego autorytetu. Taka postawa jest charakterystyczna dla lewicujących „elit”, których lata młodości przypadały w trzydziestoleciu ’50 – ’80. Jest ona w moim przekonaniu efektem poglądu, że kontestacja (nawet poglądów czy mechanizmów społecznych, które z powodzeniem funkcjonują) jest dobrą drogą do ulepszenia sytuacji zastanej. O tym, że tak być nie musi (a wręcz kontestacja może prowadzić do najgorszego) niech świadczą dwa socjalizmy, których zbrodni doświadczała w XX w. Europa - narodowego w wydaniu niemieckim i ponadnarodowego w wydaniu radzieckim. 

Dziś kontestacja autorytetu odbywa się na prymitywnej zasadzie „a co ona/on tam wie?”. Rozmawiałem niedawno ze znajomymi na temat tego czy księżą mogą nauczać pary narzeczonych o życiu małżeńskim. Podstawowy argument oczywiście brzmi, ze ksiądz nie ma żony i „co on może wiedzieć?” Łatwo obalić taki argument choćby tym, że w Piśmie Świętym znajduje się wiele cennych dla małżonków wskazówek na temat funkcjonowania rodziny. Ksiądz z racji swej wieloletniej edukacji zna Pismo Święte lepiej niż przeciętny wierny. Z tego punktu widzenia kontestacja autorytetu księdza w kwestii małżeństw świadczy o wspomnianej wyżej intelektualnej miernocie.

Dzień dzisiejszy przyniósł mi lekturę tekstu Jana Filipa Libickiego, który w zasadzie sprowadza się do krótkiej recenzji papieża Benedykta XVI. W samej takiej recenzji nie byłoby nic złego jeśliby autor nie sugerował, że papież mógłby postępować inaczej niż postępuje. Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że autor byłby „fajniejszy” gdyby wystartował w maratonie, albo wbiegł boso na Mount Everest - tzn. postąpił wbrew sobie i swojej konstytucji.

Co ciekawe autor sugeruje, że Benedykt XVI obrał twardy kurs wobec tzw. kwestii wyboru (sic!) płci. To ciekawe z punktu widzenia doktryny wiary, co autor mógłby zaproponować papieżowi jako alternatywę. Jeżeli bowiem istnieje zdaniem autora „twardy kurs”, to i istnieje „miękki kurs”. Jeżeli należy do Kościoła Katolickiego, to ja bym sobie chciał wyobrazić choćby wstępnie, co Jan Krzysztof Libicki ma na myśli sugerując papieżowi „miękki kurs”.

Ideologii gender nie będę się rozpisywał, poza tym, że pewnie następne w kolejce na lewackiej liście praw człowieka, stoją związki partnerskie ze zwierzętami domowymi.

Na zakończenie warto napisać, że kontestacja prawdziwych autorytetów, szczególnie przez ludzi, którzy nie mają w tym zakresie dosłownie żadnych kwalifikacji, nie jest głosem oddanym w dyskusji. Ot zwyczajne żałosne popisy głupoty.

j.makowski
O mnie j.makowski

"To społeczeństwo nie rozumie moich słów. Jestem wysepką bardzo małą w morzu głów. Chyba nie stanę się uśmiechem w rękach mas. Chyba nie mogę być nieszczery wobec was." Zygmunt Staszczyk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka