Ostatnie wydarzenia budzą pewien niepokój, ponieważ są dosyć dziwne.
I tak, np. do pewnego indyjskiego ogrodu zoologicznego wpełzł był pyton i pożarł jelenia. Uczta, jednak stała mu na żołądku i nie mógł przemieszczać się o własnych siłach. W ekstazie - po wielkim żarciu - został znaleziony przez pracowników ZOO, a następnie przez nich przeniesiony do lasu. Mieli więcej zrozumienia dla pytona, niż ten dla jelenia.
Dalej: naczelny "Rzepy" napisał książkę, w której zawarł zaskakujące myśli, które przypisał bohaterowi owej pozycji. I tak: gdy ten zobaczył kobietę zakładającą nogę na nogę i poczuł, że jest umyta, bo była pachnąca, to: "najchętniej porzuciłby skórę pisarza biografa i przedzierzgnął się w radośnie merdającego pieska". Pewnie to rodzaj miłości platonicznej: machanie i już. Tylko narzuca się pytanie: jakiej rasy miałby być ten piesek? Trzeba to doprecyzować, żeby nie było podejrzeń o związki - z tym czy innym - kondominium.
I jeszcze jedno zastanawiające wydarzenie: otóż pewien weterynarz w stanie Oregon /w USA/ ratował rannego orła bielika - o imieniu Patriota - a podczas zabiegu ptak stracił oddech. Weterynarz zastosował wtedy sztuczne oddychanie, metodą usta-usta, a w tym wypadku precyzyjnie mówiąc: usta-dziób. Reanimacja się powiodła, pacjent został uratowany. Tylko, żeby w tych okolicznościach przyrody zbyt się nie przywiązał do ratownika, bo mógłby nie znaleźć zrozumienia u swoich.
Sytuacje czasami zaskakują. I dobrze, gdy pozytywnie się kończą, a potrzebujący znajdzie się pod właściwą opieką. Gorzej, gdy jest się takim jeleniem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości