Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
713
BLOG

Keats i jego gwiazdy

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Kultura Obserwuj notkę 1

Jane Campion, autorka Jaśniejszej od gwiazd (2009), przyznała w jednym z wywiadów, że nigdy nie lubiła poezji, ale wycofawszy się z kina na kilka lat dla wychowania córki, dziś nastoletniej Alice, rozpoczęła prywatne studia nad Keats'em, które po dziewięciu latach zaowocowały filmem. Jego premiera odbyła się w Cannes, gdzie nominowano go do głównej nagrody, której wszelako film nie otrzymał. Autorka rozpoczęła pracę nad obrazem od przeczytania biografii poety pióra Andrew Motion'a (Keats, 1998), później sięgnęła po wiersze i listy Keats'a, a w końcu sama napisała scenariusz. Jej film nie przypomina jednak w niczym na wpół dzikiego Fortepianu (1997), bliżej mu do atmosfery pamiętniów ambitnej pensjonarki albo ascetycznej Thérèse Alain'a Cavaliera nagrodzonej w Cannes razem z Misją Joffé'a w roku 1986.

W roli romantycznego poety poetów nie najgorzej spisuje się Ben Whishaw, znany polskiemu widzowi z Pachnidła Toma Tykwera (2006), ale utalentowana australijka Abbie Cornish, filmowa Fanny Brawne, przyćmiewa go niemal w każdej scenie. On, młodzieniec ledwie dwudziestoparoletni, przygnieciony ciężarem biedy, zmiennej sławy i gruźlicy, słabnie z każdym dniem, choruje, pluje krwią, a w końcu znika z ekranu, ona tymczasem jest inteligentną trzpiotką, ruchliwą jak dziecko, która bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że Keats chowa w swoich wierszach wrażliwość większą od jej własnej, ale nawet wtedy, gdy sama bezgranicznie cierpi po jego stracie, wypełnia sobą aż po kontur sylwetkę, o której historia literatury wie bardzo mało. Od początku do końca mimowolnie emanuje grecką siłą, niestety i ona nie jest w stanie ustrzec się kilku  błędów i improwizacji.

Trudniejsze sceny sprawiają aktorce pewien kłopot, za co część winy ponosi chyba także autorka scenariusza. Nieoswojona z poezją Campion tak dalece ulega urokowi Keats'a, że spore fragmenty jego wierszy przekazuje widzowi in extenso, tak jakby one same miały wykonać za nią sceniczną pracę. Nie próbuje dociec skąd się wzieły, jak powstały, ani na czym polega ich istotna wartość, a jeśli już to robi, to tylko zdawkowo i dość nieporadnie, wyjąwszy może scenę, w której John Hamilton Reynolds (Samuel Roukin) rozmawia ze swoimi siostrami (Amanda Hale i Lucinda Raikes) o wydanym właśnie Endymionie.

Sceny w domu Reynoldsów zasługują zresztą na osoby komentarz, stanowią bowiem interesującą próbę odtworzenia atmosfery romantycznego, wighowskiego Londynu o zdecydowanie demokratycznych zapatrywaniach społecznych, które ambitnej szwaczce Fanny Browne pozwalały bywać na salonach i czuć się tam swobodnie, ale które ściągnęły na Leigh'a Hunta, Keats'a i Hazlitt'a fale złośliwej krytyki w torysowskich The Gentelman's Magazine i The Blackwood"s Edinbourgh Magazine, zaś Johna Scotta, naczelnego redaktora ich własnego periodyku The London Magazine, doprowadziły do pojedynku i nagłej śmieci.  W roku 1917 John Wilson Croker na łamach Blackwood's wytknął Keats'owi "marną dykcję" w jego Sleep and Poetry oraz rymy "typowe dla klasy robotniczej", a grupę poetów skupionych wokół Leigh'a Hunta określił mianem "szkoły cockney". W roku następnym utrwalił ten złośliwy termin, rodzaj drwiny z parweniuszy aspirujących do literatury najwyższych lotów, atakując Endymiona na łamach prestiżowego The Quarterly Review. Krytycy ze sfer Crokera w podobny sposób donosili się do twórczości innego zadeklarowanego demokraty, Pierce Bysshe'a Shelley'a, ale z racji jego urodzenia byli skłonni wybaczyć mu więcej.

W filmie Campion zestrojone doskonałym metrum słowa poety zjawiają się same, jakby z nikąd, na sam widok muzy, wprawiającej w tan niebo i ziemię, ale ta lekkość jest cokolwiek nienaturalna i nierzeczywista, zwłaszcza w odniesieniu do Keats'a, któremu wiersze nigdy nie przychodziły łatwo. Dociekania, które doprowadziły astronomów do nieruchomej Polaris a żeglarzom pozwoliły na pewne praktyczne wnioski nawigacyjne, w obrazie Campion przestają być ważne, podobnie jest tam z historią literatury i mękami synów Horacego, usiłujących ustawić nieruchomy sekstans na rozhybotanym pokładzie mowy. Chorowity pan Keats wraz ze swym jowialnym mentorem panem Brownem zajmują się fabrykowaniem znakomitych ód w mocno zaniedbanym pokoju, ale ani widz, ani sama Fanny nie dowie się niczego o sposobach pasowania, szycia, prucia słów czy ponownego pasowania, tymczasem stroje i nastroje błyskotliwej panny Brawne widz poznaje z pierwszej ręki. Szkoda, że w tej obiecującej fudze nie zachowano pewnych proporcji.

Praca igły z nitką w surowym płótnie pojawia się w pierwszej cenie filmu, a kończy go tytułowy sonet dedykowany królowej Północy dość nieporadnie deklamowany przez pogrążoną w żałobie dziewczynę. Po śmierci Keats'a Fanny nie może znaleźć sobie miejsca na ziemi, więc  wyrusza na długie wieczorne spacery pod poczerniałym niebem. Zapierający dech w piersi (z racji treści, ale i sposobu wersyfikacji) sonet, jeden z ostatnich, jakie Keats miał napisać, zdaniem Roberta Gittingsa będący rodzajem poetyckich oświadczyn złożonych muzie tuż przed wyjazdem poety na gruźliczą kurację do Rzymu, a na pewno koncypowany i modyfikowany przez niego w dniach rozstania (Severn, towarzysz Keats'a, zanotował, że Keats napisał ten wiersz po przybyciu do Dorset, skąd obaj mieli ruszyć statkiem w dalszą drogę), zaś w ostatecznej wersji zapisany przez autora w podarowanym mu przez Reynoldsa tomie wierszy Szekspira obok A Lover's Complaint, w wykonaniu Abbie Cornish sprawia wrażenie ostrej igły przeszywającej liche płótno jej obolałych wspomnień nicią wciąż niedostępnego jej piękna. Można odnieść wrażenie, że poeta zabrał ze sobą swoje wiersze do grobu, bo nikt za życia i po śmierci do końca go nie pojął.  "Zawiodłem Johna Keats'a, zawiodłem go!" -- woła nieco wcześniej jego opiekun Charles Brown (Paul Schneider), a Jane Campion w ostatniej scenie chce to jeszcze raz powtórzyć i chyba także chce skłonić widza, by zrobił to samo.

W jednej z wcześniejszych scen Campion wyraźnie sugeruje, że słynny sonet nigdy by nie powstał bez Fanny Bawne ("Z którego to wiersza?" -- pyta dziewczyna. "Z twojego" -- odpowiada filmowy Keats), co jest absolutną prawdą, ale ani reżyserka, ani aktorka nie bardzo wiedzą, co z tym fantem począć. Campion buduje fabułę filmu wokół tego utworu, często do niego nawiązuje, zaś Cornish recytuje go w ostatniej scenie prawie jak uczennica, pochlipując i bezsilnie wpatrując się w mrok. Oda do słowika czytana przez Bena Whishawa chwilę później już spoza ekranu, w tle przesuwających się napisów końcowych, jeszcze bardziej potęguje wrażenie braku adekwatności. Młody angielski aktor, mocno schowany w sobie prawie w całym filmie, po części z racji śmierci brata głównego bohatera, później z powodu własnej choroby i zagubienia w towarzystwie dam, do których on, syn barmana, niedoszły felczer i poeta bez grosza przy duszy raczej nie pasuje, a po części chyba także z braku dostatecznego warsztatu aktorskiego samego Whishaw'a, teraz spoza ekranu przemawia nareszcie głosem wielkiego poety. Pannie Cornish tej wielkości zabrakło niektórych scenach (Whishawowi, niestety, w wielu), a zadanie postawione jej przez  Campion, rola wygadanej modnisi i muzy człowieka, który w dwudziestym piątym roku życia przerósł Byrona i Szekspira, przerosło chyba i ją w tym, co dotyczy samej poezji.

W tym, co się odnosi do związków łączących uroczą pannę i utalentowanego młodzieńca stojącego jedną nogą w grobie, Cornish radzi sobie o wiele lepiej, Campion zresztą także. Podczas jednej z konferencji prasowych reżyserka przyznała, że związek Keats'a i Brawne zafascynował ją, "gdyż był taki czysty". 55-letnia autorka sugestywnych filmów o burzliwych związkach kochanych i niekochanych kobiet, sama dorastająca w burzliwym związku aktorki i dyrektora opery w nowozelandzkim Wellington, na początku lat dziewięćdziesiątych tuż po porodzie straciła pierwsze dziecko. Przeszła w życiu wiele, więc wychowując później małą Alice, która przyszła na świat w roku premiery Fortepianu i która, jak z humorem stwierdziła reżyserka, "jest jej najlepszym filmem", zaczęła chyba na nowo zastanawiać się prostotą i niewinnością oraz nad możliwością ich realnego odzyskania. Jeśli były możliwe na początku dziewiętnastego wieku w podlondyńskim Hampsted, a nawet w samym sercu ówczesnej londyńskiej "bohemy", dając początek najciekawszym zjawiskom w literturze języka angielskiego tamtego okresu, to czy są możliwe także dzisiaj, mimo iż na co dzień wydają się niepotrzebne i niemożliwe, a nadto jakby zupełnie nieobecne w kulturze ruchomego obrazu?

Jane Campion nie czuła się chyba na siłach, żeby opowiedzieć twierdząco na to pytanie opowieścią o całym Johnie Keatsie, zabrała jednak ważny głos w sprawie pożytków, jakie młodzi czytelnicy i czytelniczki znajdą w wierszach Keats'a, zwłaszcza jeśli sami z podobnym wysiłkiem zechcą unikać błędów, jakich Keats tam z pewnością uniknął, a także w sprawie romantycznego napięcia, które, jak wyznała Campion, "potrafi nieustannie tworzyć i tworzyć, lecz ustaje w chwili, kiedy jest skonsumowane". Na podobne konstatacje pozwalano sobie kiedyś nie tylko na Antypodach. 

  

P.S.

Polecam wszystkim film Jane Campion, wartościowy i zupełnie niepowtarzalny, mimo drobnych potknięć. Niżej załączam sympatyczne polonicum Keats'a o Kościuszce (public domain). Wszystkie jego utwory można znaleźć  internecie, a jego listy są dostępne w komercyjnej bibliotece Questia.com.

 

John Keats (1795-1821), ostatni z romantyków i najwcześniej zmarły, jest dzisiaj ceniony głównie dla swych sześciu ód napisanych latem "cudownego roku" 1819. Keats stworzył wówczas oryginalny język poetycki, bogaty, zmysłowy i surowy, spięty łagodnym, lecz wyraźnym rytmem, który w utworach z tego okresu osiąga niezwykłą dojrzałość filozoficzną. Romantyczny poeta poetów jest autorem oryginalnej koncepcji, uchodzącej za swoisty przedsionek wiary. W liście do braci z grudnia 1817 r. pisze o „zdolności ujemnej” (negative capability) polegającej na niemożności zupełnego poznania świata, która w konsekwencji każe uznać tajemnicę ukrytą w nieskończoności zjawisk. Do tej myśli stale powraca w swoich wierszach. W jednym z sonetów zdumiewa się głosem zziębniętego drozda, który w środku zimy śpiewa „jakby się rodził w cieple”.

Keats'a tłumaczył u nas z powodzeniem Stanisław Barańczak (33 wiersze, Krakow 1997), a także Jan Kasprowicz, Zygmunt Kubiak, Ludwik Dorn i inni. Listów i całości wierszy nigdy po polsku nie wydano.

To Kosciusko

Good Kosciusko, thy great name alone
      Is a full harvest whence to reap high feeling;
      It comes upon us like the glorious pealing
Of the wide spheres—an everlasting tone.
And now it tells me, that in worlds unknown,
      The names of heroes, burst from clouds concealing,
      And changed to harmonies, for ever stealing
Through cloudless blue, and round each silver throne.
It tells me too, that on a happy day,
     When some good spirit walks upon the earth,
     Thy name with Alfred’s, and the great of yore
Gently commingling, gives tremendous birth
To a loud hymn, that sounds far, far away
     To where the great God lives for evermore

1816

Do Kościuszki

Dzielny Kościuszko, już samo twoje
    Imię zbiera w naszych sercach plon
    
Najlepszy, szeleści jak kosa i jak dzwon
Wieczny
wieści żniwo, nie znoje.
Mówi o chmurach, które czystym
    Błękitem rozpękną wydając imiona
    Bohaterów, a przyszła harmonia
Sfer je wystroi i na srebrzystych
Posadzi tronach. Obiecujesz nam dzień
    Radosny, wizytę ducha na ziemi,
    Co imię twoje i Alfreda skutecznie
Złączy w jedno, a my dotąd niemi
Wzniesiemy pieśń potężną w swej

    Piersi hen, gdzie Bóg żyje wiecznie.

 

Tłumaczenie jest moje, niestety, dość nieporadne. Starałem się znaleźć rymy tam, gdzie je nosi oryginał, gorzej poszło z rytmem. Wczesny, dość jeszcze prosty sonet Keats'a na pewno zasługuje na lepsze potraktowanie.

Pierwszy angielski sonet wychwalający Tadeusza Kościuszkę napisał Samuel Taylor Coleridge i ogłosił go drukiem na łamach Morning Chronicle w grudniu 1794 -- roku insurekcji kościuszkowskiej. Wiersz ten inspirował wielu młodych romantyków. Leigh Hunt i John Keats skomponowali podobne utwory, odpowiednio w latach 1815 i 1816. Obaj zrównują wolnościowe dążenia Kościuszki z dokonaniami króla Alfreda Wielkiego, który podobnie jak nasz Chrobry zjednoczył brytyjskie księstwa w jeden organizm państwowy, wzmocnił je siecią fortec, które później dały początek miastom, a tym samym ocalił swój naród przed najazdami Duńczyków i Wikingów.

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura