Marek Zegarek Marek Zegarek
70
BLOG

"Major Karkoszka" (pełna wersja)

Marek Zegarek Marek Zegarek Polityka Obserwuj notkę 0

Dzwonek u drzwi wybudził mnie z porannego letargu. Szkoda, że nie zacząłem od kawy. Twarz w wizjerze wydała mi się mało ciekawa. Grunt, że nie wyglądał na gówniarza z bejzbolem czy lumpa z niedoborem dwóch złotych na bełta. Ot grubasek w skórzanym płaszczu (kto dziś chodzi w czymś takim?).

Otworzyłem drzwi. Nalana, czerwonawa, zasapana wchodzeniem po schodach fizjonomia.

-Major Karkoszka – przedstawił się podając wielką jak bochen dłoń. Mignął przy tym jakąś legitymacją, której nie zdążyłem odczytać.

-Miło mi – skłamałem. Kompletnie nie było mi miło, bo majorzy generalnie źle mi się kojarzą.

-Major wojska? – zapytałem podejrzliwie.

-Służby – wypalił krótko. Spociłem się z lekka. Służby?

-Jakie służby? –dopytywałem.

-No służby – niezrażony powtórzył. –Bezpieczeństwo – wypalił. Najwyraźniej nie miał ochoty wchodzić w niepotrzebne jego zdaniem szczegóły. –Może nie będę stał tak w progu bo to nie dla sąsiadów rozmowa –zaczął włazić mi do przedpokoju.

Dałem mu wejść bo faktycznie co tu ze „Służbami” na korytarzu gadać. Jeszcze będą sąsiedzi pytać po co takich do budynku sprowadzam.

Wszedł, płaszcza nie zdjął, rozejrzał się, a wypatrzywszy fotele w salonie zwalił się na jeden z nich aż sprężyny zajęczały.

-Czy my się znamy? –zapytałem niepewnie.

-My? Właściwie nie. To znaczy ja was znam –zauważyłem lekki uśmieszek w końcu jego ust.

-Skąd? –zaniepokoiłem się.

-Znam waszą teczkę –wyjaśnił krótko spojrzawszy na sufit.

-Jaką teczkę?! –teraz to już byłem zaskoczony. Mimowolnie poczułem, że mam ochotę się napić. –Gdzie? Co? Jak?

-No i pułkownik Siebieryba dużo o was opowiadał –dodał ciszej. Teraz już prawie się z wyższością uśmiechał.

Chyba zbladłem. Coś mi się to nazwisko kojarzyło. Bardzo szybko się dokojarzyło. W wyobraźni zamajaczyła mi durnowata twarz Siebieryby z WSI (to on już jest pułkownikiem?! kto daje awanse takim przygłupom?!). Jakieś rozmowy o „pracy na rzecz IIIciej Rzeczpospolitej” z początku lat 90tych, jakieś analizy polityczne które dla nich pisałem i ten idiotyczny pseudonim: Zegarek.

-Słuchajcie Zegarek –Karkoszka najwyraźniej zaczął na skróty zmierzać do meritum swojej wizyty. –Jest dla was zadanie –objawił, zawieszając głos.

-Jakie znowu zadanie? –przyznaję, że przy tej jego bezpośredniości z lekka szczęka mi opadła.

-Najwyższe czynniki państwowe liczą na was –tu chyba zaczął popadać w patetyczną propagandę. Nuda.

Karkoszka chyba zauważył, że machnąłem ręką. Jego oblicze wyraziło dezaprobatę.

-Dla was Zegarek to szansa realnego wpływu na politykę –znowu ten mentorski ton. Czego ich tam uczą w tych służbach?

-Jakiego znowu wpływu? –zupełnie nie podniecała mnie ta koncepcja. –Przecież ja nawet nie jestem w mainstreamie wydarzeń politycznych.

-Pewne kierunki… koncepcje… materiały moglibyśmy wam dostarczyć –Karkoszka zaczął trochę kluczyć w niedomówieniach.

-A na jaki temat? –być może to pytanie zadałem zupełnie niepotrzebnie.

Karkoszka jakby bojaźliwie rozejrzał się wokół, podniósł swoje cielsko, zajrzał w korytarz i do sypialni po czym uspokojony wrócił do fotela i zwalił się nań powrotem. Fotel jęknął z rozpaczą.

-Zatem rozumiecie… - zaczął drapiąc się po policzku.

-Minister Schetyna wraz ze Sławkiem Nowakiem doszli do wniosku, że Kownacki jest za dobry – tu Karkoszka zawiesił głos.

-No i? –może niepotrzebnie go namawiałem do kontynuowania myśli, ale zaskoczenie zrobiło swoje.

-No i wykompinowali, że trzeba wbić klina pomiędzy Prezika i tego Kownackiego. – popatrzył na mnie badając czy zrobił wystarczająco mocne wrażenie. –I to jest Zegarek wasze zadanie –zakończył.

-Że co? Że kto? Że niby ja? Że niby w jaki sposób? –zaskoczony obruszyłem się. Poczułem jak mi się nogi uginają.

-No macie przecież ten blog w Salonie24 -wycedził Karkoszka.

-Skąd wy to wiecie? –to już był lekki szok.

-Od tego jesteśmy żeby wiedzieć –pobłażliwie uśmiechnął się z poczuciem wyższości.

-Ale to mój blog – żachnąłem się.

-Wasz, nie wasz Zegarek – Karkoszka nie zamierzał ustępować. – Ojczyzna wymaga poświęceń – pouczył.

-Jaka ojczyzna? –zacząłem się wkurzać. –To zwykłe polityczne rozgrywki –tu prawie zacząłem na niego krzyczeć.

-Wy się mi tu nadmiernie nie podniecajcie –twarz Karkoszki zrobiła się z lekka marsowa. –Nie znacie się na tym –protekcjonalne spojrzenie Karkoszki zaczynało mnie irytować. –To są poważne państwowe sprawy –zakonkludował.

-Ważne państwowe pierdoły! –wrzasnąłem ze złością.

-Słuchajcie no Zegarek –Karkoszka chyba stracił cierpliwość. –Podpisaliście zobowiązanie –twarz Karkoszki wskazywała na to, że jemu się nie odmawia.

-Ale nie do współpracy! Do zachowania tajemnicy! Niczego się nie podejmowałem! –moje tłumaczenia chyba stawały się coraz bardziej rozpaczliwe.

-Ale podpis jest… I pokwitowania za wypłaty też są… -wycedził przez zęby.

-No i co z tego?! –ryknąłem.

-Możemy to ujawnić… -cedził dalej.

-No i co z tego? –teraz już nie ryczałem. Zbladłem i z lekka mnie zatkało. –Przecież to była współpraca ze służbami Wolnej Polski –argumentowałem. –A ja nie miałem wtedy na chleb… –dodałem.

-E tam –tym razem Karkoszka machnął ręką. –WSI się teraz bardzo źle kojarzy-znowu ten bezczelny uśmieszek. –Ta informacja może wam bardzo utrudnić życie –dodał.

-Nie utrudni jeżeli sam to pierwszy ujawnię –szybko wymyśliłem rozwiązanie.

-Tak się wam tylko wydaje –Karkoszka pokręcił głową. –Puścimy informację, że ujawniliście to ze strachu przed ujawnieniem –wyjaśnił. –A nasi ludzie w mediach ujawnią całą waszą teczkę. Co byście powiedzieli gdyby weźmy na przykład taka… Gazeta Polska… albo Nasz Dziennik… ujawniły te wszystkie informacje o was…

-To szantaż! –wrzasnąłem wściekle.

-I po co te wielkie słowa –Karkoszka pokręcił głową. –Próbuję was skłonić do podjęcia słusznej decyzji –wyjaśnił.

Bezczelny hipokryta! A gdyby go tak udusić… Ciekawe czy by mnie uniewinnili? Najprawdziwszy szantażysta. Facet mi grozi. Z drugiej strony jest z jakichś pieprzonych służb. Jak się załatwia faceta ze służb to ma się przerąbane. Koledzy takiego faceta żyć już dalej nie dadzą. Tropią do końca. Zresztą jak takiego zabić. Z tym duszeniem to nie było przecież na poważnie. Nie objąłbym dłońmi tej jego grubej szyi na byczym karku. Chyba żeby otruć… zaproponować alkohol… dosypać strychninę czy inną trutkę na szczury… w alkoholu chyba by nie poczuł… kto wie… może by i poczuł… tylko jak się pozbyć tego wielgachnego cielska… można by tak jak w banalnym kryminale zrolować go w dywan, ale jak go wynieść… ja nawet nie udźwignę tego bydlaka… waży z pewnością grubo ponad sto kilogramów… chicagowscy mafiozi chyba znacznie prościej sobie z tym radzili… wmurować gdzieś w fundamenty i żegnaj amigo…

Zaschło mi w gardle.

-Napije się pan? –zapytałem udając spokój.

-Aaaa nie odmówię –ożywił się Karkoszka. Uśmiech zagościł na jego twarzy. Najwyraźniej rozmowa zaczęła z jego punktu widzenia zmierzać we właściwym kierunku.

-Whisky? Chopin? Żóbrówka? –zapytałem podchodząc do barku i udając poprawę nastroju.

-A czystej nie macie? –Karkoszka był jakby zdegustowany. –Niech będzie ten Chopin –zrezygnowany machnął ręką.

Wyjąłem butelkę, chwyciłem w dłoń kieliszki i postawiłem na stoliku obok majora Karkoszki. A może by go walnąć tą butelką w ten durny ubecki łeb… Nie… krwi to ja nie lubię. Odkręciłem i nalałem po setce. Karkoszka nie czekał aż podam, ręka sama chciwie wyciągnęła się po kieliszek.

-No to za dobrą współpracę –uśmiechnięty od ucha do ucha szybkim haustem wychylił zawartość.

Nie skomentowałem. Powoli wypiłem. Poczułem pieczenie na ustach i w gardle, a potem lekki ucisk w głowie i ciepło w żołądku.

-Czego wy właściwie chcecie? –zapytałem.

-O to to to –wyraźnie uśmiechnął się. –Lubię to konstruktywne podejście –chyba uznał, że jest na dobrej drodze. –Powiem wam jak to wygląda –najwyraźniej uznał, że sprawa jest załatwiona. –Przyszedł wczoraj do mnie ten młodziak, jak mu tam… Nitras – powiedział w końcu podrapawszy się z lekka po przetłuszczonych włosach.

-Poseł Nitras? –chyba nieco wybałuszyłem oczy bo Karkoszka aż się ożywił.

-Niech będzie, że poseł Nitras –machnął ręką z lekceważeniem. –No więc przychodzi ten Nitras od Schetyny i mówi, że jest problem z tym Kownackim. Bo póki przy Kaczyńskim były jakieś wymięte jełopy w rodzaju Fotygi, Kamińskiego czy Stasiaka, to Kaczyński z takimi baranami wychodził na idiotę i nasza wadza była zadowolona. Ale ten Kownacki jest trochę za dobry. No i Nitras mówi, że trzeba jakąś akcję zrobić wicie, rozumicie mnie Zegarek, dezinformacyjną. Krótko mówiąc trzeba się zabrać za tego Kownackiego –zakończył.

-Ale jak? –udałem zainteresowanie.

-Więc… Przygotowaliśmy tu dla was pewne materiały –tu sięgnął do kieszeni i zaczął wyjmować jakieś pogniecione kartki. –Gdzie ja to mam… O! Jest! Po pierwsze trzeba by dać do zrozumienia, że Kownacki już przerasta Kaczyńskiego i że jest od niego mundrzejszy, sprytniejszy bardziej elo… elo… -Karkoszka zaciął się. –No, wygadany. I to powinno już dać pierwszy efekt. Kaczyński poczuje się zazdrosny i niepewny, a z kolei Kownacki wbity w dumę zacznie myśleć, że jest Bóg wie kim. Kaczyński to jest chodząca pycha i pychy u innych nie lubi. Zatem najprawdopodobniej zacznie pilnować żeby Kownacki nie wysadził go z siodła –podsumował.

-Na drugą nóżkę? – zapytałem sięgając po butelkę.

-Oczywiście. Lej nie pytaj – Karkoszka prawie poweselał.

Wychyliliśmy po setce, Karkoszka wytarł usta dłonią i zaczął grzebać w swoich kartkach. Jego ruchy straciły precyzję. Ja zresztą też poczułem lekki poszum w głowie

-Na czym to ja skończyłem… -zawahał się. –Ach prawda. No więc coś takiego moglibyście napisać w tym waszym blogu. A potem…

-Jakie potem? –przerwałem rozdrażniony. –Ja tu nie widzę żadnego „potem” –zastopowałem go.

Pokręcił głową.

-A już myślałem, że się dogadaliśmy –wyraz zdegustowania zagościł na jego twarzy. –Czy wy nie rozumicie, że my tu poważną akcję robimy? –zaczął wyjaśniać jak dziecku. –Jeden tekścik nie wystarczy, nikt nawet nie zwróci na niego uwagi –wyjaśnił.

-Jaką akcję? –wzruszyłem ramionami.

-Wy napiszecie kilka wpisów na blogu –wyjaśnił. –Inni napiszą… Trochę się wiadomości po telewizjach i gazetach rozpuści… –chyba się trochę rozgadał.

-O… Tam też macie dojścia? –nawet nie udawałem zaskoczenia.

-Mamy wszędzie gdzie chcemy –pobłażliwie machnął ręką. –W tym waszym salonie24 też.

-Jeszcze pianistę? –zanęciłem Karkoszkę. Może alkoholem da się go trochę skruszyć. Potem utopi się go w wannie…

-Lejcie Zegarek – zaordynował i wskazał niepewną ręką kieliszek.

Nalałem, a on szybko zabrał się za osuszanie kolejnej setki. Gdy zaczął znowu grzebać w swoich papierach, korzystając z chwili nieuwagi wylałem mój kieliszek do stojącej obok donicy z fikusem. Biedny kwiatek. Nie wiem czy przeżyje.

-A więc nie tylko mnie wybraliście do tej akcji –zacząłem się domyślać.

-Tak, tak –Karkoszka kiwnął głową. Zrobił się z lekka bełkotliwy. Chyba grubas szybko wchłania alkohol. –Korzystamy tu z paru… Ten Chrust, albo ten Mariola… –wypalił.

-Ta Mariola –poprawiłem

-Ten Mariola –powtórzył. –Mariola to facet ha ha ha –zaczął czkać śmiechem widząc moje zaskoczenie. –Od dawna podrzucamy mu pewne materiały, a on je bardzo chętnie wykorzystuje –wyjaśnił.

-Przecież ona… ups… on reprezentuje „drugą stronę” –zaprotestowałem.

-A jesteście tego pewni Zegarek? –spojrzał na mnie z poczuciem wyższości. –Robi to co my chcemy. My mamy ludzi po obu stronach. Musimy obstawiać całość sceny politycznej i opiniotwórczej jak mówi pułkownik Siebieryba. Nasze akcje tego wymagają –dodał.

-Więc o co chodzi –spytałem. –O jeden wpis na blogu?

-Nie, no jeden nie wystarczy –odparł. –Mam tu dla was koncepcję na drugi –znowu grzebanie w papierach. –W drugim napiszecie jaki ten Kownacki jest rozczarowujący. Że się premiera czepia, że się robi chamowaty, że słoma mu wyszła z butów, że się mija z prawdą i takie tam pierdoły –język Karkoszki tracił na sprawności zaś zyskiwał na dosadności.

Nie proponując mu już specjalnie nalałem wódki i podsunąłem Karkoszce. Uznał to chyba za coś co mu się należy po takim wysiłku bo z zadowoleniem chwycił kieliszek, przytknął do ust i szybkim ruchem wlał do gardła. Nawet nie zauważył, że ja wychylam pusty kieliszek. Wolałem mieć sytuację pod kontrolą więc schlać się nie zamierzałem.

-Nu winc, dalij idąc –język Karkoszki najwyraźniej zaczął zalatywać teraz jakimiś niedoleczonymi rusycyzmami i jakąś chłopską gomułkowszczyzną. –Wy już tam Zegarek będzicie widzieli jak to ubabrać w słowa… pisać to wy umicie… czytałem wasze wypociny,… Przymanowski to to nie jest, ale cyta sień nieźle…

-Na pewno macie lepszych –stwierdziłem skromnie.

-A mamy, mamy –przytaknął. –I tyż używamy jak trza –pochwalił się.

-Dolejcie mi tu jeszcze tego wirtuoza – wybełkotał. –Jak mu tam, Szopa? Aaa… prawda… Szopen…

Nalany kieliszek szybko wrzucił w siebie po czym zaczął palcami głośno wycierać nos. Wytarłszy go rzetelnie wyświeconym rękawem kurtki dalej grzebał w papierzyskach. Jego tułów chybotał się w fotelu gdyż pozycja pionowa najwyraźniej kolidowała z niezwykle ograniczonymi w tym momencie możliwościami. Przypomniało mi się, że „duch wprawdzie jeszcze ochoczy, ale ciało słabe”. Przekrwione i załzawione oczy Karkoszki coraz mniej widziały w papierach, w których grzebały jego paluchy.

-Dali to pódzie jak z płatka –mówienie nie szło Karkoszce jak z płatka bo zaczęła go męczyć czkawka. –Trza jeszcze wy… wykazać, że ta men…da na prawie to sień prawie nie zna i pakuje Kaczkowskiego w łam… łamanie Konstytucji…

Karkoszka nachylił się, sięgnął po butelkę i zbliżył ją sobie do fotela. Może uznał, że go zaniedbuję. Chyba stwierdził, że moje nalewanie jest „nie w tempie” i nie jest adekwatne do jego rozbudowanych potrzeb w tym zakresie. Zajął się sam nalewaniem i opróżnianiem co chyba nie było dobrym pomysłem bo trafienie z butelką do tak małego kieliszka to nie lada wyzwanie w takim stanie. Dość, że gdy jedna setka była w kieliszku, to druga rozlana robiła za kałużę na stole.

-Nooo, aaa, w tym kouleejnym tekkkście –czknął donośnie. –Byście napisalibyście… Żże ten Kawnacki… to pierrr…dolony łł…garz… kure… wfffski kłamca… no co ja wam Dupler będę kralował… po prostu skurrwfffysyński skurwfysyn… że po prostu jub twoju mat –sapnął. –Tutajj Ni… Nitras z Chlebakowskim wyp… wyp…wypisali mi ile rrazy w zeszłym tyg…godniu Kawnacki łygał jak ostat…nia szszmata…, wyyyszło że osiem – spuścił powietrze zadowolony, że dobrnął do końca tej niezwykle zawiłej struktury gramatycznej.

Nie czekał, aż zareaguję na ten ostatnią wypowiedź. Beknął, czknął i zaczął się robić blady, a potem z lekka zielony.

-Jakoś mi mdło –wydusił z siebie.

Walcząc z grawitacją spróbował się podnieść, zarzuciło go, a obijając się o ściany i przytrzymując rękami ościeżnic zaczął się przemieszczać w kierunku drzwi wyjściowych.

Po chwili wytoczył się na klatkę schodową. Przez moment walczył ze słabością kolan po czym rzutem ciała i rozpaczliwym ruchem rąk złapał poręcz. Poręcz zadudniła ale wytrzymała, a Karkoszka na chwilę odzyskał chwiejną równowagę uwarunkowaną nadludzkim wysiłkiem rąk kurczowo trzymających się poręczy. Spróbował wykonać krok w kierunku schodów, potem drugi. Sapał przy tym głośno i bełkotał jakieś przekleństwa.

Przeszyty mdłościami wykonał kilka ruchów wskazujących na próbę złapania czegoś co nieuchronnie mu ucieka dotknął jeszcze ręką żołądka wykonującego jakieś gwałtowne ruchy po czym równo rzucił pawia przez całą ścianę. Resztki golonki wraz z makaronem z rosołu wylądowały na błyszczącej lamperii. W powietrzu uniósł się smród niestrawionego obiadu okraszony ostrą wonią alkoholu.

-O kurwa –jęknął.

Nie zrażony zaczął się kiwać w kierunku schodów, raz po raz chwytając się poręczy. Stojąc za nim zacząłem zastanawiać się nad podstawieniem mu nogi. Spadnie ze schodów. Złamie kark. Znajdą trupa i pomyślą, że nachlany pijak spadł ze schodów. Klasyczny „nieszczęśliwy” wypadek. Wystarczy lekko wyciągnąć nogę. Zahaczyć jego rozchwianą łydkę. I patrzyć jak leci tym obleśnym łbem w dół znacząc mózgiem schody. I uwolniłbym się w ten sposób na zawsze od jego obmierzłego towarzystwa. Nawet więcej… świat bym uwolnił od tej kupy gnoju…

Karkoszka chyba przeczuł tę nogę wysuwającą się w jego kierunku bo będąc na szczycie schodów właśnie stracił równowagę i rozpaczliwie krzycząc –O kurwa!! –zaczął się zsuwać na dół. Rozpłaszczył swą mordę na schodach znacząc je krwistymi śladami, a jednocześnie próbując rękami wstrzymać ten pęd. W połowie schodów zaczął się turlać i koziołkować aż w końcu zatrzymał się grzmocąc buciorami w przeciwległą ścianę.

„Dzięki Ci Panie, za wysłuchanie mych modlitw” –myśląc to spojrzałem w sufit. Przyjedzie pogotowie, zbierze go szufelką w czarny worek, a ja jestem czysty jak łza. I nigdy już tego wieprza nie zobaczę.

Niestety z dołu schodów dał się słyszeć jęk. Przez chwilę walczyłem w sobie z chęcią chwycenia którejś donic z kwiatami i przyłożenia mu w czerep. Ciało Karkoszki powoli zaczęło się obracać, tułów się zaczął podnosić, krwawa twarz z rozbitym nosem i potłuczonymi wargami oderwała się od posadzki. W pozycji „na czworakach” wytrwał chwilę, po czym zaczął się w tej pozycji przemieszczać w kierunku drzwi wejściowych. Może jednak padnie? Jednak czołga się dalej. Podobno „złego diabli nie biorą”. Skoro karku dotąd nie złamał to i zrzucona teraz z piętra donica pewnie nie dobije tej padliny. A może choć wymierzyć porządnego kopa w tę tłustą dupę… Zabić – nie zabije, ale satysfakcja jaka…

 Uwaga: Niniejsza opowieść jest fikcyjna. Podobieństwo opisanych osób i zdarzeń do rzeczywistości jest czystym, niezamierzonym przypadkiem.

To ja sobie wybieram rozmówców. Z zasady nie dyskutuję ze śmieciami. NETYKIETA: §1. Nie przeklinaj. §2. Nie obrażaj i nie atakuj personalnie swoich rozmówców. §3. Nie spamuj Lista świeżych trolli: -marsz, -rk1, -senior 62, -obi-wan-kenobi, -ewaursula, -slawek sztompka, -sardegna, -pandorra, -emel, -roman heil, -marekwart, -only one, -zeg, -y.grek, -japolonus, -czerstwiak, -tymczasowy77, -sir winston, -rylus, -balt5, -władca kiru vel asmodeus, -szczurwa, -adam husiatynski, -kacper22, -touche, -zeglarz, -rymplum, -wiesława, -nat greenspan, -melgibson, -bieszczadnik, -karolina s., -medicus, -zeglarz, -jakub46, -wielohorski, -paweł kolaniak, -marlenka, -arthur.king, -... Ta lista jest rozwojowa. Nie wszystkich odnotowuję, bo mnożą się jak króliki. Na tych blogach mnie nie lubią: -gazeta polska, -sakiewicz, -lichocka, -gadowski, -gw1990 (wszołek), -szczurbiurowy (świrski), -figurska, -coryllus, -osiejuk, -bochwic, -gugulski, -białogwardzista, -kokos, -telok, -polskaiświat, -molasy, -ewagrela, -testigo, -markowski, -panama, -rosiak, -harcownik, -boson, -ufka, -eska, -pandorra, -karlin, -stary wiarus, -rafał broda, -dodozaur, -er.es, -wakizashi, -syzyfoptymista, -beem.deep, -dane, -obi-wan kenobi, -andy 51, -catrw, -... Ruski desant na S24 oraz "pożyteczni": -akskii, -prosto ivan, -piterb, -ulitka, -nagarov, -behemot z 100, -caucasian, -vyborg, -rab bożyj, -durdo, -pw., -kostromich, -seszat, -sierioża, -wasogo, -welerad, -workuta, -vertual, -marlena11, -i.c, -vinetou, -obłok, -treść ukryta, -unukalhai, -zygmunt białas, -karzo, -słońce stepów, -czarnawdowa, -w.w., -krzysztof j. wojtas, -durdziel, -polaczok, -morzaszum, -siegfried, -bravo01, -stado baranów, -ostrowiecki m, -jurekw, -bojkot wyborczy, -ojciec & dyrektor, -jazmig, -jaśmin, -jazg, -putinowiec, -waldemar kujawa, -eine, -jan herman, -pogoda dla bogaczy, -oparyabsurdu, -emigrant19, -marek błaszkowski, -nsi, -scepytk, -statystyk, -batnatrolla, -doradcar305, -ignacy, -bezskrzydły, -grabic, -konik-morski, -augustmocny, -walery morawa, -444, -menes11, -antoni, -horn, -misiosław, -awitold, -kashmir, -prawda24, -szturman, -bolas1, -nauticus, -paandrzej, -mecenas krzysztof d.m. nowak, -allodial, -wilno jest polskie, -aleszum, -stekal, -ebesty, -bacz, -rodimus, -romrus, -alternemo II, -apsurt, -oldteach, -pisk, -alfred kopaczel, -wiewiorvaldi, -arvid lundqvist, -maciej703, -yan, -pro putin, -carpzov, -panna ewa, -londoncity, -kamil.m, -buławinka, -kembry, -kmiotek, -antoine ratnik, -furgalski, -gromadasław, -jkles, -wujal, -kwiatpaproci, -...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka