Niedawna powódź, a potem trwające przez pewien czas opady, to przyczyny dzisiejszej plagi krwiopijców, komarów.
Nie można się ruszyć poza dom, aby nie zostać dopadniętym przez komarze chmary. I nie tylko wieczorem, lecz również w pełni dnia i w pełnym słońcu. W tych ostatnich okolicznościach sama dostąpiłam spotkania z komarami /a właściwie z komarzycami, bo to - podobno - one tną/, gdy chciałam uporządkować trochę mój ogród. Już krótki czas przebywania na powietrzu wystarczył, abym miała pocięte miejsca odkryte, a i przez ubranie zostałam ugodzona. W końcu ratowałam się ucieczką, do domu.
Zresztą i w domu też trzeba być czujnym, np. przy wietrzeniu, żeby nie wpuścić sobie tego towarzystwa pod dach. U mnie, choć uważałam, wczoraj kilka sztuk się przedarło i wtedy musiałam uruchomić odkurzać, aby wyłapać te zmyślne osobniki. I, gdy się układałam do snu, myślałam, że moja wojna z krwiopijcami zakończyła się całkowitym zwycięstwem, a jednak... nie, bo gdy się obudziłam i wstając odgarnęłam kołdrę, to pod nią zuważyłam jedną sztukę, żywą i leniwą, bo mną napitą. No i się nie zastanawiałam... przywaliłam, aż krew prysnęła /fuj/. Prześcieradło było do prania. Same straty.
Na komary ostręczająco - podobno - działają np.: bazylia, anyż, czosnek, eukaliptus, lawenda, geranium, melisa, rozmaryn, goździki. Ponoć w tych - aromatycznych - okolicznościach przyrody, komary tracą apetyt. I wystarczy rozdrobnić choćby jeden z wymienionych "odstraszaczy", potem natrzeć się, a nawet ubranie, żeby nie być pożartym. Może to działa, choć najlepiej jest chyba unikać - jeśli to możliwe - spotkań z krwiopijcami i przeczekać, boć przecież, kiedyś i ta plaga będzie miała swój kres. W czym powinny pomóc zapowiadane opryski, które mają być prowadzone z samolotów.
A zatem, komarom śmierć!
Inne tematy w dziale Rozmaitości