Boją się, bardzo się boją 10 kwietnia. Wysyłają na front coraz to nowych „żołnierzy” by zapobiec temu, co nieuniknione - odpowiedzialności.
Wczoraj przemówił biskup Nycz, że czas już przestać, trzeba się pogodzić z wolą Bożą. Stało się, zostawmy to, żyjmy dalej.
Dzisiaj wyszedł apolityczny prokurator Seremet i wygłosił polityczną mowę, którą ewidentnie ktoś mu zlecił: wykluczamy zamach w czasie lotu do Smoleńska, na tym etapie śledztwa nic nie wskazuje, że dokonano zamachu terrorystycznego na delegację 10 kwietnia 2010 roku.
Wszystkie media mainstreamu aż przyklasnęły z radości – to się dostało paranoikom i oszołomom smoleńskim! Dziennikarz GW nawet pogratulował prokuratorom dobrze wykonanej pracy i werdyktu, który wytrąca paranoikom oręż z ręki w postaci nadal badanego wątku zamachu.
Dziennikarze uczepili się tych słów Seremeta, które jednak w czasie trwania konferencji mocno się zdewaluowały.
Przede wszystkim prokuratorzy przyznali, że na obecnym etapie i przy obecnym materiale dowodowym wykluczają zamach na Siewiernym, niemniej jednak z chwilą pojawienia się przesłanek na nowo zajmą się wątkiem zamachu.
A materiał dowodowy jakim dysponuje prokuratura wygląda dość ubogo i żadne polityczne zaklęcia tego nie zmienią. Rosjanie nie zrealizowali większości, najbardziej kluczowych wniosków o pomoc prawną, pomimo usilnych starań prokuratora Seremeta, który nieustannie stara się „uzmysławiać Rosjanom wagę naszych wniosków”.
Daremne żale, próżny trud.
Rosjanie nie dopuścili naszych ekspertów do badania i rekonstrukcji wraku oraz przyrządów pokładowych. Nie przekazali nawet do wglądu oryginałów czarnych skrzynek, bez czego polscy eksperci od fonoskopii nie wydadzą ostatecznej opinii, zresztą słusznie.
Polska strona nie otrzymała materiałów fotograficznych i filmowych z etapu odnajdywania ciał, transportu części samolotu na płytę lotniska. Brak jest nawet informacji, gdzie i kogo odnaleziono. Nie przesłano do dzisiaj sekcji zwłok większości ofiar, a przekazane już dokumenty zawierają liczne błędy i przekłamania. Do tych wszystkich braków, których wyliczyć nie sposób, należy dołączyć nie dostarczenie polskiej prokuraturze wyników prac polskich archeologów z października ubiegłego roku, jak również nie przekazanie efektów prac polskich prokuratorów z lutego. Nie dysponujemy, jako strona postępowania, nawet zapisem z radarów na wieży w Smoleńsku, gdyż podobno sprzęt się uszkodził.
Mimo to prokuratura odważyła się wydać oświadczenie, że wyklucza zamach.
Większość dowodów, którymi dysponuje polska prokuratura opiera się na ruskiej bumadze, danej nam do wierzenia. Zatem musimy uwierzyć, ze komputer pokładowy „zamroził się” 20 metrów nad ziemią, a pilot na chwilę przed lądowaniem zmienił parametry wysokościomierza, zaś brzózka była w stanie ściąć skrzydło gigantowi i spowodować jego obrót, choć otoczające ją śmieci pozostały nienaruszone.
Musimy także uwierzyć, że 11(13 w zależności od wersji stenogramów) ton paliwa zniknęło z powierzchni ziemi szybciej niż para wodna, nie powodując przy tym pożaru. Musimy również uwierzyć, że 90 tonowy gigant nie poczynił szczególnych szkód w smoleńskiej przyrodzie, choć sam uległ znaczącej dezintegracji. I jeszcze ta godzina , brak karetek, ale to można wyjaśnić przecież szokiem.
Jak widać prokuratorzy nie mają z wiarą problemów.
Inne tematy w dziale Polityka