Już dawno nic mi się nie śniło, aż minionej nocy... we śnie wpadli do mnie Jan Maria Rokita i Telly Savalas.
Nawet specjalnie się nie zdziwiłam, boć są mi jednak znani - z tego czy innego - ekranu.
Jan był kompletnie ubrany, a na głowie miał słomkowy kapelusz. Natomiast Telly był ubrany tylko w jeansowe spodnie, a koszulę miał przewieszoną przez ramię. Było gorąco, choć trochę mnie zmroziło, gdy zobaczyłam, że przy pasku od spodni ma dopięte kajdanki, z czerwonym futerkiem. Przypominały do złudzenia te, które kiedyś z okazji imienin podarowała mi koleżanka, mówiąc: Może ci się kiedyś przydadzą.
Jak już wpadli, to wypadało mi poczęstować ich kawą, no to ją zaparzyłam.
Trochę już pogadaliśmy, gdy nagle do Jana zadzwonił telefon. Po czym stwierdził, że musi lecieć. A Telly na to: Ja mam czas.
Zostaliśmy sami i nagle zaczęliśmy tańczyć tango... Telly był trochę zmieszany, ale rozkręcał się... i było bardzo przyjemnie.
I tylko nie pamiętam, czy w końcu powiedział goodbye, bo - niestety - się obudziłam.
Nie wiem skąd wziął mi się taki zestaw gości. Może to pokłosie tego, że niedawno usłyszałam od mojej sąsiadki, iż państwo Rokitowie bywają kilka ulic dalej, u swojej kuzynki. A Telly? Zawsze go lubiłam, bo mimo "twardej" urody, czuło się w nim pewną chłopięcą nieporadność - uroczą.
Ale, dlaczego panowie wpadli razem, to jeszcze do tego nie doszłam...
Zaczęło się od kawy...
A potem /chyba/:
Inne tematy w dziale Rozmaitości