maia14 maia14
457
BLOG

Cierpienia bohemy...

maia14 maia14 Rozmaitości Obserwuj notkę 16

Swego czasu trudno jakoś było mi omijać środowisko teatralne. I nawet, jak po zdaniu pewnych egzaminów, nie podjęłam pracy w teatrze /bo wtedy miałam kilka pomysłów dziennie - na siebie/, to jednak tkwiłam trochę w życiu teatralnym. Może też dlatego, że zakochałam się - w trakcie gościnnego występu Teatru Tańca Conrada Drzewieckiego /m.in. przy występie tancerzy do "Yesterday" Beatlesów/ - w fotografiku, a jednocześnie oświetleniowcu teatralnym, który snobował się na przebywanie wśród aktorów i reżyserów.

Nasze uczucie trwało pośród premier teatralnych, festiwali czy wytępów gościnnych na deskach, jak choćby ten Piotra Szczepanika, kiedy to śpiewał m.in. smutne romanse pewnego nieznanego poety, który tworzył w czasie Rewolucji Październikowej. Tylko nie wiem, czy efekt odbioru u publiczności był taki, jaki sobie pan Piotr wymyślił. Otóż, artysta sprawiał wrażenie mocno znieczulonego i nawet o tragicznych sprawach śpiewał z uśmiechem na ustach, co u publiczności wywoływało salwy śmiechu. Nic to, przeponę wtedy sobie nieźle wymasowałam.

Wieczory, po teatrze, upływały nam często w restauracjo-kawiarni artystycznej, gdzie twórcy się bawili. Życie towarzyskie było tam dosyć utrwalone i kończyło się wielką popijawą oraz ukazywaniem cierpień, tego czy owego artysty, bo się nieszczęśliwie zakochał. Mnie czasami było, aż głupio, bo ja byłam szczęśliwa.

Na jedną z takich poteatralnych imprez zabraliśmy znajomych, z innej beczki. Właśnie zjechali po ukończeniu studiów we Wroclawiu. On tubylec, ona, jak sama o sobie mówiła: "spod Zielonej". Wkroczyliśmy do knajpki, a tam już zabawa była ździebko rozkręcona. Wszyscy popijali, niektórzy już płakali. Pośród tych płaczących był też aktor, który dotąd mnie się wydawał całkiem hetero, a tu niespodzianka, bo płakał po jakimś Robercie. Znajoma "spod Zielonej" była zszokowana, ale też zachwycona innością tamtego światka. A, gdy jeszcze: zobaczyła sikającego  na mur gwiazdora teatralnego, który kiedy spostrzegł jej zdziwienie rzucił, że przecież to naturalne oraz gdy była napastowana przy koedukacyjnym kibelku przez pewną lesbijkę-pracownika technicznego przybytku kultury, to uznała, że jest prawie w Hollywood.

Przypomniałam sobie tamte sceny i scenki, bo bodaj dwa dni temu oglądałam, jakiś stosunkowo nowy polski film i  dostrzegłam w nim nieszczęśliwego kochanka "jakiegoś Roberta", a myślałam, że już gdzieś się ukrył.

Z nim jest ciekawa sprawa, to aktor, który jest chyba mistrzem w ilości epizodów w polskim filmie. Bywało tak, że nawet nie było go w czołówce z napisami, a na ekranie się pojawiał. Kogóż on nie grał: więźnia, menela, pana z kolejki, sąsiada, kelnera itd. - a wszystko zamknięte w sekundowych "kreacjach". Przebił znacznie swój damski odpowiednik - Halinę Golanko, która kiedyś też grała wiele, ale krótko. A on chyba jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

 

 

maia14
O mnie maia14

"Uśmiech wędruje daleko"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Rozmaitości