Marcin Małek Marcin Małek
126
BLOG

JAK POSĄG ZE SPIŻU - czyli suplement do Biegu

Marcin Małek Marcin Małek Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 2


I.

I nic już nie wiem

Nic...

Żeśmy jak na rzeź bydlęta 

ochoczo stąpili

w objęcia hipersamorealizacji

albo że od święta

świętością nazwaliśmy 

zwykłe chamstwo

widząc jak się w złocie tarzają

upadli wasale Ich Królewskich Mości 

z pomocą niewiast i mężów 

gotowych na wszystko 

w imię dziejowej sprawiedliwości

Bo już nic nie wiem...

skoro ptaki krewetki i ryby żrą plastik

skoro ludzie żrą mięso

i ptaki i ryby krewetki i płaszczki

sztućcami z plastiku

na talerzach z plastmasy

usadowieni wygodnie w foteliku

nad morskim brzegiem 

z łykiem dobroczynnego jodu

w promocji kup dwa za jeden

byle do przodu

I dalej nic nie wiem...

Nic o nas bez nas 

i o ludziach których

korporacja wybrała nam na przyjaciół

o życiu na raty

w domach z papier mache

nieodpornych na „pogodę dla bogczy”


II.

Poranek zapowiadał się cudownie

ludzie ptaki i drzewa 

wszystko skąpane w promieniach

ledwie obudzonego słońca

pająk w pozłocie

właśnie sięgał

po swoją nagrodę

nagroda o skrzydłach

przyswajających światło

niczym kryształki w kalejdoskopie

zdaje się pogodzona z losem

schyliła głowę na znak że uległa

Śmierć dotknęła ją delikatnie

z czułością matki 

sięgającej w stronę policzków dziecięcia

Poranek udał się wręcz przepięknie

a po obiedzie wszyscy szczęśliwi

ruszyliśmy na łąkę przed domem

ach jakiż to był dom i łąka jaka

gdzie bezlik nieopisanych stworzeń

znalazł sobie bezpieczne ukrycie przed światem

Człowiek już dawno przestał udawać

że coś w nim przetrwało z dzikiego zwierzęcia

dusza myśli i ciało

trójstopniowa przynęta

lub jak mawiają – chaos

Przez rubinowy kalendarz

pójdziemy na całość!


III.

Trzasnęły drzwi

i znowu nic nie wiem

czy to czyjś cień nieproszony

a może spiżowa figura

jakiegoś mocarza

ustawiona pod światło

pojawia się z nagła 

w obrysie korytarza

I od początku

nic dwa razy się nie zdarza

pustka w głowie

aż oczy bolą od ostrych promieni

tak wyobrażam sobie 

zabójczą biel pustych przestrzeni

i czyjś cień rzucony

pomiędzy wykusze uśpionych galerii

bo są u nas takie domy

do których powrót

nic dobrego nie wróży

Zresztą... 

Komu dziś jeszcze chce się wierzyć

zwłaszcza w przykurzone zabobony

skoro nic 

nic już nie wiemy

a jeśli jakaś prawda 

stanie nam przed oczami

kiedy się wciśnie aż do samych źrenic

wtedy mimochodem

wręcz od niechcenia

zamykamy powieki 

lub odwracamy głowę

i dla własnej wygody

to jedno wiemy o sobie

że nic

to takie skuteczne remedium

na każdą nawet zmyśloną chorobę


IV.

Tego nigdy nie było

wraki okrętów 

usiadły na złotych wydmach 

lotnych piasków wyobraźni

sen kapitanów 

śnią pięcioletni malcy zafrasowani 

złowieszczym pomrukiem oceanów

bezpiecznie czując się tylko w objęciach mamy

albo w ogrodzie na tyłach posesji

A ogród  jak z bajki – zaczarowany

w nim wierni towarzysze rebelii 

od wieków ci sami 

jak zawsze niemi i zaślepieni 

z bronią gotową na cios śmiertelny

na stos na stos

rzucają swój los straceńczy

a potem wracają przez noc

do swojej kwatery

Ich epolety kurzą się 

w starych szafach ze sklejki

a wnuki bawią się orderami

za okazane męstwo

w obliczu nieuniknionej zmiany

To było dawno i nieprawda

dzisiaj już nie biegamy

Komu to było potrzebne do diabła

ta cała ucieczka przed świtem 

i to co przekwitło w nas z czasem

kiedy się tak ustawiamy 

przed własnym odbiciem

i znowu się budzi potrzeba niebytu

śmierci potrzeba nagła

na niwie nowej ojczyzny

na użytek pościgu

za cieniem dezertera banity

w długodystansowym wysiłku

na wasz i reszty pohybel 

stoję jak posąg ze spiżu

porzucony na czyimś progu

ja czterdziestoletni emigrant

wciąż wściekły  

na tychże i samych bogów


- Publicyście

20/01/2018

Przyszedłem na świat w trzecim kwartale XX wieku i jestem. Istnieje dzięki słowu i tylko w tej mierze, w jakiej sam się realizuje – m.in. poprzez język którym wytyczam własną drogę. Nie wyróżniam się w tłumie, większość z was mija mnie na ulicy nie ofiarując nawet krótkiego spojrzenia, ale ja na was patrzę i uczę się od was, jak przetrwać poza obszarem zmyślenia. Tak, żyję w zmyśleniu, stąd większość tych, których znam nie ma o mnie pełnego wyobrażenia – należę sam do siebie i dobrze mi z tym odosobnieniem. Mam tyle twarzy, ile akurat zechcę mieć w danym momencie. Bywam wielkoduszny, ale także zawistny, łaskawy i okrutny, szczodry i skąpy, zły do szpiku kości i bezgranicznie dobry. Kocham i nienawidzę, lubuje się w kłamstwie i walczę o prawdę. Wciąż szukam odpowiedzi na to kim jestem, lub na to, jak mnie widzicie. Niektórzy mówią o mnie „poeta”, inni „grafoman nie wart złamanego grosza” – nie boje się jednych i drugich. Ważne, że ktoś mnie czyta, i że mogę się przejrzeć w waszych źrenicach jak w lustrze, albo przejść przez wasze życia, jak przez tranzytowy korytarz. Jeśli więc nadal chcecie mnie poznać, proszę was tylko o jedno – wpuście mnie do środka, wtedy i ja się przed wami otworzę. Wszakże nie gwarantuje gotowego przepisu na to kim jestem – sami musicie wybrać własną odpowiedź.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura