Wczorajszy Dzień Dziecka był hucznie obchodzony, tuż za moim płotem.
Graniczę - ogrodzeniem - z dwiema rodzinami: po jednej stronie mam "starych" sąsiadów, a po drugiej "świeższych". I właśnie u tych ostatnich zrobiło się bardzo wesoło, w momencie kiedy ojciec rodziny ustawił tuż za moim płotem - dla swoich latorośli - trampolinkę do skakania. I nawet, gdybym nie chciała widzieć skoków, to i tak musiałam, ponieważ widok przez trójskrzydłowe okno z mojego tzw. gabinetu - w którym często siedzę przy stacjonarnym komputerze i w otoczeniu książek - rozchodzi się na część mojego ogrodu, jak i fragment posiadłości sąsiadów, tam gdzie ustawiono trampolinę.
Na tę rodzinę składają się rodzice i czwórka chłopców, w granicach wiekowych: od ok. 2 do 12 lat. Przy czym tylko dwójka ostatnich "popiołków" sypnęła się w obecnym domostwie. Jest jeszcze suczka-goldenka, dziewczynka kupiona - podobno - aby mój pies-chłopiec się nie wściekał.
Ojciec tej gromadki wykazuje się wielką cierpliwością i miłością, kiedy oddaje się zabawom ze swoimi synami. A mama jest raczej obserwatorem oraz hamulcową, gdy chłopcy zbyt głośno się wydzierają. Ich ulubioną zabawą jest gra w piłkę nożną, co powoduje, iż często piłka przelatuje przez mój płot i wtedy mam dzwonek do furtki bądź pokrzykiwanie przez płot, któregoś z umyślnych, tekstem: Proszę pani, piłka nam wpadła. A najzabawniejsze jest to, że za każdym razem, kiedy pytam: No jestem ciekawa, który z panów ją przerzucił?, chłopcy odpowiadają: To nie my, to tata. A tata ich wtedy strofuje, żeby nie donosili.
Wczoraj było inaczej, bo zamiast piłki w ogrodzie, miałam wyskakujące z trampolinki - ponad płot - dziecięce sylwetki, które migały mi nad monitorem komputera. I przyznam, że trochę mnie to rozpraszało, więc postanowiłam wyjść do ogrodu i pobawić się z moim psem. On już tam był, zapatrzony w trampolinkę lub goldenkę. Jeden z chłopców - pięciolatek - mnie zauważył i rzucił: Dzień dobry. Mamy trampolinkę. Na to ja: Fajna. On: No, ale jest duża kolejka do skakania, więc pani się chyba nie załapie. Otworzyłam buzię, żeby mu odpowiedzieć, ale nim zdążyłam coś powiedzieć, on mnie uprzedził i stwierdził: Najlepiej, gdyby pani sobie swoją kupiła. Tylko się zaśmiałam. Jego rodzina też. Ale pomyślałam: Mały "chitrus" i wolałabym sobie kupić kolejną parę butów, niż trampolinkę. Cóż, są różne preferencje.
Inne tematy w dziale Rozmaitości