Wszyscy, którzy jeżdżą na rowerach i śledzą europejskie wyścigi, wiedzą, że najważniejszy z nich to Tour de France, a w nim najważniejszy etap prowadzi do L'Alpe d'Huez. 14 kilometrów podjazdu, prawie 1000 metrów różnicy poziomów, 22 zakręty – to najkrótszy opis trasy, którą wczoraj pokonali kolarze.

zdjęcie: Internet
Kilka lat temu przejechałem ją i zachęcam wszystkich do takiej próby. Gdy wyprowadza się Tour de France, zjeżdżają tam co weekend tysiące amatorów kolarskiej przygody. Od dzieciaków z Holandii, do starszych panów w moim wieku z kraju nad Wisłą. Kiedy podjeżdżają dzieciaki przygoda trwa kilka godzin, a na zakrętach dyżurują rodzice z napojami, kanapkami i dopingującym okrzykiem. Ja podjeżdżałem 1,5 godziny i nie byłem najwolniejszy. W trakcie jazdy jest dużo czasu, aby czytać, co kibice napisali na asfalcie po ostatnim wyścigu. Dominują imiona liderów, ale znalazłem również dwa napisy sławiące Kalisz i Ostrów Wielkopolski… Wysiłek jest nieludzki, ale koniec wieńczy dzieło.
Oglądałem wczoraj transmisję decydującej walki w tegorocznym Tour de France. Było pięknie.
PS. Piszę o rowerach, ale myślę o Norwegii…
Inne tematy w dziale Polityka