Magdalena Żuraw Magdalena Żuraw
503
BLOG

Zgniłe jabłko Bartosia

Magdalena Żuraw Magdalena Żuraw Polityka Obserwuj notkę 5

 

Ojciec Tadeusz Bartoś, nadworny kapelan Gazety Wyborczej (obok ks. Czajkowskiego), poinformował swoich współbraci o zrzuceniu dominikańskich szat zakonnych odpowiednim Listem. Mogliśmy w nim przeczytać, że Kościół nadmiernie skoncentrował się na samym sobie, na własnym trwaniu i przetrwaniu. Brak ewolucji życia zakonnego, jego mechaniczne odtwarzanie w kolejnych pokoleniach, pomimo olbrzymiej zmiany świata, w którym dziś żyjemy, wydaje zły owoc”. Dziś – nie zgadzając się z postawą Kościoła dotyczącą m. in. celibatu czy stosunku do gejów (Wobec Boga każdy jest równy, niezależnie od tego, czy jest hetero-, czy homoseksualistą) – Bartoś wyrusza ze szturmem na papieża Jana Pawła II.  

 

Ojciec i jego dziatwa” 

Jan Paweł II. Analiza krytyczna.Pod takim tytułem odnajdziemy pozycję, stanowiącą – jak głoszą zwiastuny – pierwszą monografię Jana Pawła II, która nie została napisana na klęczkach.

 

Z różnych relacji prasowych dowiadujemy się, że „Analiza krytyczna jest może nawet ważniejszą pozycją niż Strach Grossa: znakomitego historyka”, że Bartoś przedstawia Papieża jako „postać tragiczną – główną ofiarę własnego kultu” oraz że Polak, karmiony do dziś „jak dziecko, hagiograficzną papką o cudach, górach i kajakach” wreszcie może dowiedzieć się prawdy.

 

Czym jest owa prawda? Że kult Jana Pawła II wynika z „naszych kompleksów” (jak pisze Bartoś)? Że Jan Paweł II „podbudował naszą dumę, był wybawieniem z niewoli niższości”? Że był „odpowiedzią na nasze bolączki”?

 

Trochę nie wiadomo, o co Bartosiowi ostatecznie chodzi. Pisze, że jego krytyczny stosunek do Jana Pawła II nie wynika ze złośliwości, lecz z dążenia do prawdy: Badając myśl każdego filozofa czy teologa, czy to Arystotelesa, czy Tomasza z Akwinu, Kanta, Hegla czy kogokolwiek innego, z reguły poddajemy ich dzieło krytycznej analizie. Podobnie powinno się postępować z myślą polskiego papieża”. Zaś dalej czytamy, że należy się przyjrzeć „znaczeniu papieża w historii naszej ojczyzny”. Niestety, na całych 176 stronach dziełka nie sposób dowiedzieć się, co tak naprawdę Bartoś chce poddać analizie krytycznej: myśl, postawę, czy jedno i drugie?

 

Na samym początku dowiadujemy się za to, jakie zarzuty zamierzał autor postawić Papieżowi we właściwej części książki:

1. Oschłość i oziębłość: „Choć w dialogu ze światem, odwrócony do tych, którzy byli najbliżej: braci w kapłaństwie. Jakby nieczuły na ich problemy, wzywał raczej do dyscypliny, karcił, upominał.”

2. Zamknięcie się na tematy powszechnie dyskutowane: „...nie da się z nim porozmawiać o  sprawach, które mu są niewygodne. Lista tematów tabu nie była krótka: ewolucja teologii (nowe prądy i idee), reforma Kościoła, teologia wyzwolenia, wolność w Kościele, antykoncepcja, wychowanie duchownych (..), celibat, rozumienie prawdy, rozumienie wolności (...) Nie podejmował dialogu ze swoimi krytykami, z których niejeden był poważnym teologiem, rzetelnie przygotowanym do profesjonalnej debaty”.

3. Zawziętość w zwalczaniu przeciwników: ci którzy się sprzeciwiali, byli upominani, a wreszcie usuwani z katedr teologii”.

4. Zbyt szeroka władza głowy Kościoła: „dokument końcowy redaguje papież, a sami uczestnicy zgromadzenia nie mają bezpośredniego wpływu na jego treść”.

5. Ograniczenie demokracji w Kościele: „Miast decentralizować, Jan Paweł II wzmocnił jeszcze papieski monopol w systemie nominacji kościelnych. Za jego pontyfikatu ostatnie kapituły katedralne w Europie pozbawione zostały przywileju wskazywania biskupa  w procesie nominacji. Upokorzenie, uprzedmiotowienie - oto uczucia, które wywołuje styl rządzenia ufundowany na braku zaufania. (...) Jeśli żyjemy w świecie zwanym przez Zygmunta Baumana płynną nowoczesnością, to raczej zachęta niż nakaz, promocja i elastyczność bardziej niż dyscyplinarne zakazy są metodami skutecznego działania. Czy nie będzie za późno, kiedy to zrozumiemy?”

 

             Bez głębokich analiz widzimy, że autora razi zwyczajnie sama hierarchiczna i arystokratyczna struktura Kościoła. Zdaniem Bartosia – Ojca Świętego powinny cechować demokratyzm, elastyczność i pozytywny stosunek do nowinek progresistów, które w przeciwieństwie do stanowczości, zdecydowania i nieugiętości stanowią szansę dla Kościoła. Jest to poniekąd zrozumiałe –  dla osoby porzucającej stan zakonny z powodu „feudalnego” zacofania Watykanu nawet umiarkowany konserwatyzm Jana Pawła II trąci reakcją. Niestety, owo socjologiczne wołanie o „płynną nowoczesność” chrześcijaństwa bierze w łeb po kilkunastu stronach lektury – i to z jednego prostego powodu: lekceważenia prawdy obiektywnej. W przemyśleniach Bartosia brakuje bowiem refleksji nad faktycznymi, a nie spekulatywnymi skutkami demokratyzacji Kościoła, polegającej na odejściu od wspomnianej wyżej „oziębłości” czy nietolerancji. Z książki, która ma być rzetelna i niepokorna, nie dowiemy się zatem nic o niezbyt budującym doświadczeniu protestantyzmu czy „sprotestantyzowanego” katolicyzmu w Europie Zachodniej (a więc o kościołach pustych mimo tak Baumanowskich atrakcji jak msze trójwymiarowe) – otrzymujemy natomiast wielką garść krytycznych uwag pod adresem skostniałego (bo będącego pod przemożnym wpływem papieskich nauk) Kościoła w Polsce.

 

 Bez paniki.. 

Ksiądz Isakowicz-Zaleski o Analizie krytycznej wypowiada się ze spokojem: „zamiast książki Tadeusza Bartosia wolałbym przeczytać publikację profesora teologii czy księdza, który nie walczy z samym Kościołem, nie szarpie się z hierarchami, ale występuje jako osoba znająca sprawę od środka, nadal tkwiąca w kościelnych strukturach” („Super Express”). Kapłan przypomina jednocześnie, że krytyka papieża-Polaka nie jest żadnym novum; miała ona miejsce jeszcze za życia Ojca Świętego i nie wpłynęła na pomniejszenie jego autorytetu. Budowanie krytyki wyłącznie na drobnych ideologicznych przytykach, jak wykazuje ks. Zaleski, niczego nie wnosi i nie prowadzi do żadnych konstruktywnych wniosków: „Wielkie postaci mają to do siebie, że nigdy nie zaspokoją oczekiwań wszystkich ludzi. W historii Kościoła takie osoby przez jednych były akceptowane, przez innych nie”. 

             Według ks. Zaleskiego książka Bartosia nie jest sensacją i nie powinniśmy robić dramatu w związku z faktem jej wydania. „Nie wydaje mi się w ogóle możliwe, by w jednej pozycji można było zmieścić tak wielki dorobek życia, tak wiele encyklik, książek, wypowiedzi i myśli Jana Pawła II. Na ten temat napisano już bardzo wiele zarówno dobrego, jak i złego, i nie sądzę, by autor Analizy krytycznej mógł stworzyć coś wyjątkowo rewolucyjnego. A czepianie się szczegółów niczego w tej materii nie zmieni”.

 

Oto kolejne nieszczęście książki: Bartoś rozpoczyna dzieło jako postronny obserwator obiecujący ciekawą intelektualnie syntezę, rozwija je zaś i kończy jak niewybredny psycholog, uskarżający się – niczym obrażone dziecko – o zamknięciu się papieża na dialog (przypomina to trochę niedawne ataki prasowe na introwertyzm Kaczyńskich). Jakby tego było mało – ten kostyczny, uszczypliwy ton nadaje raczej przykry wydźwięk głośnej i dramatycznej rzekomo decyzji autora o porzuceniu stanu zakonnego. Wielu czytelników wszak, chcąc nie chcąc, zadać będzie musiało sobie podczas lektury pytanie: czy Bartoś napisał szeroko reklamowaną książkę z autentycznej potrzeby odarcia Jana Pawła II z nimbu mądrości i (oczekiwanej przez wielu wiernych) świętości – czy też dla powiększenia swojej popularności rozpoczętej spektakularnym zrzuceniem habitu?

 

„Żeby być teologiem,  - czytamy w artykule (Ojciec Bartoś w centrum kryzysu życia zakonnego) Jacka Lehra - trzeba czasami otworzyć swoje serce na consensus doktrynalny i podporządkować pracę umysłu miłości. Żeby z kolei być filozofem, nie wystarczy wykładać historię filozofii i uprawiać działalność opiniotwórczą. Filozofia to umiłowanie prawdy nie subiektywnej, ale zgodnej z rzeczywistością. Z kolei, żeby być naprawdę sobą, trzeba być wiernym swoim przyrzeczeniom”.

Czego Bartosiowi pozostaje gorąco życzyć.   

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka