Marek Błaszkowski Marek Błaszkowski
989
BLOG

Dlaczego jestem kreacjonistą?

Marek Błaszkowski Marek Błaszkowski Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 83

Przedstawiam się w swoim profilu jako „kreacjonista”. Wywołuje to wiele nieporozumień, czas więc wyjaśnić, jak rozumiem „kreacjonizm” i dlaczego uważam go za właściwą postawę. W tym celu muszę sięgnąć do „metapoziomu”.

           Spór ewolucjonizm – kreacjonizm jest przedstawiany jako spór grupki fanatycznych chrześcijan, którzy dosłownie rozumieją Biblię ze światem nauki oraz resztą chrześcijan, którzy Biblię rozumieją alegorycznie.

           Pozostaje w takim razie zadać pytanie, dlaczego kreacjonizm wyznaje tak wielu uczonych? Dlaczego tak wiele uczelni jest gotowych ofiarować im katedry?

           Dlaczego zwolennikami Stworzenia są zarówno zwolennicy dosłownego interpretowania Biblii jak i zwolennicy ewoluowania gatunków?

           W tym sporze oczywiście nie chodzi o to, czy gatunki ewoluują czy nie. Jeśli ewoluują, to zdaniem kreacjonistów nie czynią tego bez sensu, a w świecie istnieją zjawiska stanowiące „nieredukowalną złożoność” choćby takie jak ludzka świadomość.

           Krótko mówiąc, głównym przedmiotem sporu jest rozpowszechniona w Zachodnim Świecie filozofia scjentyzmu, której ewolucjoniści bronią, a której kreacjoniści nie akceptują.

           

 

Scjentyzm i jego przeciwnicy

 

           Nauki przyrodnicze stosują podejście metodologiczne zwane redukcjonizmem. Oznacza to, że funkcjonowanie każdego układu wyjaśnia się poprzez funkcjonowanie jego części. Rozbieramy zegarek na części i dowiadujemy się, dlaczego tyka.

           Do uprawiania nauk przyrodniczych niezbędne jest też zastosowanie filozoficznego podejścia zwanego naturalizmem. Cokolwiek by się nie działo, musi mieć przyczynę i jest to przyczyna naturalna. Działanie Boga lub innych istot nadnaturalnych z góry wykluczamy.

           Podejście do świata oparte na naturalizmie i redukcjonizmie określa się jako „podejście naukowe”. Nikt rozsądny nie zaprzeczy, że przyniosło nam ono wiele korzyści. Zawdzięczamy mu rozwój medycyny, techniki, informatyki.

           Problem pojawił się wtedy, kiedy „podejście naukowe” zaczęto upowszechniać także poza terenem nauk przyrodniczych. W ten sposób powstał scjentyzm. Kierunek filozoficzny, który uważa, że absolutnie wszelkie byty i zjawiska można wytłumaczyć odwołując się do redukcjonizmu i naturalizmu.

           Dla wielu ludzi scjentyzm jest zupełnie oczywistym sposobem postrzegania świata. Ofiarą scjentyzmu w pierwszej kolejności pada religia. Bóg nie jest „naturalną przyczyną” żadnego ze zjawisk. Po rozebraniu świata na części okazuje się, że żadna z tych części nie jest Bogiem. Scjentyzm może więc triumfalnie ogłosić, że jest ateizmem i to jeszcze do tego „ateizmem naukowym”.

           Pozostaje pytanie skąd w ogóle wzięła się religia, skoro w jej centrum znajduje się nieistniejący byt? I tu mamy defiladę redukcjonistycznych wyjaśnień. Są teorie biologiczne, memetyczne, psychologiczne, psychoanalityczne, marksistowskie i szereg innych.

           Scjentyzm jest stanowiskiem rozpowszechnionym, ale ma również swoich przeciwników. Są to wszyscy ci, którzy uważają, że zakres podejścia redukcjonistycznego jest ograniczony wyłącznie do nauk przyrodniczych i że podejście to nie ma wstępu na teren metafizyki. Mędrcy Wschodu uważają, że Wszechświat jest nieredukowalną Jednością i to, na dodatek, Jednością duchową. Chrześcijanie uważają, że w każdym przypadku ciąg przyczyn naturalnych ma swój kres i pojawia się przyczyna nadnaturalna. Wierzą ponadto w istnienie nieredukowalnych bytów – Boga i osoby ludzkiej.

           Scjentyzm nie jest gotów nawet rozważyć, że mógłby się mylić, a przeciwników częstuje łomem. Ten łom nazywa się „teoria ewolucji”.

 

           Teoria ewolucji – łom ateizmu naukowego

 

           Scjentyzm lub, jak kto woli,” ateizm naukowy” ma swoje czarne skrzynki. Trudno mu jest wytłumaczyć powstanie świata z niczego. Wierzy jednak, że pewnego dnia odkryje Teorię Wszystkiego. Jednym słowem, że uda się ten Wszechświat-zegarek rozebrać na najdrobniejsze części i odkryć „po co tyka i skąd się wziął?” Przechodzenia między nicością a bytem raczej nie da się wytłumaczyć metodami redukcjonizmu i naturalizmu, ale ateiści zachowują niezmącony optymizm.

           Czarną skrzynką ateizmu naukowego jest też człowiek. Człowiek to byt świadomy. Co więcej, ludzka świadomość jest koniecznym ontologicznym podłożem wszelkiej nauki. Bez świadomych istot nie dałoby się wyznawać żadnej filozofii, w tym naukowego ateizmu. Wszelkie zdarzenia mogę sobie wyobrazić tylko jako pozostające w relacji z obserwatorem. Mogę oczywiście uznać, że świat będzie istniał dalej po mojej śmierci, ale trudno mi już rozważać istnienie świata pozbawionego jakichkolwiek obserwatorów. Taki świat nie mógłby być przedmiotem żadnego poznania, w tym naukowego. Byłby nieodróżnialny od nicości. Pierwszy błysk świadomości to w historii Wszechświata chwila równie doniosła co Wielki Wybuch.

           Trudno jest wytłumaczyć istnienie świadomości metodą redukcjonistyczną. Mamy zestaw części, z których wszystkie są nieświadome i oto z połączenia ich powstaje świadoma całość. Ateizm, z przyczyn ideologicznych, nie może sobie pozwolić na uznanie świadomości za odrębny, nieredukowalny do materii, rodzaj bytu. Nie może na przykład uznać, że po przekroczeniu jakiegoś stopnia skomplikowania materia wydaje z siebie świadomość, która jest nową jakością. Rozumując w ten sposób ateiści musieliby zgodzić się także z możliwością, że na przykład Wszechświat jako całość posiada świadomość oraz poważnie potraktować metafizykę chrześcijańską czy buddyjską. Uznać je za dopuszczalne hipotezy.

           Problemem ateizmu naukowego jest to, że wszystkie poglądy metafizyczne, poza swoim własnym, uważa za zabobony. Zmuszony jest więc pogodzić swoją metafizykę nieświadomego materialnego świata z istnieniem świadomości dostosowując w tym celu teorię biologiczną o powstawaniu gatunków.

           Teoria ta miała służyć wyjaśnieniu pojawiania się i ginięcia gatunków. Jednak po dokonaniu filozoficznej obróbki pod kątem potrzeb ateizmu, wygląda tak:

           W zapadłym kącie przeciętnej galaktyki przypadkiem z materii martwej powstały organizmy żywe, które dzięki mechanizmom replikacji i selekcji osiągnęły taki poziom rozwoju, że słuchają IX Symfonii Beethovena. Świadomość jest tylko wynikiem procesów biochemicznych, które ukształtowały się drogą replikacji i selekcji.

           Teoria ta nie jest do końca potwierdzona dowodami. Jest problem powstania pierwszych organizmów żywych, które wydaje się skrajnie nieprawdopodobne, problem nagłego pojawienia się gatunków w eksplozji kambryjskiej, problem tego, że człowiek został genetycznie wyposażony w możliwości, które w ogóle do biologicznego przetrwania nie są mu potrzebne. Ewolucjoniści zapewniają, że wszystkie luki zostaną z czasem wypełnione. Powstanie i funkcjonowanie naszej psychiki ma ostatecznie wyjaśnić psychologia ewolucyjna.

           Załóżmy, że tak będzie, że wszystko ostatecznie się domknie. Jakie będą skutki użycia teorii biologicznej w charakterze metafizycznego łomu?

 

           Skutki użycia łomu

 

           Pisałem już o tym, jak ważną chwilą dla Wszechświata był pierwszy błysk świadomości. Bez tego błysku Wszechświat nie był „siebie świadom” nic go nie odróżniało od nicości. Fakt, że ten błysk świadomości zaistniał na galaktycznej prowincji w niczym nie umniejsza jego wagi.

           Teoria ewolucji chciałaby widzieć w świadomości tylko zespół procesów biochemicznych zachodzących w nieświadomej materii. Jest to świadomość opisywana w sposób, który można określić jako „behawioralny”. Taki opis niczego nie wniesie do mojego poczucia samoświadomości, które jest kategorią metafizyczną oraz podłożem wszelkich bytów, które postrzegam (aby cokolwiek postrzegać muszę wprzód istnieć). Z punktu widzenia ewolucjonizmu świadomość jest czymś w rodzaju złudzenia nieświadomej materii i nie wydaje się, żeby ewolucjonizm mógł się łatwo z tym problemem uporać, a to ze względu na własne założenia.

           Ewolucjonizm głosi, że wszelki rozwój odbywa się bezcelowo, że jest skutkiem losowości, a sens to pojęcie wyłącznie językowe.

           Trochę dużo, jak na teorię biologiczną. Niech darwinizm tłumaczy, dlaczego żyrafa ma długą szyję, ale twierdzenie, że świat nie ma celu i sensu? To już jest pomieszanie nauki z filozofią. Scjentyzm w postaci klinicznej. Rozszerzenie metodologii redukcjonistycznej i naturalistycznej poza sferę nauk przyrodniczych i zastosowanie jej na terenie metafizyki.

 

           Skąd się wziął „kreacjonizm naukowy”?

 

           Z tego co napisałem powyżej wynika, że spór ewolucjonizm – kreacjonizm wcale nie przebiega na linii zwolennicy zmienności gatunków – zwolennicy niezmienności gatunków. Linią frontu jest zagadnienie, czy duchowość da się zredukować do procesów biochemicznych czy też nie oraz czy opis świadomości na poziomie behawioralnym jest już opisem pełnym.

           Przeciwko ewolucjonizmowi ateistycznemu występują zarówno zwolennicy tezy o bezpośrednim stworzeniu gatunków przez Boga (kreacjoniści młodej Ziemi, kreacjoniści starej Ziemi) jak i zwolennicy tezy o ewolucyjnej zmianie gatunków (teoria „w pełni wyposażonego stworzenia” Howarda van Tilla, Teoria Boga Bernarda Haischa, teoria „Kosmicznego Chrystusa” Teilharda de Chardin i inne).

           Kreacjonizm jest, trzeba przyznać, jeszcze w powijakach. Dopiero w latach 60-tych ubiegłego wieku zostały mu udostępnione uczelnie i środki prywatne, które pozwoliły rozpocząć badania. W ciągu tych 40 lat uczeni kreacjonistyczni uczynili znaczne postępy i można uznać, że (mimo zajadłych protestów ortodoksów redukcjonizmu) nauka ta pomyślnie rozwija się.

           Po co w ogóle jest taka nauka jak „kreacjonizm”? To proste. Jeśli do pewnego momentu wszelkie badania nad pochodzeniem gatunków oraz człowieka były prowadzone przy przyjęciu założeń o bezcelowości i bezsensie istnienia, to dla równowagi powinny pojawić się badania rozpatrujące te same zagadnienia przy założeniu, że życie ludzkie ma cel i sens.

           Redukcjoniści nie mogą pogodzić się z istnieniem kreacjonizmu. Prowadzą kampanię zniesławiającą kreacjonistów, wyszydzają ich w mediach.

           Prawda jednak jest taka, że gdyby redukcjonistyczny ewolucjonizm był teorią w pełni satysfakcjonującą naukowo, żadne uczelnie na świecie nie zdecydowałyby się oddać katedr jego przeciwnikom.

           Jakoś nie słychać, żeby powstawały uczelnie z katedrami teorii „antywzględności”, czy fizyki „antykwantowej”

https://twitter.com/Blaszkowski_

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (83)

Inne tematy w dziale Technologie