Propozycja zakazania reklamy politycznej w radiu, telewizji i na bilbordach zasługuje na poparcie. Ponieważ projekt stosownej ustawy powstał w środowisku PO, największej obecnie polskiej partii, pojawia się szansa, że zostanie poparty także przez mniejsze ugrupowania, gdyż działa wyraźnie na ich korzyść. Mniejsze partie z reguły nie dysponują środkami koniecznymi do skutecznego konkurowania na rynku reklamy.
Reklama polityczna prowadzona w takiej formie, jaką znamy z polskiej sceny, prowadzi do wyjałowienia polityki. Wspólnotę polityczną zastępuje wspólnotą doraźnego interesu, a czytelne odniesienia osobowe i środowiskowe zastępuje odniesieniami przedmiotowymi o cechach komercyjnym. Dobro wspólne przykrojone do rozmiarów rynkowego produktu przestaje być sobą, dlatego nawet wtedy, gdy znaczna część obywateli indentyfikuje się z nim pozytywnie (właśnie ze względu na atrakcyjne, rynkowe opakowanie), ta identyfikacja ma charakter nietrwały i nieadekwatny. Ład społeczny, do osiągnięcia którego powinien zmierzać proces demokratycznej elekcji, nie ogranicza się bowiem do wyłonienia optymalnych elit ani nawet do trafnego zdefiniowania priorytetów publicznych, lecz przede wszystkim zmierza on do stworzenia przestrzeni publicznej debaty, płaszczyzny dialogu społecznego oraz funkcjonalnej komunikacji w zakresie zadań, celów i jakości podejmowanych polityk. Przy daleko posuniętej komercjalizacji języka polityki osiągnięcie tych celów jest niemożliwe.
Reklama polityczna zasługuje zatem na negatywną ocenę etyczną przede wszystkim z racji braku adekwatności między możliwościami komunikacyjnymi, z jakich sama korzysta, a rzeczywistymi potrzebami wspólnoty politycznej, w konsekwencji skuteczność, jedyna realna wartość stojąca w jej obronie, traci na znaczeniu, a nawet obraca się przeciw niej. Umowa społeczna osiągnięta wyłącznie za pomocą środków komercyjnych przypomina kupowanie głosów za pieniędze. Z chwilą pojawienia się pierwszych obiektywnych trudności taka umowa jest tym gwałtowniej kwestionowania, co prowadzi do jej zerwania i zastąpienia jej inną, znacznie bardziej pragmatyczną umową społeczną, z reguły sceptycznie ustosunkowaną do ambitnych programów reform.
Reklama polityczna może być oceniona negatywnie także ze względów technicznych. Język, jakim operuje, odwołuje się do prostych form symbolicznych, wrażeń zmysłowych i niewyszukanych emocji, pozostawiając tym samym całą sferę racjonalnej komunikacji poza czasem i miejscem przekazu, co niejako z definicji wyklucza ją ze sfery demokratycznej debaty, a niebezpiecznie przybliża sfery ideologii.
Trudno rozstrzygnąć czy zakaz stosownania reklamy politycznej w mediach masowych skłoni partie do skoncentrowania wysiłków na pracy programowej i na szukaniu bardziej osobowych form kontaktu z wyborcą (zmiana ordynacji wyborczej pomogłaby tu na pewno, gdyż związałaby polityka i wszystkich jego potencjalnych konkurentów z niewielkim okręgiem), niemniej w polskich warunkach taki zakaz wydaje się konieczny. Liczba partii w polskim sejmie systematycznie spada, prowadząc do wyłonienia się pożądanego skądinąd dwupartyjnego układu sił, paradoksalnie jednak ten właśnie korzystny z punktu widzenia stabilności władzy oraz możliwości definiownia priorytetów publicznych proces rodzi inne zagrożenie, jakim jest zubożenie, czy nawet zmonopolizowanie debaty publicznej przez jeden ośrodek. Zakaz sięgania po drogą, masową reklamę polityczną może to do pewnego stopnia ograniczyć.
Zakaz reklamy politycznej w mediach masowych powinien łączyć się z prawnym zobligowaniem władz publicznych do reklamowania samego procesu politycznego, w tym wyborów, spotkań i audycji wyborczych, a także problemów społecznych uznawanych przez wszystkie stronnictwa za ważne. Reklama polityczna nie jest właściwym miejscem na szukanie trafnych rozwiązań ani właściwych ludzi, którzy mogliby te rozwiązania wcielić w życie, jest jednak dobrym miejscem do przypominania o konieczności szukania takich rozwiązań.
Inne tematy w dziale Polityka