Niebo dziś było, jak czasami w Taterkach, w niezwykłym - intensywnym - niebieskim kolorze.
Rano rześko, a potem ciepełko.
W Taterkach z rana, np. na obozowisku przy Morskim Oku, czasami przez szczelinę w namiocie, wpadały i budziły mnie ciepłe promienie słońca, a z pobliskich namiotów dochodził zapach kawy, bądź jak w przypadku dwóch kolegów - dzisiejszych "reżyszerów" - unosiła się mieszanka mleczno-grochowa, bo oni w jednym garnku gotowali wszystko, nie myjąc go wcale. Normalny "Kac Wawa".
Dziś rano, przebijał się u mnie zapach palonych śmieci lub gałęzi, dochodzący z ogrodu sąsiada, który to dokonywał już wiosennych porządków.
Nic to, gdy strzeliłam sobie kawę, to i tak niebo i lampa nad domem robiły mi dobrze, po zimie.
I tylko pies wykazywał wielkie zniecierpliwienie, zdając sobie sprawę, że dziś sobota, więc można mnie - najczęściej - naciągnąć na spacer do lasu.
Musiał się trochę naczekać, bo jakoś opornie szło mi dziś ogarnięcie się.
W końcu trochę się odziałam i ucharakteryzowałam. Faceta spiełam w smycz i pognaliśmy...
Las wygląda jeszcze smutno, bo szaro. Zwierzyna - generalnie - się przed nami pochowała, poza jedną wiewiórką-desperatką. Mój pies usiłował ją dorwać, ale, że był spięty, to mu to uniemożliwiłam.
Potem, już po wyjściu z lasu spotkaliśmy sąsiada, który puścił mi stały tekst: Jak on ciebie ciągnie. Kto tu kogo wyprowadza? Ja na to: On mnie. No i cześć.
Gdy zbliżaliśmy się do jednego ze sklepów osiedlowych - aby zrobić w nim zakupy - spostrzegłam, że znana na osiedlu przyjezdna menelka, pani "Pocahontas", znów się pokazała, tyle, że zmieniła sobie partnera, bo ten, w żaden sposób nie przypominał rudego pana "Irlandczyka".
W sklepie spotkałam pewnego sąsiada-muzyka, z legendarnej grupy rockowej i dziewczynki, które zbierały produkty żywnościowe dla jakichś dzieci, ale ponieważ pani ekspedientka nie miała drobnych i pobiegła do innego sklepu, aby rozmieniać pieniądze mojego poprzednika z kolejki, a mój uwiązany pies już się wnerwiał, to niestety nic w tym sklepie nie kupiłam i dziewczynek nie wspomogłam, czego żałuję.
Zakupy zrobiłam w sąsiednim sklepie, gdzie nie było nawet kolejki.
Później, to już tylko droga do domu i przegląd tego, co pies wąchał - fuj.
Niby nic szczególnego, ale i tak było pięknie, bo ciepło i słonecznie. Jutro ma być też przyjemnie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości