Jak zachowują się przedstawiciele oficjalnej nauki na Salonie najlepiej oddaje jeden z ostatnich komentarzy najbardziej schamiałego jej przedstawiciela - TzK:
Ponadto, wierszyk ten dobrze tłumaczy powody mojej szewskopasyjnej reakcji na pseudonaukowośc wszelkiej masci.
Żeby dobrze zrozumieć, czego nie wiemy, trzeba dołozyc wszelkich starań, by uprzednio posiąść rzetena wiedze na temat tego co juz "wiemy i rozumiemy".
Nasze wspólczesne zrozumienie przyrody mozna zilustrowac w postaci. Jedna strona to solidnie udokumentowane szczegóły. Niech one beda np. zaznaczone kolorem czerwonym. Po drugiej, jest "biała plama", oznaczajaca totalny brak wiedzy.
A pomiedzy tymi dwoma obszarami jest "strefa przjsciowa", w ktorej kolr czerwony stopniowo przechodzi w rózowy, coraz bledszy, az w końcu w ogóle czerwień ginie.
Pseudonaukowcy to bardzo często frustraci. Fakt, że istnieje ta "biała plama" na mapie naszej wiedzy daje im pewnego rodzaju "schadenfreude": Ha! Ci tak zwani "naukowcy" twierdza, ze wszystko wiedzą, a tymczasem ta biała plama dowodzi, ze guzik wiedza!". No i sobie myslą: trzeba wziac sprawy w swoje ręce, bo ci idioci niczego nie zdziałaja".
Niestety, ci pseudonaukowcy mają zazwyczaj bardzo słabe rozeznanie na temat tego, co już wiemy. W rezultacie, jak wynika z przytoczonego wierszyka, mają kompletnie fałszywe pojecie o tym, czego nie wiemy. Tę różowa granicę miedzy "znanym" a "nieznany" ustawiaja sobie tam, gdzie kończy sie ich własna wiedza, niekiedy nader ubozuchna. No i kiedy z takich, zakreślonych przez własna fantazje i wyobraźnię "podstaw wyjsciowych" wyruszaja na "ekspedychję poznawczą", to w czasie takiej ekspedycji też najczęsciej "odkrywają" rzeczy, które sa owocem ich własnej fantazji i niczego wiecej.
Już szereg razy tutaj byłem swiadkiem zagorzałych dyskusji, w których uczestnicy granice miedzy "znanym" a "nieznanym" ustawiali sobiue tam, gdzie była ona tak mniej wiecej sto lat temu.
Doskonała ilustracja tego, o czym mówie, jest Waldi -- który uwaza, ze jak sie dopatrzy jakiegos błędu w interpretacji wyników eksperymentu wykonanego 100 (Rutherford) czy 200 lat temu (Young), to totalnie "unieważni" to wszystko, co zrobiono w fizyce od tamtrej pory. A skoro to jest wszystko niewazne, to nie ma w ogóle najmniejszej potrzeby, by zaznajamiac sie z tym dorobkiem.
Waldi to ewidentnie przypadek patologiczny -- ale i inni nie sa tu bez grzechu.
I jeszcze jedno. "Teoria", która jest w stanie "wytłumaczyć" jeden jedyny eksperyment, jest bezwartościowa. Radze to Pani brac pod uwage przy próbie konstuowania kolejnej "teorii bańki fotonowej". Jeśli chodzi o teorie fotonową, to istnieje kolosalny materiał w postaci najrózniejszego rodzaju faktów empirycznych. We wspólczenej teorii fotonowej jest niewatpliwie spory "biały obszar", ale równiez i całkiem spory obszar solidnie zmapowany na czerwono i istniejaca teoria jest zasadniczo spójna z tymi faktami.
Przy próbie konstruowania nowych "rewolucyjnych teorii" majacych zastąpic dzisiejsza rzekomo przestarzałą "oficjalna teorie", która rzekomo zabrnęła w ślepy zaułek, warto jest sprawdzić, czy to 'rewolucyjne dzieło" jest spójne z mnogoscia znanych faktów empirycznych. Bo faktów empirycznych sie nie zmieni!!! A teoria "tłumacząca" jeden jedyny fakt, a nie tłumaczaca, czy nawet w ogóle nie bedąca w stanie odnieśc sie do całej reszty znanych faktów epirycznych, to wyłacznie dosmietnika sie nadaje.
Inne tematy w dziale Technologie