waldemar.m waldemar.m
194
BLOG

Elektromagnetyczny kolaps fizyki einegopodobnych

waldemar.m waldemar.m Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

 

Jakby wszystkiego co do tej pory było mało, Jeden bloger przypisał mi stan chorobowy definiowany przez Wikipedię jako Pląsawica Sydenhama.

 

Ponieważ nikt tak do końca nie zna swojego stanu zdrowia, więc chyba się muszę zgodzić z taką diagnozą, ale na wszelki wypadek postanowiłem sprawdzić, jaki trzeba mieć stan zdrowia, żeby na taką diagnozę wpaść.

 

Nie było to trudne, gdy przypomniałem sobie, że Jeden bloger coś tam wspominał o koligacjach rodzinnych, które były jedną z najpoważniejszych przyczyn jego zagnieżdżenia się w nauce.

 

A jak koligacje rodzinne, to genetyka i jej choroby. Stąd już tylko krok do diagnozy:

 

Pląsawica Huntingtona (choroba Huntingtona, łac. chorea chronica hereditaria progressiva, ang.Huntington's disease, chorea progressiva maior, HD) – choroba genetyczna, atakująca ośrodkowy układ nerwowy. Objawami choroby są niekontrolowane ruchy oraz otępienie.

 

Tak, tylko otępienie mogło doprowadzić tego zadufanego w sobie indokrynatora do napisania notki, która będzie gwoździem do trumny całego elektromagnetyzmu fizyki klasycznej, cyali jej kolapsu.

 

Collapsus – upadły, rozwalający się

 

Trzy lata walki. Trzy lata poniżeń. Trzy lata, podczas których odparłem tysiące najdziwniejszych ataków, jak prostych oszołomów, tak i profesjonalnych fizyków.

 

Ale w końcu i ja doczekałem się kolejnego święta na swojej ulicy. Czy spodziewałem się tego?

 

Byłem pewien, że ten dzień przyjdzie, ale nie oczekiwałem, że inicjatorem tak przyjemnych dla mnie wydarzeń będzie "sumeryjski wysłannik" – Muki.

 

Odbyło się to niespodziewanie i druzgocąco. Muki zadał tylko jedno pytanie, cytuję:

 

Proszę wykazać indukcje elektromagnetyczną światłą i SEM. inaczej pana wypowiedzi nie kompletne i kierujące na manowce określę co najmniej manipulacją.
Na razie oczekuje ścisłych odpowiedzi pan wiedzy. Bo jeśli już coś pan twierdzi to dowody tego twierdzenia powinny być w zasięgu ręki.

PS: Nigdy nie było mi dane zapoznać się z pracą J.C.Maxwell. stwierdzająca że światło jest falą elektromagnetyczną i nigdy nie zapoznałem się z dowodem z doświadczenia z pracy indukcji ze światła SEM.

Skoro twierdzi pan inaczej proszę podać zasadę przeprowadzenia doświadczenia indukcji elektromagnetycznej światła. A nie lawirować w temacie.

 

a ten siedzący w klatce własnych blokad "eurydyta" bąknął coś o egzaminach, a gdy w końcu zaczął wychodzić z tego energetycznego zawału i opublikował notkę "Pląsawica Sydenhama wokół światła", to okazało się, że "król jest nie tylko nagi, ale pachnie od niego nieprzyjemnie". Z drugiej strony, jak ma nie "pachnąć", jeśli argumenty to przeterminowane.

 

Nawet mnie ta dziecinna "obrona" Jednego blogera zainteresowała więc wtrąciłem się w rozmowę:

 

Egzamin?

Egzamin, nie egzamin. Płaczesz na Salonie, że brakuje Ci dydaktyki, to Muki daje Tobie okazję pokazania się z jak najlepszej stroiny, albo ... zniknięcia ze swoją indoktrynację.

Ja też chcę wiedzieć jak zmierzono elektromagnetyzmy światła.

Ja też chcę wiedzieć, gdzie konkretnie Maxwell wypowiedział się o świetle jako o fali elektromagnetycznej.

 

Kij w mrowisko, który stał się "gwoździem do trumny" dla Einego były wypowiedzi prof. Arkadiusza Jadczyka:

 

W tomie 2-gim swojego dzieła Maxwell ma rozdział XX: Elektromagnetyczna teoria światła. Rozdział zaczyna się od zdań w których pisze o "falującej teorii światła", w oryginale "ondulatory theory of light".

Faktem jednak jest, że Maxwell wzbrania się przed stwierdzeniem czym dokładnie jest światło.Jest "zaburzeniem ośrodka", ma naturę falującą, jest opisywalne tak samo lub podobnie jak zaburzenia elektromagnetyczne, w każdym punkcie mamy "wektor" itd itd. W rozdziale tym rozważa fale płaskie elektromagnetyczne i przymierza ich własności do własności światła.

 

Cisza zrobiła się tak głęboka, że aż zleciały się sępy – hazelhard i TcC, zapominając o tym, że nawet tacy jak ja czy Muki mamy prawo do elementarnej wiedzy, a z tego wynika, że profesjonalni dydaktycy są zobowiązani przekazywać uczącym się tylko aktualną i rzetelną wiedzę, a nie uzurpować sobie prawa do selektywnego jej dozowania.

 

To będzie dziwna notka, gdyż będzie pisana w częściach i dosyć długo. Gdy ją skończę, to opublikuję ją jeszcze raz, gdyż moi czytelnicy mają prawo do aktualnej i rzetelnej informacji.

 

Czy ktoś, oprócz tego do którego to było skierowane, odpowiedział na pytanie Mukiego?

 

Ależ tak. Na Salonie, jak i normalnie w życiu mamy wielu "pasożytów", dla których pewne ciemne kanały to miejsce ich bytownia. Wszyscy wskazywali na efekt fotoelektryczny, jako to zjawisko, które wyczerpuje znamiona odpowiedzi na pytanie o SEM elektromagnetyzmu światła.

 

Dlaczego wszyscy odpowiedzieli tak samo i nikt z profesorskiej kadry nie reaguje? Powód jest prozaiczny: "pasożyty" to głąby, a profesorowie przytaczają tylko te argumenty, które są dla nich wygodne.

 

W swojej notce, poświęconej historycznemu opisowi tego, co fizyka wie o naturze światła w świetle teorii i eksperymentu, Jeden bloger przedstawił chronologiczne argumenty mające zdecydowanie zrobić z tfurcuf idiotów, ale zapomniał waść, że ta broń jest obosieczna, a ja lubię prawdę i pragnę tylko czystej i prawdziwej wiedzy.

 

Ten historyk fizyki zapomniał również (boję się nawet pomyśleć, że mógł nie znać) słów, które znalazły się w opinii o Einsteinie, w związku z jego kandydaturą do Pruskiej Akademii Nauk w 1913 r.:

 

To,że czasami chybiałw swych spekulacjach, jak np. w hipotezie kwantówświatła, nie może byćtraktowane jako zbyt wielki zarzut, bo niemożliwym jest wprowadzanie nowych idei w nawet najściślejszych naukach bez podejmowania ryzyka.

 

Efektu fotoelektrycznego wam się zachciewa, o pogromcy pląsających, czyli wyśmiewcy ludzi chorych. Dam ja wam posmakować ten efekt.

 

Pada sobie światło na metylową płytkę (na przykład). I ... no co "i"? Wybija elektrony? Powoduje przepływ prądu?

 

A może wrócilibyśmy do 1887 i 1888 r? Kto odkrył to zjawisko? Oczywiście że Hertz i było to w 1887 r. W serii pomysłowych eksperymentów nad wyładowaniami iskrowymi między dwoma powierzchniami metalowymi udowodnił, że wtórna iskra jest wywołana światłem pierwszej.

 

A coż takiego miało miejsce w 1988 r?

 

Tej daty nigdy u profesorów fizyki nie zobaczycie. A dlaczego?

 

Ponieważ w tym właśnie roku W. Hallwachs pokazał, żeoczyszczona, izolowana płyt-ka cynkowa wystawiona na promieniowanie ultrafioletoweładuje siędodatnio, a płytka naładowana ujemnie traciładunek, nawet jeśli jest umieszczona w próżni.

 

Faraday mówił o siłowych liniach po których przenoszone są drgania ośrodka

 

A teraz porównajmy rezultaty Hallwascha i twierdzenia Faradaya z tym, co na temat światła mówię ja:

 

Swiatło - krokowo-postępowy ruch elektrino (dodatnio naładowanych cząstek) wzdłuż elektroujemnego centrum, którym jest promień będący częścią pulsującego pola elektrostatycznego.

 

Jak zważę pierwsze "za i przeciw", to jednoznacznie oświadczam: wolę być chory na "Pląsawicę Sydenhama" niż na "Pląsawicę Huntingtona".

 

Otępienie jest otępieniem, a głupim radość (tych głupich wymienię na końcu notki)

 

W 1897r., J.J. Thomson stwierdził, że fotoefekt polega na emisji elektronów: zmierzyłstosunek (ładunek/masa) dla emitowanych cząstek, a w 1899 r. oddzielnie wyznaczył ichładunek.

 

Dokładnie 100 lat później prof. Bazijew wyznaczył masę ładunku wypływającego z ogniwa prądu stałego i opublikował te dane w pracy "Ładunek i masa fotonu (elektrino)".

 

Naukowy świat milczy, czym daje świadectwo tego, że J.J. Thomson był oszutem.

 

Kto temu zaprzecza ,lub to poddaje wątpliwość ,proszony jest o dowód eksperymentalny ,że jest inaczej.

 

Chcę czy nie chcę, to te właśnie, groźnie brzmiące słowa, muszę potraktować jako zaproszenie mnie do przedstawienia dowodu. Nie wiem jednak dokładnie jakiego dowodu, więc będę analizował przedstawiony przez Jednego blogera materiał i wtrącał swoje trzy grosze tu i tam, wymagając od chama zajęcia stanowiska w przedstawionych przez niego kwestiach.

 

On wymaga, żebyśmy my przestrzegali przedstawionej przez niego

 

procedury [metodologii] postępowania:

 

- trzeba znać stan badań dotychczasowych

 

- przeprowadzić dowód teoretyczny i doświadczalny błędności dotychczasowych praw i twierdzeń

 

- formułując nowe prawa fizyki trzeba wskazać sposób weryfikacji doświadczalnej ich prawdziwości, oraz zbadać ich relacje formalne z istniejącym modelem teoretycznym [ teorią]

 

- głosząc nowe hipotezy, należy wskazać jakie z nich wynikają wnioski, co do odkrycia nowych, nieznanych dotychczas- faktów doświadczalnych.

 

Dlaczego ja uważam, że zaproszony do dyskusji jestem tylko ja? Bo tylko teorię Bazijewa "einepodobni" uważają za śmiertelnego wroga i nie bez przyczyny. On nie tylko przedstawił kompletną teroię światła, ale dowiódł ją na drodze eksperymentu.

 

Eksperymentu, którego oficjalna fizyka boi się jak diabeł święconej wody!

 

Przejdźmy do analizy merytorycznej części notki, pamiętając, że procedury [metodologii] postępowania obowiązują w pierwszym rzędzie profesorów-dydaktyków i profesorów-popularyzatorów.

 

Jakiego króliczka wyciągnął nam Eine na pierwszą "linią frontu"? Holenderskiego fizykaCh.Huygensa, o którym wiemy, że był bardziej matematykiem niż badaczem przyrody. Przymkniemy jednak na to oczy i patrzymy co takiego on nam zaproponował.  

 

Ch. Huygens sformułował zwartą teorię falowej natury światła.

 

Zdanie napisane przez Einego brzmi tak autorytatywnie, że tacy jak "M.A.S." czy "unukalhai" prędzej narobią w portki niż zastanowią się nad tym, jaką treść ono w sobie niesie.


A więc co to za treść:

1. Jeśli on sformułował zwartą teorię, to znaczyłoby, że ktoś przed nim sformułował też falową, tylko mniej zwartą.

2. Jeśli on sformułował falową teorię, to znaczyło, że przed nim musiały być jakieś inne teorie, gdyż inaczej nie byłoby potrzeby podkreślać tej falowości. Pisałoby się, że sformułował pierwszą teorię światła.

 

Dlaczego Eine opuścił ten bardzo ważny fragment historii fizyki? Przecież według Einego, teoria Huygensa nie była wstanie wyjaśnić zjawiska polaryzacji światła przy podwójnym załamaniu.

 

Co się powinno stać z taką teorią jeśli do wszystkich przyłożyć tą samą miarkę o procedurach (metodologii) postępowania?

 

Kiedy już jednak "króliczek wyjrzał" to przeanalizujmy co on nam takiego zaproponował.

 

O zasadzie Huygensa-Kirchoffa słyszeliście?

 

Mówi się w niej, że każdy punkt ośrodka, do którego dotarło czoło fali można uważać za źródło nowej fali kulistej.

 

I nic to wam nie mówi? Przecież jeśliby tak było, to światło byłoby widoczne w każdym przypadku, bez względu na wzajemne położenie względem siebie źródła światła i obserwatora?

 

A jest to możliwe? Poczytajcie dyskusje Einego ze Stanisławem Hellerem i wszystko stanie na swoje miejsce.

 

Nie będzie jakiś tam "gotenks" pluł nam w twarz, gdyż po prostu do tego nie dorósł.

Dalej lepiej.

Na zmianę jednemu wybitnemu, który nie był wstanie wyjaśnić zjawiska polaryzacji światła przy podwójnym załamaniu, przyszedł drugi, Newton, który w 1794 r,, mając w głębokim poważaniu procedury Einego, przedstawił teorię, która nie była wstanie wyjaśnić już dwóch zjawisk:

odkrytego przez siebie [pierścienie Newtona], a także tajemniczego zjawiska optycznego kryształów górskich odkrytego przez mnicha Grimaldiego jeszcze w wieku XVII.

My możemy tylko współczuć współczesnym Newtona, ale dzisiaj jesteśmy w lepszej sytuacji, gdyż mamy Einego, który wyjaśni nam, czy teoria Huygensa poradziła sobie z tym, z czym nie dała sobie rady teoria Newtona, i czy teoria Newtona bez problemów poradziła sobie z dylematem polaryzacji.

 

Jeśli on tego nie zrobi, możemy z całą odpowiedzialnością przestrzec przed takim dydaktykiem, który przymienia normy postępowania według swojego widzi mi się!

 

Wróćmy do wykładu Einego:

 

Pod koniec XVIII wieku T.Young wskrzesza teorię falową światła Huygensa i wprowadza pojęcie interferencji, oraz dyfrakcji fal świetlnych .Koniec wieku XVIII i cały wiek XIX, to wielki triumf falowej optyki francuskiej.

A.Fresnel , E.Malus ,D.Arago, Fizeau, Foucault – w dziesiątkach pomysłowych i żmudnych zarazem eksperymentów, ostatecznie ugruntowują falową teorię natury światła , wykazując poprzeczną strukturę tych fal i zachowanie się fal świetlnych przy przejściu przez różne ośrodki.

 

Nic tylko klękać na kolana i bić czołem przed tym panteonem wybitnych, ale ... dalej nikt nie wie, czy T.Young poradził sobie z problemem teorii Huygensa i teorii Newtona. Chcecie coś na ten temat się dowiedzieć. Do książek tłuszczo, do książek. My jesteśmy tak wibitni, że napisaliśmy dla was tak dużo książek, iż w nich każdy znajdzie dla siebie coś podchodzącego, a czy będzie to miało jakikolwiek z Przyrodą? Kogo to obchodzi!

 

Doszliśmy więc do poprzecznej struktury fali. A jak taka struktura, to oczywiście Faraday i Maxwell. Stąd już tylko kilka machnięć pałeczką wyruczałeczką i ... jest fala elektromagnetyczna.

 

Gdyby ktoś miał wątpliwości co to wydra, ta elektromagnetyczna, to sięga do wykładu Einego i dowiaduje się, że:

 

Dziesiątki eksperymentów Kerra, Verdeta, Cottona, Moutona, Wienera,Zeemana (zob.[5]) pozwoliły wyznaczyć strukturę promienia świetlnego, jako układu związanych, dynamicznych pól elektrycznych [ E ] i magnetycznych [B ], i pod dziś dzień przez wektor świetlny rozumiemy wektor E pola elektrycznego[ na niego właśnie reaguje siatkówka naszego oka, a nie na wektor B].

 

Kto temu zaprzecza ,lub to poddaje wątpliwość ,proszony jest o dowód eksperymentalny ,że jest inaczej.

 

Ja temu zaprzeczam Panie Eine. Ja temu zaprzeczam!

I w ślad za ulubionym przez Pan komentatorem (M.S.A.) mówię:

Nie muszę przeprowadzać doświadczeń na dokazanie

 

Panu, że karmi Pan maluczkich stekiem głupot. Pisze Pan, że siatkówka oka reaguje na wektor E pola elektrycznego, a nie reaguje na wektor B pola magnetycznego?

 

A jak Pan to stwierdził, jeśli światło jest niby kompilacją tych dwóch wektorów???

waldemar.m
O mnie waldemar.m

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Technologie