Od początku konfliktu zbrojnego na wschodzie Ukrainy, wolonterzy wzięli na siebie ciężar zaopatrzenia wojaków i gwardzistów w sprzęt ochrony osobistej, tj. kamizelki kuloodporne i kaski kewlarowe.
Ponieważ w ukraińskiej armii na potokach finansowych siedzą sami złodzieje, a na zaopatrzeniu armii chcą zarobić ci, którzy już przywykli do takiego życia, to nasi żołnierze nie dostają niczego, czym mogliby uchronić swoje życie od kul snajperów i odłamków.
Wolonterzy jado do Polski, kupują odpowiedni sprzęt i przewożą go na sobie do Ukrainy. Dlaczego na sobie? Bo te mendy chodzące, ukraińskie celniki, nie wpuszcają ich z tym niezbędnym sprzętem przez granicę.
Jakoś ludzie sobie radzili. Czy to dogadywali się z celnikami, czy też płacili im, ale jakoś to szło.
Jednak od dnia, gdy Poroszenko ogłosił jednostronne przerwanie ognia, zginęło już 67 ukraińskich żołnierzy, a polska Strań Graniczna się wściekła i zatrzymuje na granicy ten sprzęt za który Ukraięcy zapłacili swoimi krownymi pieniędzmi. Tak jest np. w Hrubieszowie.
I co ciekawe, Ukraińcy kupują kamizelki kuloodporne bez pancernych wkładek, czyli de facto kupuje maskujące szmatki.
I te też Polacy zatrzymali.
To jest skurwysyństwo, a wy, Salonowcy, zamiast uczynić odpowiednie larum, zajmujecie się szmaciarzami z PO!
Macie jeszcze choć trochę honoru?
Inne tematy w dziale Polityka