23 grudnia
To nie jest spór prawniczy. To jest wojna o suwerenność – i o to, czy w Polsce jeszcze obowiązuje Konstytucja, czy już tylko przypisy do orzeczeń TSUE pisane w Brukseli.
List wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego Bartłomieja Sochańskiego do prezesa TSUE Koena Lenaertsa wywołał święte oburzenie dokładnie tam, gdzie wywołać je musiał: w środowisku, które od lat udaje, że polska Konstytucja jest dokumentem fakultatywnym, a Trybunał Konstytucyjny – instytucją do tolerowania tylko wtedy, gdy orzeka „jak trzeba”.
Sochański zrobił rzecz dziś niemal rewolucyjną: przypomniał fakty. A fakty są dla tej narracji zabójcze.
Konstytucja – najwyższe prawo, nie sugestia
Po pierwsze: nadrzędność Konstytucji RP nie jest żadnym „pisowskim wymysłem”, „sochańską teorią” ani „buntowniczą interpretacją”. To jest literalna treść art. 8 Konstytucji RP. I co więcej – została ona potwierdzona w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego na długo przed 2015 rokiem, pod przewodnictwem sędziów, których dzisiejsza liberalna opinia publiczna traktuje jak świętych patronów „praworządności”.
Wyrok K 18/04 z 2005 roku? Przewodniczący składu: Marek Safjan, późniejszy sędzia TSUE. Wyrok K 32/09 z 2010 roku? Ta sama linia. To wtedy TK jasno powiedział, że Polska nie może przekazać kompetencji w sposób, który unicestwia jej suwerenność konstytucyjną.
Czy ktoś wtedy krzyczał o Polexicie? Czy Komisja Europejska straszyła sankcjami? Oczywiście, że nie. Bo wtedy orzekał „właściwy” Trybunał.
Problem nie leży w prawie. Problem leży w werdykcie
I tu dochodzimy do sedna hipokryzji. Dzisiejszy atak na TK nie wynika z rzekomej „sprzeczności z prawem UE”. Wynika z tego, że Trybunał odważył się powiedzieć „nie”. Nie Brukseli, nie TSUE, nie Komisji, nie modnej doktrynie prawniczej, wedle której prawo europejskie jest jak Bóg – wszechobecne, wszechmocne i niepodlegające żadnej kontroli.
Gdy niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe kwestionuje orzeczenia TSUE – panuje cisza, zrozumienie i akademicka refleksja. Gdy robi to polski TK – mamy „zamach na demokrację”, „koniec praworządności” i medialne wycie syren alarmowych.
To nie jest prawo. To jest kolonialna hierarchia.
Rok 2015 – fakty, których nie da się zagadać
Sochański przypomniał także coś, co od lat próbuje się zakrzyczeć: fakty dotyczące powołania sędziów TK w 2015 roku.
Sejm VIII kadencji: – unieważnił wybór pięciu sędziów dokonany przez poprzedni Sejm, – dokonał nowego wyboru, – Prezydent RP odebrał ślubowanie, – sędziowie objęli urzędy, orzekali, pobierali wynagrodzenie, – dwóch z nich zmarło, a ich miejsca obsadzono zgodnie z procedurą.
To się wydarzyło. To nie jest opinia. To jest ciąg zdarzeń konstytucyjnych.
Twierdzenie, że są to „sędziowie nieistniejący”, to nie argument prawny – to propaganda polityczna ubrana w togę.
Największy grzech TK: niezależność
Prawdziwym problemem dzisiejszego Trybunału Konstytucyjnego nie jest to, że łamie Konstytucję. Problemem jest to, że ją stosuje. Że przypomina, iż w Polsce istnieje jeszcze suweren – Naród – oraz akt prawny, który stoi wyżej niż traktaty międzynarodowe.
I właśnie dlatego ten Trybunał musi zostać zniszczony, ośmieszony, delegitymizowany. Bo jeśli Konstytucja rzeczywiście jest najwyższym prawem RP, to cały projekt „zarządzania Polską z zewnątrz” zaczyna się sypać.
List Sochańskiego nie jest prowokacją. Jest aktem obrony elementarnych zasad państwowości. I dlatego tak bardzo boli.
Bo przypomina coś, o czym elity III RP wolałyby zapomnieć:
Polska nie jest prowincją imperium.
A Trybunał Konstytucyjny nie jest wydziałem TSUE.
Autor?
Interesuję sie działalnością polskiego wymiaru sprawiedliwości, szczególnie władzą sądowniczą, a także orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka