Dokonano jakiegoś przestępstwa. Tak twierdzą pieski (nawet nie psy gończe) na posługach politykierów, czyli prokuratura.
Ja patrzę na to wszystko co się dzieje wokół "Wprost" z perspektywy czasu i miejsca, więc mogę sobie pozwolić na logiczną analizę sytuacji.
Po pierwsze zadaję sobie pytanie: Jakiego przestępstwa dokonano? I odpowiadam sam sobie:
1. Dokonano nielegalnych nagrań.
2. Wszystko wskazuje na to, że przestępstwem była treść rozmów urzędników państwowych
3. Dokonano przestępstwa publikując treść nagrań
4. Dokonuje się przestępstwa, gdyż nie wydaje się organom śledztwa nośników, na których dokonano nagrań.
5. Dokonuje się przestępstwa, gdyż siłą próbuje się ukraść nośniki na których dziennikarz "Wprost" ma zapisane nagrania dokonane w publicznym miejscu.
Zastanówmy się nad każdym z tych wariantów.
Przeżyłem ponad 60 lat i jeśli mnie nawet ktoś nagrywał nielegalnie, to nigdy te nagrania nie ujrzały światła dziennego, i były po temu dwa powody:
1. Moje gadki nie zagrażały państwu i ludziom.
2. Moje gadki nie mogły przynieść zysku tym, którzy nagrywali.
W tym jednak wypadku mamy do czynienia z czymś absolutnie innym. Gadatliwymi okazali się urzędnicy państwowi, którzy doskonale wiedzieli, że będą dokonywali przestępstwa. Gdyby było inaczej, to nie jeździliby do jakiejś speluny, jakiegoś szemranego knajpiarza, tylko gadaliby w drogich, wręcz eksluzywnych gabinetach opłacanych z naszych podatków.
Zachowanie politykierów, prokuratury i służb specjalnych jest tak nielogiczne, jak podstawy fizyki kwantowej.
Oni szukają nagrywającego, zamiast wypieprzyć na zbity pysk bołtunów, którzy w godzinach pracy szwendają się po spelunach nie sprawdzonych pod względem bezpieczeństwa przez służby specjalne i robię wszystko żeby naruszyć prawo.
Nie byłoby taśm, na których politykierzy jednoznacznie udowadniają, że prawo jest tylko dla maluczkich (np. takich jak ja), gdyby bołtuny gadały podczas przerwy obiadowej (mam nadzieję, że taśmy nie były nagrane w godzinach ioch pracy, gdyż to byłoby 6-te ewentualne przestępstwo) o dupie Marynie.
Jaki powinien być rezultat tej afery wywołanej przez politykierów i ich piesków?
Cofnięcie pozwolenia na dostęp do tajemnej informacji dla wszystkich bołtunów, którzy mają dostęp do takowej, oraz wotum nieufności dla tego, kto ich na tych posadach zatrudnił.
A dopiero potem inne pytania!
Czy rzeczywiście dokonano przestępstwa nielegalnego nagrania?
Nie wiem co mówi na ten temat polskie prawo, ale wiem, że jeżeli dokonano takiego przestępstwa, to publikacja "Wprost" jest temu potwierdzeniem i nie potrzeba szukać żadnych innych dowodów.
Podaje się sprawę do sądu i sąd niech zajmuje stanowisko w tej sprawie. A to stanowisko może być bardzo ciekawe.
Sąd daje szansę "Wprost" ujawnienia osoby, która przekazała im to nagranie. Jeśli tygodnik nie ujawnia takiej osoby, to sąd przyjmuje, że nagrywającym jest ten, kto posiada nagranie i je rozpowszechnia i skazuje odpowiedniego redaktora zgodnie z prawem na odpowiedni wyrok.
Jeżli tygodnik wycofuje się z tych nagrań i twierdzi, że to taki żart, sąd skazuje dziennika za zamach stanu i dostaje on dziesięć razy dłuższy wyrok, niż gdyby to nagranie było faktem.
I nie potrzeba byłoby wojować o jakieś tam nagranie!
Inna sprawa to odpowiedzialność polityczna tych bołtunów, którzy dali się nagrać.
Oni nie powinni przebywać na swoich stanowiskach dłużej, niż 24 godziny, a ich szef powinien przeprosoić Polaków i iść czyścić kominy.
Inne tematy w dziale Polityka