9 października
W polskim dziennikarstwie, a raczej w tym, co dziś jeszcze z niego zostało, zdarzy się tragedia. Nie mam w zasadzie co do tego wątpliwości. Nie wiem, kiedy i gdzie, ale że się zdarzy - to jestem pewien.
Napisała do mnie ostatnio lokalna dziennikarka. Napisała, że "pan jest dziennikarzem krajowym, ja lokalnym, więc jesteśmy z innych światów". Napisałem jej, że to nieprawda. Dziennikarze dzielą się tylko na dwie grupy - na dobrych dziennikarzy i złych dziennikarzy. Miejsce pracy, rodzaj medium, zasięgi, to jest wszystko sprawa drugorzędna.
90 proc. dziennikarzy klepie dziś biedę. Większość zarabia grosze. Redakcje są malutkie, środków jest mało, wszyscy zajmują się wszystkim. Dziennikarstwo śledcze prawie nie istnieje (my, Oko.Press, GW, TVN24, ktoś jeszcze?), korespondenci zagraniczni dogorywają, małe media ledwo żyją z braku dochodów, czytelnictwo spada...
To powoduje, że wielu fajnych ludzi odchodzi z dziennikarstwa. Wielu walczy, ale jest naprawdę trudno. Dziennikarze popełniają w pośpiechu błędy, ulegają emocjom (o co mam pretensje też czasem do siebie), ulegają naciskom, odpuszczają, są przemęczeni, czasem nadrabiają braki arogancją (nie usprawiedliwiam, wyjaśniam).
Wszystko, co napiszę teraz, może być użyte przeciwko dziennikarzom, więc muszę być bardzo ostrożny. Ale chcę napisać, że naciski na media są dziś nieprawdopodobne. Nigdy nie widziałem takiej presji, tak bezczelnych prób (czasem udanych, czasem nie) kupowania sobie przychylności mediów lub zastraszania mediów nieprzychylnych. Kręgosłup kręgosłupem, a żyć przecież trzeba...
To się nie zaczęło za obecnej władzy. To się zaczęło wcześniej, wraz ze wzrostem siły populizmu w światowej polityce, wraz ze wzrostem siły mediów społecznościowych (ktoś pamięta jeszcze o dziennikarstwie obywatelskim, które przecież miało zrewolucjonizować media?), dziennikarze są coraz słabsi i słabsi.
Donald Trump traktuje media niezwykle brutalnie i to się podoba. Bez względu na to, w jakim stopniu media sobie na to zasłużyły, ludzie przyklaskujący takiemu traktowaniu dziennikarzy kopią własny grób, tylko tego nie wiedzą.
To samo dzieje się w Polsce. Chamstwo, bezczelne kłamstwa i obłuda polityków wobec mediów rozkręcają się do momentu, gdy wolne media przestaną w Polsce funkcjonować (bo do tego zmierza tzw. repolonizacja, która służy tylko i wyłącznie temu, by wydawców potrafiących stawić czoła partii rządzącej, jakakolwiek ona w danym momencie jest, zastąpić wydawcami mniejszymi, którzy nie będą w stanie postawić się silnym naciskom), a pozostaną tylko media rządowe (bo to, co PiS zrobił z TVP czy PR już pozostanie i nie będzie polityka, w którego interesie będzie odkręcenie tego upadku), media otwarcie prorządowe (czyli utrzymywane przez spółki skarbu państwa) oraz media o mniej lub bardziej zróżnicowanym, ale jedynie odcieniu neutralności.
To jest jednak zmartwienie dalsze. Bardziej bezpośrednim zagrożeniem jest nakręcanie hejtu wobec dziennikarzy. To nas w końcu dotknie, bo jak się pisze o kimś "zdrajca" czy "sługus mafii VAT-owskiej", to prędzej czy później stanie się coś złego. W końcu walka z volksdeutschami, czy walka ze propagandą dyktatora jest powinnością patrioty, prawda? Skoro tylko świnie siedzą w kinie, no to wiemy przecież, co robiły Szare Szeregi. Skoro polityk używa sformułowania o polskojęzycznych mediach, to nawet jeśli ma przeciętne wykształcenie, to ów polityk wie, co działo się pracownikami tych mediów podczas wojny i bierze na siebie odpowiedzialność za ich bezpieczeństwo.
Jestem dumny z tego, że Onet jest dziś medium trzymającym się po prostu dziennikarskich standardów. Wiem, że panu premierowi byłoby łatwiej, gdybyśmy byli częścią spisku przeciwko niemu. Wiem, że panu przewodniczącemu PO nie wychodzi wszystko tak jakby chciał, więc łatwiej mu wierzyć, że to przez dziennikarzy przykrywających swoją pracą jego pracę. Wiem, że szef kampanii wyborczej PiS miałby łatwiej, gdybyśmy naprawdę byli jego wrogiem. Wiem, bo dysponują środkami i możliwościami, których my nie mamy, więc ta wojna byłaby krótka.
Tyle, że to nieprawda.
Dziennikarze Onetu są tylko i wyłącznie dziennikarzami. Pracują jak dziennikarze i zachowują się jak dziennikarze. Jeśli popełniamy błędy, a popełniamy je, to je naprawiamy. Naszym zadaniem nie jest ani obalanie, ani popieranie jakiegokolwiek rządu. Opisujemy, nie tworzymy. Nie jesteśmy na żadnej wojnie, bo od wojen to są wojskowi.
Wierzę, że będzie dobrze. Ale wiem, że zanim będzie dobrze, musi być gorzej. Ludzka natura, nic więcej.
Media są dziś Polsce potrzebne jak powietrze. Dbajmy o nie, bo potem będzie za późno.
PRASA JEST WAŻNA NIE Z POWODU DOBRA KTÓRE CZYNI, ALE Z POWODU ZŁA, KTÓREMU POWINNA ZAPOBIEGAĆ - Alexis de Tocqueville.
Z wielkim zainteresowaniem przysłuchiwałem się niegdysiejszej rozmowie panów redaktorów Tomasza Lisa z Adamem Michnikiem w "TOMASZ LIS NA ŻYWO" w TVP 2. Dyskusja panów redaktorów trzeba przyznać była bardzo interesująca, aż do momentu, kiedy pan redaktor Adam Michnik, uznał, podobnie jak kiedyś w rozmowie z panią redaktor Katarzyną Kolendą- Zalewską, że zadane mu pytanie jest nieodpowiednie. A chodziło o rozmowy i wydatki pana Radosława Sikorskiego w restauracji "Sowa i przyjaciele", oraz jego "kilometrówki". Jednak największe emocje były, gdy zaczęto rozmawiać o zamkniętych przychodniach lekarskich. Tu padały największe zarzuty. Mówiono o braku etyki i o tym, że powinnością niektórych zawodów jest wykonywanie swoich obowiązków bez oglądania się na warunki płacy i pracy. Pan redaktor Adam Michnik posłużył się przykładem strażaka, który w żadnym przypadku nie może nie podjąć się gaszenia pożaru. Ja uważam, że do tych profesji należą również nauczyciel, ksiądz, sędzia, no i przede wszystkim dziennikarz, którego powinnością a nawet misją jest ujawnianie, publikowanie i nagłaśnianie wszystkich nieprawidłowości w funkcjonowaniu państwa. Gazeta Wyborcza, szczególnie po odebraniu jej przez "Solidarność" i Lecha Wałęsę, tuż przed wyborami prezydenckimi znaczka związku, z winiety "Gazety Wyborczej", zniknęło hasło "Nie ma wolności bez Solidarności", które zastąpione zostało nowym hasłem "Nam nie jest wszystko jedno", czemu "Gazeta " dawała dowód wielokrotnie. Na pierwszej rozprawie sądowej, która się odbyła 6 stycznia 1995 roku, ujawniłem przed sądem okręgowym w Warszawie niepodważalne, niezaprzeczalne, niezbite dowody przestępczej działalności gospodarczej OMC Ford Motors Ltd., spółki, którą adwokat Ziemisław Gintowt nie tylko założył, ale nią kierował, zarządzał i jej działalność nadzorował. Ta przestępcza działalność Forda, polegała na szmuglowaniu z Niemiec do Polski pozyskanych ze szrotów a może i ukradzionych samochodów po bardzo poważnych wypadkach i po wstawieniu ich do salonu fabrycznego Forda sprzedawaniu ich jako auta bezwypadkowe. Na rozprawie tej, obecna była także pani Inga Janikowska z Gazety Wyborczej. Następnego dnia odbyłem z panią redaktor rozmowę telefoniczną, podczas której zapewniony zostałem, że tekst o tej sprawie, ukaże się w najbliższym wydaniu weekendowym. Niestety ani w najbliższym, ani w następnym, ani żadnym innym terminie, tekst pani redaktor Ingi Janikowskiej się nie ukazał. Wręcz, przeciwnie, zamiast tekstu o przestępczej działalności Forda, publikowane były w coraz to większym formacie, różne teksty reklamujące samochody drugiego w świecie producenta samochodów Forda. A nawet podjęte zostało wspólne Gazety i Forda przedsięwzięcie marketingowe, mające na celu zwiększenie sprzedaży samochodów Forda. Jeszcze dwukrotnie próbowałem Gazetę Wyborczą zainteresować przestępczą działalnością firmy założonej przez mec. Z. Gintowta. 22 lipca 2002 r., oprócz pana Lwa Rywina, także ja byłem w redakcji na Czerskiej. Do prośby skierowanej do pana Adama Michnika dołączyłem plik dokumentów, które stanowiły niezbite, niepodważalne, niezaprzeczalne dowody potwierdzające zasadność mojej prośby. Także w przerwie zeznań składanych przez pana redaktora naczelnego Gazety Wyborczej przed sejmową komisją ds. Rywina, osobiście wręczyłem panu Adamowi Michnikowi, kopię tych dokumentów, które złożyłem w redakcji 22 lipca. Niestety, żadnych odpowiedzi nie otrzymałem. Myślę, że przyczyna tego jest jedna, a taka mianowicie, że poważyłem się krytykować największego reklamodawcę. Żadna redakcja od "Sprawy do reportera" poczynając poprzez programy interwencyjne w TVN i Polsat nie były zainteresowane sprawą. Także obecni panowie z Onetu. Jedyną dziennikarką, która "odważyła" się i to dwukrotnie napisać o sprawie była pani redaktor Marzena Pokora - Kalinowska. "Szmelc za oszczędności całego życia" Super Express 1 IX 1995 oraz "Zakup Forda, czyli niekończąca się opowieść" Gazeta Finansowa 23 VIII 2007 r.
Interesuję sie działalnością polskiego wymiaru sprawiedliwości, szczególnie władzą sądowniczą, a także orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka