Antoni Dudek formułuje w Dzienniku szereg osobliwych tez w związku z zapowiedzianym spotkaniem Władimira Putina z Donaldem Tuskiem w Katyniu ("Putin wplątuje Tuska w misterną grę", Dziennik, 8 II 2010). Autor radzi unikać wszelkich skrajności w ocenie tego wydarzenia, sam jednak nie wierzy w żaden przełom, bo ten, jego zdaniem, powinien się najpierw dokonać w relacjach gospodarczych, a konkretnie, przez "uzyskanie przez Rzeczpospolitą pełnej suwerenności energetycznej", czyli budowę gazoportu w Świnoujściu.
Co ma piernik do wiatraka? Od kiedy to suwerenność jest przymiotem gospodarki, a nie polityki? Przecież nawet siedem gazoportów nie zapewni nam żadnej autonomii energetycznej, bo gaz trzeba gdzieś kupić, a przysłowiowa dywersyfikacja nie może być kpiną ze zdrowego rozsądku. Żeby kupić coś taniej w jednym miejscu, wcale nie trzeba kupować tego drożej w innym. Rosjanom wystarczy powiedzieć, że mamy realną możliwość nie kupowania gazu wyłącznie u nich i to wystarczy. Gazoport jest zatem potrzebny, tyle tylko, że potwierdzone złoża gazu na Półw. Jamalskim wystarczą Europie na co najmniej sto lat, niepotwierdzonych złóż jest tam jeszcze więcej, a to w długim okresie czasu będzie tam gwarantować niższe cenny niż miejscach, gdzie złoża są na wyczerpaniu. Gdyby mimo wszystko z jakichś powodów okazło się, że ten rosyjski gaz jest jednak droższy, to w niedalekiej przyszłości gazoport i krajowa produkcja, ale chyba także nowe, rodzime technologie wytwarzania gazu w małej skali powinny nam zapewnić względną niezależność od światowej koniuktury. Póki co jednak nasz podstawowy problem ekonomiczny z gazem nie polega wcale na wydumanym niebezpieczeństwie szantażu gazowego ze strony Rosjan, ale wyłącznie na tym, że nie mamy gdzie magazynować gazu, więc w zimie, kiedy zużywamy go najwięcej i kiedy jest on znacznie droższy niż w lecie, bo w zimie producenci nie jest w stanie nadążyć z jego produkcją i przesyłaniem, nie możemy korzystać z zapasów gazu zakupionego po niższych cenach właśnie w lecie, jak robią to od dawna Słowacy. Naszym problemem jest zatem letnio-zimowa czkawka gazowa, z której możemy się wyleczyć przez rozbudowę powierzchni magazynowej. Gazoport może być zatem wykorzystywany jako magazyn gazu na zimę, a ci, którzy boją się szantażu gazowego, mogą wiązać z nim jeszcze własne nadzieje.
Piszę o tym, bo Antoni Dudek, historyk z pasją i dorobkiem, nawet na katyńskie groby patrzy przez pryzmat polityki, ekonomii i gazu, co wydaje mi się wielce niestosowne. Jakby tego było mało Autor bez żadnego skrępowania przypisuje rosyjskiemu premierowi chęć skompromitowania Polski w oczach Europy, a nawet gotowość przedstawienia nas światu jako rusofobów właśnie przez fakt zaproszenia do Katynia polskiego premiera oraz nie zaproszenia tam polskiego prezydenta. Niby wszystko jest w porządku, stwierdza Autor, bo rosyjski premier zaprasza swojego odpowiednika, ale zaraz dodaje: Putin wplątuje Tuska w misterną grę i niewiele brakowało, a wplątałby go jeszcze bardzej, gdyby nie fakt, że Tusk przestał już być kandydatem do urzędu prezydenta. Gdyby wciąż był, kompromitacja Polski byłbay jeszcze większa.
Na miejscu Antoniego Dudka pociągnąłbym te dywagacje o krok dalej. Wiadomo przecież czyim namiestnikiem był ów generał o płochliwym charakterze i równie płochliwym nazwisku, który zamieszkał w Pałacu Namiestnikowskim w roku 1818. Może zatem Putin nie zapraszając do Katynia obecnego gospodarza tego pałacu chce głośno powiedzieć, że polski prezydent nie jest już niczyim namiestnkiem, lecz osobą suwerenną i niepłochliwą, więc jeśli tylko chce, może przyjechać do Katynia sam, bez żadnego zaproszenia, bo przecież tam, zwłaszcza tam, żadnego zaproszenia nie potrzebuje. Jeśli jednak mimo wszystko sądzi, że przyjęcie zaproszenia z rąk premiera Rosji nie przyniesie mu ujmy, to wystarczy, że o tym powie, choćby przez telefon, a może to zrobić kiedykolwiek, nawet w ostatniej chwili, wszak sam wykazał się niedawno nie lada fantazją, zapraszając w ostatniej chwili swojego rosyjskiego odpowiednika do Auschwitz na uroczyste obchody wyzwolenia obozu przez rosyjską armię, z tą wszakże drobną różnicą, że mówienie o tym wszystkim w ostatniej chwili nikomu nie przynosi ujmy, natomiast zapraszanie kogoś w ostatniej chwili na podobne uroczystości przynosi pewną ujmę temu, kto tak zaprasza, gdyż zapraszanemu każde myśleć, że być może nie jest on mile widziany tam, gdzie go w ostatniej chwili zapraszają. W styczniu strona rosyjska tak właśnie odebrała kroki dyplomatyczne naszego prezydenta, ale nie robiła z tego najmniejszego problemu. Wysłała do Auschwitz swojego ministra nauki i edukacji.
Nie jestem entuzjastą rosyjskiej polityki zagranicznej, a polityką wewnętrzną rosyjskiego rządu niepokoję się jeszcze bardziej (choć kilka trafnych posunieć gospodarczych mnie cieszy), jednak przypisywanie rosyjskiemu premierowi (lub komukolwiek) złych intencji uważam za karygodny błąd. Naiwność jest przeciwieństwem roztropności, ale czy nadmierna podejrzliwość nie kłóci się z roztropnością jeszcze bardziej? Patrzmy na spotkanie w Katyniu tak, jak na to zasługuje, bez doszukiwania się trzeciorzędnych kontekstów, które przecież każda ze stron może w każdej chwili przedstawić zgodnie z własnymi intencjami, bez oglądania się na innych.
Spotkanie w Katyniu będzie ważnym wydarzeniem i to z wielu przyczyn. Najbardziej znaczące jest samo miejsce, bo leżą tam pomordowani polscy oficerowie. Ważne jest także to, że po raz pierwszy pamięć pomordowanych zostanie uczczona przez uroczystość na szczeblu międzyrządowym, a także to, że inicjatorem tego spotkania jest rosyjski premier, który w czasie ostatniego spotkania z polskim premierem uznał mord w Katyniu za zbrodnię stalinowską, co jest tym bardziej (a nie mniej!) wymowne, wszak on sam wywodzi się z tych samych służb, które tej zbrodni dokonały. Podobna konstatacja w ustach innego polityka o innej przeszłości nie miałaby takiej dramaturgii ani takiego znaczenia. Putin dobrze o tym wie, dlatego chce być obecny w Katyniu i chce tam jeszcze coś powiedzieć. Przejawia inicjatywę w tym względzie akurat w czasie, kiedy były polski premier przewodniczy parlamentowi UE, jak można zatem twierdzić, jak robi to Antoni Dudek, że Putin szuka w ten sposób okazji, żeby Polskę osłabić? Czy może dlatego, że robi to akurat wtedy, kiedy żaden Polak nie jest szefem Komisji i Rady Europejskiej jednocześnie? Zdzisław Krasnodębski dowodził niedawno na łamach Rzeczpospolitej, że przyznanie Donaldowi Tuskowi Nagrody Karola Wielkiego świadczy o słabości Tuska i o niecnych zamiarach Niemców. Jarosław Kaczyński wielokrotnie dawał wyraz przekonaniu, że dobre kontakty Tuska z Angelą Merkel są co najmniej podejrzane, a Jacek Kurski szukał winnych tego stanu rzeczy w drugim pokoleniu przodków premiera. Jeśli dzisiaj Antoni Dudek zwietrzył ten sam podstęp również na Wschodzie, to nie pozostaje nam nic innego, jak tylko znaleźć kogoś, kogo na Wschodzie ani na Zachodzie nie lubią, nie rozumieją i nie zapraszają, i właśnie na kimś takim oprzeć nasze nadzieje na suwerenność. Poszukiwania tej osoby radzę rozpocząć w mysiej dziurze.
Ranga tego, co powie premier Putin w Katyniu, będzie zależeć nie tylko od jego własnych słów, ale także od tego, kto będzie go tam słuchać. Prezydent Kaczyński łaskaw był skomentować słowa wypowiedziane przez rosyjskiego premiera na Westerplate w takich sposób, że wcale nie było pewne, czy będzie chciał go jeszcze słuchać w przyszłości. Jeśli zatem nasz prezydent zawi się w Katyniu, to już samo to, będzie wymownym komentarzem, a jeśli w słowach wypowiedzianych tam przez Putnia znajdzie coś niestosownego, to przecież w każdej chwili będzie się mógł do nich odnieść lub pozostawić je bez komentarza, jeśli uzna za stosowne. Wszak podobne spotkania odbywają się także w tym celu.
Ważne tylko, żeby nie szedł za przykładem pewnego historyka, któremu Katyń skojarzył się ze wszystkim, tylko nie z tym, co stało się w Katyniu, bo wtedy przeprosić i nie przeprosić, a nawet tylko milczeć będzie tam bardzo trudno.
Inne tematy w dziale Polityka