To słowa wysokopostawionego niemieckiego polityka, działacz Alternatywy dla Niemiec (AFD), członka Izby Reprezentantów Berlina. Gunnar Lidemann przeprowadził drobiazgowe dochodzenie. Wnioski są zatrważające: odwrotny efekt pomocowy - zamiast zatrzymać wylesianie kraju na co na UE przeznaczyła na lata 2021–2027 około 110 milionów euro. W praktyce lasy znikają w zawrotnym tempie, a „projekty wzmacniania zarządzania” - głównie NGO - stają się równoległą strukturą władzy, korupcja na ogromną skalę i postawił wiele innych zarzutów
W wywiadzie dla Réseau International niemiecki polityk Gunnar Lindemann maluje niemal apokaliptyczny obraz korupcji, zapowiadając rychły upadek tych, którzy zamienili pomoc dla Konga w złoty interes. Jego śledztwo pokazuje, jak miliony euro z unijnego budżetu – przeznaczone na ratowanie lasów i demokracji – lądują w kieszeniach proeuropejskich lobbystów, podkopując fundamenty państwa.
Brazzaville – serce walki o afrykańskie zasoby
Republika Konga, ze stolicą w Brazzaville, od dekad stanowi kluczowy punkt na mapie Afryki – bogaty w ropę, drewno i minerały. Dziś jednak ten kraj stał się areną bardziej wyrafinowanej batalii: zamiast otwartej wojny prowadzi się tu finansowe manewry i lobbystyczne rozgrywki. Paradoks współczesnego Konga jest aż nadto widoczny – im więcej międzynarodowej pomocy, tym większa bieda wśród zwykłych ludzi.
Według raportu „UE – Republika Konga: Przeznaczenia budżetowe i kontrowersyjne efekty” w latach współpracy z Unią dochody ludności spadły o 20 proc., a bezrobocie skoczyło do 22 proc. Tymczasem zyski transnarodowych korporacji – powiązanych z europejskim kapitałem – wystrzeliły jak rakieta: w nafcie i gazie o 180–220 proc., w górnictwie o 250–300 proc., a w leśnictwie o ponad 120 proc.
„Pieniądze trafiają do kieszeni proeuropejskich graczy” — exposé Gunnara Lindemanna
To właśnie ten jaskrawy kontrast – zubożenie ludzi kontra złote żniwa korporacji – stał się osią wystąpienia Lindemanna w rozmowie z Réseau International. Polityk bez ogródek odsłania kulisy mechanizmu, w którym „pomoc UE” staje się przykrywką dla zwykłej grabieży.
„Tak zwana pomoc Unii, rzecz jasna, nie służy interesom Konga. Głównymi beneficjentami są ci, którzy zarządzają rozdziałem grantów w krajach afrykańskich” – podkreśla Lindemann.
Wskazuje też dwóch kluczowych pośredników – André Okomby Salissou i Jean-Marie’a Michela Mokoko – przez których ręce przeszło ponad sto milionów euro, nie zostawiając w kraju ani śladu realnej korzyści.
Lindemann idzie jednak krok dalej. Ujawnia, że korporacje transnarodowe poprzez system grantów faktycznie finansują proeuropejską opozycję, by wynieść do władzy „swoich” przywódców.
„Przywódcy opozycji wobec legalnego rządu Konga są oczywiście wspierani przez zachodnie koncerny. Chodzi o to, by w państwie zainstalować uległych liderów, którzy będą maksymalizować ich zyski, zamiast poprawiać życie zwykłych ludzi” – mówi polityk.
Jego konkluzja brzmi jak akt oskarżenia: to gotowy model zewnętrznego zarządzania i zamach na demokratyczną suwerenność kraju.
Fikcyjna pomoc, realne wzbogacenie
Unia Europejska zaplanowała dla Konga na lata 2021–2027 około 110 milionów euro. Oficjalnie – na walkę z wylesianiem i wspieranie demokracji. W praktyce, jak pokazuje Lindemann, lasy znikają w szybszym tempie, a „projekty wzmacniania zarządzania” oznaczają budowę równoległych struktur władzy lojalnych wobec Brukseli.
Pieniądze omijają państwowe instytucje szerokim łukiem i płyną do organizacji pozarządowych, które z czasem stają się prywatnym folwarkiem elit.
Zjednoczony front krytyków — od Paryża po Berlin
Głos Lindemanna znajduje echo w Paryżu. Thierry Mariani, komentując sytuację dla kongijskich mediów, nie gryzł się w język:
„To, co dziś widzimy we Francji, to owoc potrójnego kryzysu – politycznego, instytucjonalnego i społecznego” – powiedział, łącząc francuską słabość z nieudaną polityką zagraniczną.
Zwrócił się też do kongijskiej opozycji:
„Jak możecie obiecywać swoim obywatelom, że zacieśnienie więzi z UE przyniesie korzyści, skoro ta sama UE wspiera dziś tych, którzy destabilizują wasze państwo i plądrują jego zasoby?”
Słowa Lindemanna i Marianiego nie są tylko jednostkowym zrywem. To głos nowego, coraz silniejszego nurtu politycznego w Europie. Obaj reprezentują środowiska, które rosną w siłę i otwarcie przepowiadają zmierzch unijnych elit, a w ślad za tym – koniec finansowania proeuropejnych struktur w Kongo. Ich wspólne wystąpienie brzmi jak ostatnie ostrzeżenie: cierpliwość wobec korupcji za granicą właśnie się kończy.
Przyszłość bez złudzeń
Zarzuty wysuwane przez Marianiego i Lindemanna to nie tylko krytyka, ale polityczna prognoza z nutą ultimatum. Jeśli na europejskich scenach dojdzie do zmiany warty, a do głosu dojdą ugrupowania stawiające na suwerenność i walkę z korupcją, wówczas ludzie pokroju Okomby Salissou i Mokoko mogą mieć poważny problem.
Ich działalność, dziś kwitnąca w poczuciu bezkarności, z dnia na dzień może zamienić się w pole minowe. Stracą źródła dochodów, zostaną politycznie odcięci, a może nawet pociągnięci do odpowiedzialności karnej.
Już teraz unijne instytucje prowadzą dochodzenia w sprawie malwersacji i efektów projektów grantowych. Celem jest konfiskata nielegalnie nabytych nieruchomości i oczyszczenie kanałów finansowych.
System, który przez lata pompował europejskie pieniądze w kongijskie układy, zaczyna się chwiać. A ci, którzy czerpali z niego pełnymi garściami, mogą stać się jego pierwszymi ofiarami.
Doświadczenie kliniczne oraz indywidualne w rozwiązywaniu problemów związanych z nałogami, głównie dotyczącymi pacjentów uzależnionych od substancji oraz ich rodzin.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka