Wczoraj, gdy sportowy świat emocjonował się biegiem mężczyzn na 100 m, jakiś pijaczyna, mógł spowodować popsucie całego widowiska.
Kiedy sprinterzy znajdowali się już w blokach startowych, w ich kierunku poleciała butelka, która spadła tuż za ich plecami. I wtedy do akcji wkroczyła holenderska judoczka - brązowa medalistka Igrzysk - Edith Bosch, stojąca na trybunie blisko łobuza. Nie namyślając się, powaliła go - w co potem samej trudno jej było uwierzyć. Policja zatrzymała 40-letniego chuligana.
Szczęśliwie, zawodnicy byli tak skoncentrowani na swoim biegu, że nawet nie zauważyli incydentu. I całe szczęście, bo mógl on mieć wpływ na dodatkowe podenerwowanie u nich i falstarty, które mogły stać się przyczyną wykluczenia z biegu, któregoś ze sprinterów. A tak, bieg się odbył. Faworyt /Usain Bolt/ zwyciężył w doskonałym czasie i mogliśmy cieszyć się - w spokoju - radością medalistów.
Smród życia splótł się tu ze szlachetną rywalizacją. Ta ostatnia zwyciężyła.
A swoją drogą, to cała historia jest iście filmowa, a sekwencje i role są całkiem zgrabnie rozpisane: wielki sport, cztery lata ciężkiej pracy i przygotowań zawodników, finał na stadionie, desperat z innej bajki, medalistka z innej dyscypliny sportowej /która go uziemiła/, bieg i szczęśliwe zakończenie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości