Kilka lat temu opiekowałem się amerykańskim stypendystą Fullbrighta, który chciał w Polsce zrozumieć fenomen Jana Pawła II. Młody politolg z Bostonu spędził nad Wisłą ponad rok, języka uczył się już wcześniej, więc podszlifowawszy go na miejscu, czytał teksty w oryginale. Nie chodziło mu jednak tylko o teksty, bo wiele z nich mógł znaleźć u siebie, ale także o dokładne poznanie pokomunistycznej Polski i tego wszystkiego, co wciąż u nas zostało z PRL. Im więcej poznawał, tym głębsza była jego fascynacja polskim papieżem, przestrzegałem go nawet, że traci obiektywizm. On jednak uparcie powtarzał swoje: „Ja wciąż nie mogę zrozumieć, jak w tych warunkach mógł się ukształtować tak wyjątkowy człowiek? W Stanach mamy wolność, ale u nas się tacy nie rodzą”.
Ach, Karol
Im dalej od śmierci Jana Pawła II, tym wyraźniej widzę, że to, kim był jako człowiek, przesądziło o wszystkim, o całym uroku i sile jego niezwykłego pontyfikatu. Karol Wojtyła już jako dzieciak miał ambitne, lecz niezwykle trzeźwe plany, wiele od siebie wymagał, zapewne nie bez pomocy wymagającego ojca, dlatego późnej, gdy się go słuchało w czasie pielgrzynek i gdy się z nim rozmawiało, wydawał się tak niepoprawnie przedwojenny, szarmancki, męski, akowski i twórczy. Bond we wszystkich swych odmianach mógł się przy nim schować i wszyscy to bezbłędnie wyczuwali. Myślę, że ta czysto ludzka zagadka Jana Pawła II wciąż nie została wyjaśniona.
Zaraz na początku pontyfikatu jego biografowie chętnie podkreślali, że Karol Wojtyła parał się w młodości teatrem, stąd ta jego nienaganna dykcja, trafność emfazy, szacunek dla słowa, ale to niczego nie wyjaśnia, bo mężczyzn, którzy zetknęli się w życiu z kimś większym niż Kotlarczyk w Polsce nie brak, a mimo to niczym nas nie zachwycają, bywają nie gorzej zmanierowani od innych. Karol Wojtyła tymczasem zachwycał zwyczajną zwyczajnością, pełnym brakiem masek, a przecież nikt nie mógłby o nim powiedzieć, że się taki urodził, że był tworem naturalnym, wręcz przeciwnie, widać w nim było wielką pracę i zachętę do pracy dla innych.
Naturalni mężczyźni są wiecznymi chłopcami. Krzepną im bicepsy, miny, uniki, odruchy obronne i w tej postaci już prawie domkniętej w wieku piętnastu lat zatrzymują się niczym pół Dawid, pół Shrek na resztę życia. Żony nie mogą z nimi potem dojść do ładu, bo nawet jeśli nigdy nie palą, nie piją, nie brudzą, nie kłamią, na dłuższą metę są nie do wytrzymania. Niedojrzałość wychodzi z nich przy każdym większym wyzwaniu. Zakładają firmy, partie, uczelnie, teatry, a reszta świata i tak ich wyprzedza, pisze lepsze teksty, siedzi dłużej w bibliotekach, gra z większym rozmachem, lecz bez głupiej fanfaronady, a nade wszystko potrafi się dogadać z każdym bez wódki, bez tłumaczy, bez robienia fochów, dąsania się, roztrząsania przez tydzień jednej decyzji po to tylko, żeby potem i tak wszystko zwalić na innych.
Jeśli przetrwał gdzieś Polak przedwojenny, ten, którego widywałem w Północnym Londynie wśród naszej wojennej emigracji, w Polsce rzadziej, to nazywał się Karol Wojtyła i słusznie był za to kochany. Żałuję, że nikt go dotąd porządnie nie przestudiował od strony czysto ludzkiej. Po takim badaniu nawet Piotr Adamczyk jako Wojtyła, przy całym swym warsztacie, nie miałby tylu protez emocjonalnych i odruchów rodem jakby z gierkowskiego blokowiska, a męska i żeńska część jego widowni, nie wyłączając kolegów ze sceny, równie łatwo unikałaby tego tombaku w życiu.
Kim był Karol Wojtyła jako człowiek? Antropologia prędko nam tego nie powie, skoro nawet sztuka tego nie wie po dwudziestu latach wolności i mimo wciąż żywej pamięci żywego Karola Wojtyły. Nie wie jak go sportretować. Polak przedwojenny, a tak naprawdę całkiem współczesny, wciąż bardziej jest życzeniem niż rzeczywistością. Na co dzień go nie widać. Nie tylko w partiach, ale nawet na uniwersytecie snują się rzesze zahukanych kopistów, niegramotnych jąkałów, jakieś strzępy logiki mamroczące „a ja panu nie przerywałem”. Dziwię się jednak, że panie przeciw temu nie protestują. Gdyby znały na pamięć mężczyznę integralnego, to taki rodziłby się w każdym polskim domu i żaden wróg by im nie przeszkodził, żeby go wychować na ludzi.
P. S. Do Jana Pawła II jako filozofa i teologa zbieram myśli.
Inne tematy w dziale Kultura