Padają biura podróży. Ludzie są ściągani z miejsc odpoczynku. Inni nawet nie wyjechali. Wszyscy - jednak - są stratni, tak materialnie, jak i nerwowo.
Okazało się, że i kluby fitness mogą upaść. Tak się stało w wypadku tego z hotelu Marriot w Warszawie. Tam się "to" nazywało: Klub World Class. I prawie do końca sprzedawano w nim roczne karnety, w cenie 2,4 tys. zł. A, gdy wczoraj klienci chcieli skorzystać z siłowni, to okazało się, iż nie ma już takiej możliwości, bo działalność została zakończona. Zgroza.
Dało mi to do myślenia i mimo, iż od kilku dni usiłuję wyjść z przeziębienia, które się do mnie przyczepiło i jeszcze trochę trzyma, postanowiłam odwiedzić swój klub. Jeszcze istnieje, choć od dłuższego czasu wisi nad nim groźba, iż zmieni się właściciel kamienicy, w której rekreacyjna działalność jest prowadzona, więc i jego przyszłość jest niewiadomą.
Jak już przyszłam, to postanowiłam skorzystać... I, to był chyba dobry pomysł, ponieważ mniej prycham, a i nad kondycją trochę popracowałam, a powinnam była to zrobić przed jutrzejszą imprezą u sąsiadów. Ci wypchnęli dzieci na wakacje i mają chatę wolną, więc sprosili gości, w tym mnie.
Pójdę, w końcu nie mam daleko. Mam przynieść tylko owoce i wódkę /zabrzmiało dosyć groźnie/. I może nie zostanę poturbowana, co mogłoby spowodować i moją upadłość.
Tu nie wszyscy mieli szczęście:
Inne tematy w dziale Rozmaitości