Ktoś, kto czyta moje wypociny, może pomyśleć, że jestem z lekka monotematyczny, bo przecież podobną sugestię kierowałem pod adresem wskazanego w tytule osobnika już w poprzednim tekście dotyczącym tegorocznego Tour de France.
W zasadzie racja. Tyle, że przedwczoraj ja to napisałem jednak trochę bardziej intuicyjnie, dodatkowo biorąc zresztą jeszcze pod uwagę opcję, że jego przypadek może podchodzić pod zupełnie inne schorzenie (że tak delikatnie z tego wybrnę:)). Teraz przemawia za tytułową tezą jednak kilka dowodów więcej. Tych z dzisiejszego etapu. Od początku.
Raz. Jest ucieczka. Dziewięcioosobowa. Jest w niej uznany przez liderów z racji horrendalnej straty za zupełnie niegroźnego, Majka. Ok. Ucieczka zaczyna mieć dużą przewagę. Po jakimś czasie, w ramach ucieczki z ucieczki, tworzy się trzyosobowa grupa pod wezwaniem, w której jest mający zaledwie 18 sekund straty do liderującego Sagana Belg Van Coś Tam. Nauczę się tego nazwiska jak wygra Tour de France. Wcześniej dam sobie spokój. I Majka, zamiast gnać za tą trójką dostaje rozkaz, żeby się nie wyrychlać i jechać gdzie jedzie. Będzie przecież robił za przekaźnik. „Ciekawe czyj?” można było zapytać już wtedy.
Dwa. Sky, AG2R i Movistar nakręcają peleton. Nie na tyle, żeby dojść Belga, ale na tyle, żeby zgubić poobijanego Contadora. Jego drugi najważniejszy pomocnik Kreuziger, zamiast zostać mu do pomocy kiedy ten traci kontakt z Froomem i Quintaną, jedzie za tymi dwoma, w efekcie i tak gubiąc koło.
Trzy. Majka, który nie dostał pozwolenia na jazdę z Belgiem, miota się między nim a peletonem i traci siły zamiast zostać definitywnie po to, by razem z Kreuzigerem pomagać Contadorowi. Ani nie wygrywa etapu, ani nie odrabia strat do liderów, ani nie spełnia swojej roli pomocnika Hiszpana.
Jeśli do tego wszystkiego dodamy kuriozalne, w skali całej historii tego sportu zdaje się, i wspomniane w poprzednim tekście dyrektywy Tinkowa, żeby od pierwszego etapu potencjalnie drugi najlepszy do klasyfikacji generalnej kolarz drużyny zostawał bez walki po kilka minut z tyłu, jeśli w kontekście tego zdamy sobie jeszcze sprawę, że obecna słabość Contadora to nie jest chyba tylko słabość wynikająca z upadku na pierwszym etapie i cały zespół już przed wyścigiem to wiedział, a przynajmniej mógł się o to obawiać, jeśli przypomnimy sobie jak zespół Tinkowa ‘pomagał’ Majce w tegorocznym Giro d’Italia, to naprawdę trudno jest rosyjskiego burżuja ocenić inaczej niż zrobiłem to ja w tytule.
Ponieważ nie jestem zawodowym psychologiem ani psychiatrą, to mam jednak cały czas trudności, którą opcję wybrać. W tym zachowaniu są przecież bowiem elementy i jednego, i drugiego. On nie zadaje przecież bólu oraz nie doprowadza do wściekłości jedynie swoich kolarzy i ich kibiców. Czyni to także, może w największym stopniu, wobec siebie.
Nie wiem. Żywcem nie wiem. A może to jest właśnie klasyczne, najzwyklejsze i tak modne we Francji i innych krajach Zachodu sado-maso? Jeśli na sali, na salonie znaczy, jest fachman, proszę o szybką i dogłębną diagnozę.
Inne tematy w dziale Sport