6 lat temu, kiedy kończyły się lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Berlinie, wydawało się, że zdobyte przez Polaków 8 medali (2 złote, 4 srebrne i 2 brązowe) będzie na dziesiątki lat rekordem nie do pobicia. Minęło rzeczone 6 lat i polscy lekkoatleci w piękny sposób rozprawili się z berlińskim rekordem.
Mistrzostwa się jeszcze nie zakończyły, jutro będą bowiem jeszcze trwały pełną gębą, a na koncie reprezentacji Polski też 8 medali, ale zestaw lepszy jakościowo, bo wywalczyliśmy trzy złota.
Jest się naprawdę z czego cieszyć. Również w kontekście przyszłorocznych igrzysk.
No i warto pamiętać, że reprezentacja Polski to nie tylko medaliści. Było oprócz nich przecież jeszcze parę osób, których występ mógł zachwycić polskich kibiców w równym stopniu. Nie mówię, że na igrzyskach ci ludzie na pewno zdobędą medale, ale z racji tego co prezentują już teraz i w jakim są wieku, można mniemać, że w ich wypadku powinno być jeszcze lepiej niż obecnie. Przede wszystkim mam na myśli Patryka Dobka i Joannę Jóźwik. Wdarli się do światowej czołówki w stylu budzącym spory respekt. Nie miałem dotąd przekonania do Kamili Lićwinko. Była dla mnie typem Grażyny Rabsztyn. Rewelacyjna w zawodach o pietruszkę i słaba, głównie psychicznie, w zawodach prestiżowych. Dzisiaj Polka pokazała, że na imprezie naprawdę mistrzowskiej też potrafi być wielka. To, że nie zdobyła medalu, to efekt tego, że znalazły się trzy jeszcze lepsze tego dnia zawodniczki. Ale poziom zaprezentowany na mistrzostwach przez naszą skoczkinię można spokojnie, i bez jakiejkolwiek przesady, porównać do pekińskich wyników Małachowskiego czy Fajdka.
Mistrzostwa prawie za nami. Miały swoje plusy, miały też i minusy. Największym plusem ewidentne było zabranie się za dopingowiczów z Ameryki Pn i Europy, co widać jak się spojrzy na tabelę medalową i porówna, na przykład, obecne i przeszłe, choćby te sprzed dwóch lat, osiągnięcia Amerykanów, Rosjan i Niemców.
Żeby nam nie było za dobrze to WADA postanowiła obchodzić, niczym święte krowy, sportowców z innych kontynentów ze szczególnym uwzględnieniem pewnego kraju afrykańskiego i pewnego środkowoamerykańskiego. Mamy więc nowy rodzaj poprawności politycznej IAAF. Miejmy nadzieję, że długo to już nie potrwa. Zbyt grubymi nićmi to szyte. Świat tego więcej nie kupi. Pytanie czy musi kupować tak długo.
Innym minusem był niewątpliwie sposób pokazywania konkurencji technicznych, a konkretnie dysproporcja w bezpośrednim przekazie z konkurencji biegowych i pozostałych. Być może przemawia przeze mnie tzw. „patriotyzm lokalny”, bo w nas akurat uderza to najbardziej, no ale myślę, że nawet najbardziej obiektywny kibic mógł się w Pekinie z tego powodu zjeżyć.
Reasumując jednym zdaniem. Strasznie miła dla polskiego kibica sportowego była mijająca dekada. Oby każda następna była podobna. Nie tylko w tym roku, ale w każdym następnym.
Inne tematy w dziale Sport