Milczy Hazelhard! Milczą inni fizykaliści!
Co ja myślę o tym ich milczeniu?
Doskonale rozumieją, że pójść przeciwko moim argumentom, to robić z siebie idiotów. Wprawdzie oni do tego już się przyzwyczaili, ale rozumiejąc, że ja nie schowam "ogona" pod siebie wolą milczeć i udawać, że to deszcz pada.
Dawno, dawno temu, jeden "wybitny" fizyk-indoktrynator, wpadł na całkowicie idiotyczny pomysł – przypisał światłu własności falowe. Jakie miał ku temu przesłanki? Szczerze mówiąc żadnych. Widocznie mieszkał blisko wody, bo właśnie przez analogię do fal, burzących jej płaską powierzchnię, przypisał temu pięknemu zjawisku, jakim jest światło, falową charakterystykę.
Nie przejmował się tym, że fala powstaje i przemieszcza się w ośrodku materialnym. Wprawdzie nie przemieszcza materii, ale dla swojego istnienia potrzebuje ośrodka materialnego.
Mało tego!
Amplituda fali jest zależna od energii włożonej w jej wywołanie i napięcia powierzchniowego ośrodka w którym ona się przemieszcza. Im większe napięcie powierzchniowe, tym szybsze tłumienie.
Fizycy twierdzą, że światło jest przemienie generującymi się polami: elektrycznym i magnetycznym, które dla swojego przemieszczenia nie potrzebuje materii.
Wśród fizyków są też tacy, którzy jeszcze nie do końca stracili poczucie uczciwości, czego świadectwem jest to, że powtarzając tą głupotę przyznają, że drgający ładunek w pierwszym rzędzie generuje pole elektryczne.
Wywołana drgającym ładunkiem fala elektromagnetyczna ma charakter fali poprzecznej, a to oznacza, że pole elektryczne i magnetyczne rozchodzi się prostopadle do kierunku rozchodzenia się światła.
Pole, nie mając masy i wymiarów rozchodzi się bez przeszkód nawet w ośrodku materialnym, a więc promień światła miałby nieskończone wymiary.
Konsekwencją tego stanu rzeczy byłoby to, że podchodząc z boku do niewidomego dla nas promienia świetlnego o dużym natężeniu, moglibyśmy stwierdzić jego obecność w dowolnej odległości od niego.
Tak jednak się nie dzieje, a więc teza o falowym (a tym samym polowym) charakterze światła, to czyste zmyślenie wykombinowane przez tych, którzy nie umieli sobie poradzić z jego cząsteczkową naturą!
Co tak naprawdę emituje drgający elektron? Łatwo się przekonać wykonując bardzo prosty eksperyment.
Zamiast elektronu w początku układu współrzędnych umieszczamy żarówkę w obudowie, w której jest jeden otworek po stronie dodatnich wartości osi X. Na ekranie, umieszczonym w pewnej odległości od układu współrzędnych zobaczymy kropkę w tym miejscu w którym oś X "przechodzi" przez ekran.
Zaczynamy przemieszczać obudowę w stronę dodatnich wartości na osi Y. Kropka przesuwa się w tą samą stronę. Gdy przesuwamy obudowę w stronę przeciwną kropka przemieszcza się w kierunku wielkości ujemnych położonych na osi Y. Gdyby ekranem była klisza, to na niej rysowałaby się linia.
W rzeczywistości, drgający elektron wysyłając swoje pole w kierunku ekranu nie jest w stanie narysować na kliszy śladu, gdyż to pole jest tylko informacją o stanach punktów położonych na dodze tego sygnału. Ten ślad może zrobić tylko cząstka przenosząca energię, która do tej kliszy dotarła fizycznie!!!
Wniosek: światło jest kompilacją pola w postaci promienia i cząstek, które uzyskując informację od tego promienia wiedzą jak i gdzie się przemieszczać!
Inne tematy w dziale Technologie