HareM HareM
96
BLOG

Sezon 2019/20 w liczbach. Stoch i s-ka na tle rywali (12)

HareM HareM Skoki narciarskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Tak oto docieramy do końcowego podium sezonu. Na widelcu zatem trzeci zawodnik minionej zimy, wielki bohater sezonu 2018/19, Rioju Kobajaszi.
Jakby na sprawę nie patrzeć Japończyk, przynajmniej przez kilka najbliższych lat, będzie cały czas porównywany z Wielkim Rioju AD’19, w którym zapędził resztę stawki do narożnika i tam niemiłosiernie ją, tak w całości jak i każdego z osobna, obił.  Tyle, że takiego sezonu pewnie nigdy nie powtórzy. Taki rok się zdarza raz. Tylko raz i więcej nie. Dlatego takie porównanie wypadnie dla niego mało korzystnie. Za to fakty i liczby bezwzględne dotyczące ubiegłej zimy świadczą jednak zdecydowanie na korzyść Samuraja. Mimo, że ta zima była tamtej, łagodnie pisząc, nierówna.
No to przejdźmy do tych faktów. Kobajaszi Lepszy (czy, dla wrażliwców, Młodszy) zdobył w minionym sezonie 1178 pkt (ponad 900 mniej niż sezon wcześniej), wyrywając na finiszu podium Dawidowi Kubackiemu. Tak Bogiem a prawdą i po głębszym zastanowieniu to chyba jednak zasłużenie, bo w końcu brał udział w dwóch konkursach mniej. Za dużo by pewnie w tych konkursach punktów nie zdobył (mała skocznia w Rasnovie to nie byłby jego wielki atut), ale skakał w 25-ciu, a Polak w 27-miu zawodach głównych. I tego podważyć się nie da.
Rioju wygrał ubiegłej zimy trzy konkursy. Równe 10 mniej niż rok wcześniej. Te trzy zwycięstwa dają mu w stawce miejsce trzecie, choć tyle samo wygranych na koncie mają obaj polscy liderzy. Co zresztą nie ma większego znaczenia oprócz tego, że jest wyżej niż oni w mojej tabelce. A to się na nic nie przekłada, stety albo niestety. Zresztą. Japończyk, jak wyżej wspomniałem, startował w dwóch zawodach mniej niż Polacy, więc w tym wypadku ma wyższy współczynnik zwycięstw i jego trzecie miejsce jest tutaj jak najbardziej na miejscu.
Na podium stanął w całym sezonie razy 8, czyli o 13 mniej niż w poprzednim. Ale za to o 8 więcej niż w całej karierze przed tym poprzednim. Ta „poprzednia” I-ligowa kariera to w sumie ledwie trzy, a właściwie 2,5 zimy, ale tak było. Podaję fakty. W rankingu podiumowiczów za sezon Kobajaszi miejsce na podium utracił na rzecz Kubackiego. Jak najbardziej zasłużenie, bo Polak, nie dość, że ma więcej podiów na koncie, to i lepszy współczynnik pudłowania.
Minimalnie poza pudłem znalazł się Samuraj jak chodzi o miejsca w czołowej 6-tce poszczególnych konkursów. Stracił do podium tylko punkt (on znalazł się w szóstce 14-krotnie, trzeci Kubacki – 15 razy). Gdyby jednak przeliczać to na starty, to byłby minimalnie przed Polakiem. Natomiast porównać jego wyniku z tym z sezonu 2018/19 się nie da. Wtedy w najlepszej szóstce lądował młodszy z Kobajaszich aż 23 razy. No, ale tak jak już wyraźnie zaznaczyłem, taki sezon se ne vrati. Tym bardziej, że jego trenerem od maja ubiegłego roku jest Richard Schallert. Człowiek, który skutecznie zachwiał, całkiem przyzwoitymi niegdyś przecież, skokami czeskimi.
Wrócił Kobajaszi na trzecie miejsce w peletonie, jeśli policzyć jego miejsca w najlepszej 10-tce konkursów. I to bezapelacyjnie. Wyprzedził wyraźnie Kubackiego, a współczynnikowo prawie doszedł drugiego w tym rankingu Krafta. Co specjalnie zresztą dziwić nie może, skoro był w 10-tce w 80-ciu % zawodów, w których brał udział. Czyli w 20-tu na 25. To jest wciąż o 7 mniej niż rok wcześniej, ale o skromne 19 więcej niż w dwóch kolejnych najlepszych sezonach.
Najlepsze statystyki porównawcze w zestawieniu z rywalami ma Japończyk jak chodzi o miejsca w czołowej 15-tce pojedynczych zawodów. Jest w stadzie dalej trzeci, ale ma tylko 1 pkt straty do Krafta i 2 do Geigera. W 23-ch, czyli w 92% konkursów, w których uczestniczył, lądował wśród najlepszych 15-tu zawodników wieczoru (popołudnia). Jego współczynnik jest niższy, i to zaledwie o 0,01, tylko od współczynnika Geigera, a trzeciego Krafta bije tu Rioju o trzy setne. I znów, jak to porównamy z sezonem wcześniej, to wygląda to średnio na jeża (zimą 2018/19 Kobajaszi był w 15-ce aż 28-krotnie), ale obiektywnie rzecz biorąc, nie mówiąc już o porównaniu do innych jego sezonów, przedstawia się to  imponująco.
Ani raz w sezonie nie było Japończyka w konkursie na miejscach 16-20. Za to dwukrotnie kończył w trzeciej 10-tce. Z tej racji jego pozycja w peletonie, myślę tu o lokatach w czołowej 20-tce, siłą rzeczy się obniżyła. Spadł na miejsce piąte. W rankingu bezwzględnym, bo współczynnikowo jest czwarty. Wyższy procent obecności mają Geiger, Kraft i, lokujący się w czwartej piątce konkursu aż 3-krotnie, Stoch. Ponieważ rok wcześniej Kobajasziego również w czwartej piątce konkursu ani razu nie było (najsłabszy jego wynik to było miejsce 14-te, kiedy to jedyny raz nie zmieścił się w 10-tce), to jego tegoroczna strata, w omawianym w tej chwili zakresie, do zeszłosezonowej „życiówki” pozostaje na poziomie tej z poprzedniego akapitu. Był w tym roku w czołowej 20-tce dokładnie o 5 razy mniej niż w sezonie 2018/19. Przy czym oczywiście ta różnica, oprócz ewidentnego faktu, że był w tym roku w słabszej formie, wynikała, w jeszcze większym stopniu, z jego absencji w Rasnovie oraz z tego, że minionej zimy rozegrano jeden konkurs mniej niż rok wcześniej.
Powtórzył Kobajaszi swój wyczyn sprzed roku w jednej materii. Zdobył punkty we wszystkich pucharowych zawodach, w których skakał. Tyle, że było ich „tylko” 25, przez co, mimo że współczynnikowo osiąga ten sam wynik co innych czterech, najlepszych w tej mierze, skoczków, to w liczbach bezwzględnych lokuje go to dopiero na miejscu piątym w stawce (Kubackiego i Leyhe, przy tej samej liczbie miejsc w 30-tce, wyprzedza lepszym współczynnikiem).
Ciekawostka. Kobajaszi jest jedynym skoczkiem, który prze całe dwa ostatnie sezony punktował w każdym starcie. Drugim byłby Kamil, ale skrewił półtora roku temu w Zakopanem. Choć może nie on, a imć Sedlak, puszczając go w skrajnie złych warunkach? Powiedzmy, że dokładnie nie pamiętam. Wracając do Japończyka. Jego seria nieprzerwanych niczym punktowań trwa dokładnie od 6 stycznia 2018 roku, kiedy to, po zajęciu pechowego 31-go miejsca kilka dni wcześniej w Innsbrucku, był 20-ty w Bischofshofen. Punktuje zatem nieprzerwanie od 63-ch konkursów. Na dziś wydaje się, że może tą serię wydłużyć do rozmiarów niebotycznych. Ale w skokach niczego nie można być pewnym oprócz tego, że niczego nie można być pewnym.
Co do przyszłości bohatera dzisiejszego odcinka. Cóż. Potencjał jest ogromny. Pisałem o tym kilka razy w różnych miejscach. Moim zdaniem możemy mieć do czynienia z nowym Małyszem. Może nawet Nykaenenem. Tyle, że od roku trenerem Japończyka jest Schallert. Nie chcę się powtarzać. To nie jest trener na miarę talentu tego skoczka. Rozumiem, że nie można powtórzyć takiego sezonu jak ten w wykonaniu Kobajasziego rok temu. Rozumiem, że po takim sezonie musi przyjść obniżka formy. Ponadto cały powyższy tekst jest świadectwem tego, że uważam tę „obniżkę” za coś w karierze Japończyka wyjątkowo udanego. Ale mimo wszystko. Gdyby go w tym roku trenował ktoś pokroju Horngachera czy Stoeckla, to jego wyniki byłyby na pewno lepsze. A zdecydowanie lepsze byłyby na pewno perspektywy na kolejne fantastyczne sezony. A tak? Proszę się przyglądnąć historii karier Jandy czy Koudelki. Na miejscu Japończyków zrobiłbym wiele, by Kobajaszi zmienił trenera.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport