Martynka Martynka
625
BLOG

WOJNY TUSKOWE

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 6

 Patrząc na polską rzeczywistość można odnieść wrażenie, ze Polska to kraj mlekiem i miodem płynący, w którym spokój zakłócają jedynie uczestnicy masowych imprez sportowych, tudzież ludzie spod krzyża, paranoicy smoleńscy.

Niestety nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością, która tak różowa nie jest.

W Polsce  A.D 2011 sytuacja jest zła: szalejąca inflacja, rosnące ceny, płace nieadekwatne do cen, gigantyczne bezrobocie wśród młodych ludzi, galopujące zadłużenie kraju, fatalna polityka zagraniczna, fatalna polityka oświatowa. To wszystko czyni z Polski lekko upośledzonego sąsiada, którego nikt do poważnych przedsięwzięć i rozmów zapraszał nie będzie.

Jeżeli dorzucimy do tego katastrofę polityczną i dyplomatyczną w związku z tragedią 10 kwietnia, mamy pełen obraz kraju rządzonego przez ekipę Donalda Tuska.  

Co w takiej sytuacji,  sytuacji totalnej impotencji  i fatalnych dla Polaków skutków tej niemocy, może  rząd zrobić?

Wywoływać kolejne wojny, prowokacje, dzielić społeczeństwo, napuszczać jedne grupy przeciwko drugim: przedsiębiorców na urzędników, urzędników na przedsiębiorców, młodych przeciwko starym, starych przeciwko młodym, wykształconych przeciwko słabiej wykształconym, niewierzących na wierzących, wyborców jednej partii na wyborców innej, a ostatnio ogół społeczeństwa na kibiców, których utożsamia z grupką chuliganów, których przecież można łatwo spacyfikować,  nie czyniąc z tego powodu medialnego show.

Metoda stara jak świat, dziel i rządź, stała się dla nieudolnego rządu Tuska dewizą.

Prowokacja pod pałacem się nie udała i nawet zaciągnięte tam hordy barbarzyńców nie były w stanie wywołać zamieszek i wojny domowej. Rocznicowe prowokacje także nie dały spodziewanego efektu i okazji, by wziąć społeczeństwo za „mordę”.  Również wielokrotnie powtarzane, niczym zaklęcia, przestrogi o próbach wywołania wojny domowej przez Jarosława Kaczyńskiego nie spełniły się w postaci jakiejś małej choćby rewolty.

Jednak czas nagli, sytuacja w kraju się pogarsza, lud tu i ówdzie podnosi wrogie hasła antyrządowe, więc trzeba na gwałt znaleźć jakiegoś wroga klasowego. Może też uda się jakoś sytuację wykorzystać przeciwko samemu Jarosławowi Kaczyńskiemu, a może i dojdzie do jakichś zamieszek, co ułatwi rządowi podjąć działania na wzór tych zza wschodniej granicy, albo z niedawnej przeszłości.

Upiec można też pieczeń w postaci utożsamienia PiS – u z grupą stadionowych chuliganów, co już się dzieje, wystarczy przeczytać dzisiejszy wywiad z posłem Halickim, który mówi wprost: PiS jest winien temu, co się dzieje na stadionach. A wtedy sprawa delegalizacji PiSu, jako partii wspierającej bandytów, będzie miała szanse powodzenia.

Lud krzyknie: ukrzyżuj go i rząd to skwapliwie spełni.

Tak więc prowokacja goni prowokację, a kraj się stacza coraz bardziej na dno, z którego ciężko będzie się wydobyć, co jednak nie jest zmartwieniem rządu, dla którego najważniejsze jest tu i teraz.

Najwyraźniej hasłem Donalda Tuska, obok divide et impera, jest także inne, znane z historii:

Poloniam esse delendam.

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka