HareM HareM
880
BLOG

Dwie totalne klapy

HareM HareM Sport Obserwuj notkę 12

Tegoroczna rywalizacja skoczków narciarskich jest nieco specyficzna. Tylko bowiem raz na cztery lata zdarza się w tym sporcie, że zawodnicy nie stają w szranki ani na mistrzostwach świata, ani na igrzyskach olimpijskich. Ten problem dotyczy zresztą całego narciarstwa klasycznego, nie tylko skoków. Oczywiście jest jeszcze kilka innych dyscyplin sportu, gdzie też, od czasu do czasu mamy tzw. „martwy sezon”. Ale tacy lekkoatleci, na przykład, takich sezonów nie doświadczają. Przynajmniej ci europejscy.

FIS, żeby skoczkowie i kibice byli jednak w jakimś napięciu, wymyślił ersatz w postaci mistrzostw świata w lotach. W lotach czyli w niemal dwa razy dłuższych skokach. Nie będę się rozwodził nad jakością tego substytutu. Jednym się podoba, innym mniej. Jest natomiast faktem, że w takim roku jak obecny, dwie najważniejsze imprezy zimy to rzeczone MŚwL oraz Turniej 4 Skoczni, którego wartość z powodu wyżej podanej przyczyny też jest jakby większa niż w pozostałych sezonach.

Przedmiotowe zawody są już za nami. T4S, jak zwykle, skończył się 6. stycznia, czempionat w lotach dobiegł końca w dniu wczorajszym. Swoją drogą to ciekawe, że jak ta impreza odbywa się na mamucie w Austrii, to musi mieć miejsce tuż po T4S. Wszyscy mogą zorganizowac tę imprezę albo na koniec sezonu albo w terminie zwykłych MŚ czy IO, czyli mniej więcej w połowie lutego, tylko Austriacy wiecznie mają z tym problem. Tak więc dwie główne imprezy sezonu przypadły tydzień po tygodniu. Rewelka. To tak jakby mistrzostwa świata w rękę zorganizować tydzień po ME. I cały skokowy swiat siedzi cicho. Spróbowali by Czesi albo inni Słoweńcy choćby o tym pomyśleć, żeby w tym terminie najważniejszą imprezę zimy na swoich mamutach organizować. Już by pan Hofer ich niepoukładane myśli uczesał. Ale wróćmy wreszcie do meritum.

Czego dokonali Polacy na dwóch głównych zawodach sezonu? Polacy, którzy dzięki rozpętanej 15. lat temu i trwającej do końca kariery naszej ikony skakania na nartach, a potem ogromnie jeszcze wzmocnionej wielkimi sukcesami Kamila Stocha małyszomanii, powinni dziś zbierać, pełnymi wiadrami, żeby nie napisać kontenerami, jej owoce.

Powinni, ale nie zbierają. Nie zbierają, bo klika rządząca polskimi skokami, miast wykorzystać powyższe, w zupełnie amatorski  i nie przystający do dzisiejszej rzeczywistości sposób zawiaduje skokami. Od siedmiu lat na stanowisku głównego trenera nie mamy prawdziwego profesjonalisty. Mamy gościa, który bezwolnie realizuje politykę prezesa, który tak się do tej roli nadaje jak Komorowski nadawał się na prezydenta.

Efekty przyszły już w zeszłym sezonie. Udało się je, w części, zamieść pod dywan zasłaniając się kontuzją Stocha, co było oczywiście manipulacją, bo Kamil stracił formę wtedy, kiedy po kontuzji nie było śladu. Forma miała przyjść w tym roku. No i przyszła.

Jako taki wizerunek Polski ratują ci, których Kruczek w kwietniu zeszłego roku albo jeszcze rok czy dwa wcześniej, najpierw doprowadzając ich formę do ruiny, usunął ze swojej kadry i przez to mogli się, dzięki treningowi z innymi trenerami, odrodzić (Hula, Kot, Kubacki), bądź ci, którzy wcześniej z Kruczkiem do czynienia nie mieli w ogóle (Stękała). Cała kadra A, tj. Stoch, Żyła, Murańka, Ziobro i Zniszczoł, skacze, szczególnie jeśli porównać to z ich możliwościami potencjalnymi, na poziomie żenującym.

Ocena w takich sportach jak skoki narciarskie jest wystawiana głównie na podstawie osiągnięć w najważniejszych imprezach i wydarzeniach sezonu. No to krótko. Najlepszy Polak w T4S, Kamil Stoch, zajął w tym turnieju miejsce 23-cie. Stracił  do lidera 340 punktów. W przeliczeniu taka różnica to sporo więcej niż dwa wybitne skoki. Najlepszym z Polaków w MŚwL był Dawid Kubacki, który zajął niezłą, 15-tą, pozycję. Ale Dawid Kubacki jest, przypomnę, spoza kadry pana Kruczka. I Dawid Kubacki nie potrafi specjalnie skakać na mamutach. Najlepszy z podopiecznych głównego selekcjonera, uważany za lotnika, Klemens Murańka, skończył mistrzostwa na odległym, 26-tym miejscu. Przy czym w zawodach startowało ledwie 45-ciu skoczków, z tego paru Kazachów, Rosjan, bardzo słabych Finów czy Amerykanin i Włoch. Wśród pięciu najsłabszych, którzy nie awansowali do konkursu głównego, znalazł się nasz podwójny mistrz olimpijski Kamil Stoch.

No dobra. Zdarza się, sporadycznie, że reprezentacjom, które mają pretensje do miana odgrywających w danym sporcie jakąś rolę, nie wychodzą główne imprezy sezonu. Wtedy zasłaniają się one wynikami w pozostałych. No to, żeby nie było, dotychczasowe wszystkie konkursy o PŚ. Czyli dwanaście. W tych 12-tu zawodach Polacy wywalczyli dwukrotnie (słownie dwukrotnie) miejsce w czołowej 10-tce zawodów. Raz był to Stoch, drugi raz członek spoza teamu Kruczka – Hula. Łącznie Polacy wywalczyli dotąd w tegorocznej edycji PŚ wszystkiego 342 punkty. Z tego bezpośredni podopieczni Kruczka ledwie 176. Z tego Kamil 127. Też ledwie. W poprzedzających MŚwL zawodach PŚ w Willingen nie było żadnego (sic!) skoczka kadry A, bo wszyscy, na gwałt, szukali formy na treningu.

I wychodzi do mikrofonu taki Tajner czy Kruczek i mówi, że nic się nie stało. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. 

Kamil w Zakopcu wskoczy do 10-tki, a prezes oznajmi, że to były najważniejsze zawody zimy, bo przecież nie ma nic ważniejszego jak pic/nic w Zakopanem,  wobec tego Kruczek trafił z formą chłopców optymalnie.  A jeśli tak to on nie widzi potrzeby dokonywania zmian w sztabie szkoleniowym. I kolejny sezon z głowy.

Tajner z Kruczkiem przypominają mi taką jedną partię polityczną, która rządząc przez parę dobrych lat oderwała się zupełnie od rzeczywistości i doznania swoich prominentów brała za doznania wszystkich. Tym dwóm  też się wydaje, że brednie, którymi częstują ludzi przed kamerami, pozwolą im na dożywotnie sprawowanie władzy. Po sezonie przekonamy się czy w skokach narciarskich można być dłużej bezkarnym niż w polityce. I bredzić publicznie dłużej niż Bredzisław.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Sport