/.../, a po nartach trzeba było iść na balety. No to całą grupą udaliśmy się do "Watry", w centrum Zakopanego.
Ludzi było multum. Znaleźliśmy stolik, zakupiliśmy piwko, a potem ktoś rzucił hasło: tańczymy. No dobra i nawet żadne "przytulanga" tylko - póki co - wygibasy.
Niestety w trakcie figur "gimnastycznych" upatrzył mnie sobie pewien bardzo starszy pan i poprosił do "wolnego"... Po krótkim czasie zaczął mieć pretensje, że nie patrzę mu w oczy. Na co ja stwierdziłam, że zgodziłam się tylko na taniec, a nie na pakiet przyjemnościowy. Był oburzony, ale odprowadził mnie do stolika.
Jezu, jak ja się zmęczyłam. Zwierzyłam się z tego jednej z moich przyjaciółek, która właśnie przeżywała gwałtowy przypływ uczuć do pewnego mieszkańca Nowego Targu i słabo okazywała mi współczucie.
Potem poznałam kogoś całkiem fajnego i kilka razy w ciągu jednej nocy reaktywowałam tę znajomość, raz nawet przebiegając po sąsiednich stolikach, które stały mi na drodze do parkietu.
Było nieźle i tylko trzeba było jeszcze wrócić do hotelu, a wszyscy już byli mocno znieczuleni.
Jakoś się przywlekliśmy, bo też kolejna z koleżanek umilała nam powrót, wywalając się w zaspy i twierdząc, że robi na nich orła cień. A był to zwykły popis przed pewnym małolatem.
Potem prysznic i łóżeczko.
A rano zamiast nart było szukanie telefonu komórkowego, wielbicielki orlich figur, ponieważ okazało się, że gdzieś w śniegu go posiała. I na nic zdało się dzwonienie do zasp - milczały. A telefon pewnie znaleźli okoliczni Górale, gdy wiosną śniegi puściły.
Na jutro życzę sympatycznej zabawy, bez strat. A w Nowym Roku: zdrowia, szczęścia i słodyczy!
Inne tematy w dziale Rozmaitości