W ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy w sprawie tragedii 10 kwietnia pojawiło się już tak wiele absurdalnych opinii, słów, a także zwykłych kłamstw, pomówień, z których wylewała się zwykła ludzka podłość, że w nieodległej przyszłości historycy, dziennikarze śledczy i zwykli obywatele będą przecierać oczy ze zdumienia, jak to było możliwe, że ludzie o siwych włosach, z dorobkiem naukowym, byli w stanie pleść piramidalne bzdury. Niemniej zdanie, które wypowiedział wczoraj na antenie TVN 24 profesor Marek Żylicz, ekspert komisji Millera, przebija wszystkie dotychczasowe. To zdanie znajdzie się w annałach najbardziej kuriozalnych konstrukcji językowych, poprzedzonych zapewne niezwykłymi akrobacjami umysłowymi. Otóż pan profesor Żylicz był łaskaw nam wyjaśnić kwestię błędnego sprowadzania załogi TU 154 M, celowego fałszowania podawanych jej parametrów:
„..piloci byli wprowadzani w błąd w tym sensie, że wieża kontrolna chciała ich zniechęcić do lądowania, podając gorsze warunki niż rzeczywiście były. Prawdopodobnie były jakieś błędy po stronie kontrolerów, którzy nie potrafili skutecznie zniechęcić załogi do próby lądowania”.
Od wczoraj analizuję to zdanie, rozbijam na czynniki pierwsze, szukam ukrytego sensu i doprawdy pojąć nie mogę, co się musi stać z człowiekiem, aby ryzykując utratą swojej wiarygodności, wypowiadał tak karkołomne opinie, których cel jest aż nadto widoczny: obciążenie winą za katastrofę polskich pilotów wbrew faktom powszechnie znanym, które pokazują coś zupełnie odwrotnego, a zarazem zdjęcie całego odium winy z Rosjan. Profesor ni mniej ni więcej tylko chciał nam powiedzieć, że de facto kontrolerzy byli w całej sprawie bohaterami, którzy miotani sprzecznymi uczuciami, usiłowali ratować naszą delegację, podając jej błędne dane i utwierdzając ją w tym błędzie. Tye nasi nie pojęli tego innego sensu, nie zrozumieli niuansu.
Co to znaczy: byli wprowadzani w błąd W SENSIE, że wieża chciała ich zniechęcić do lądowania?
Czy istnieje takie pojęcie w prawie, w technice lotniczej, czy jest to przyjęte w międzynarodowej praktyce, że kontrolerzy lotów mogą, kierując się jakimiś swoimi odczuciami, „chciejstwami”, czy innymi emocjami, podawać sprowadzanemu przez nich samolotowi błędne dane, jednocześnie utwierdzając go, że jest w dobrym położeniu?? Czy profesor Żylicz, jako prawnik, nie powinien kierować się wyłącznie faktami, literą prawa, a nie grzebaniem w duszy ruskiego szympansa, by maksymalnie naciągnąć wyimaginowane fakty do ruskiej wersji katastrofy?
Kontroler lotu dla pilota jest osobą najwyższego zaufania, któremu powierza swoje życie i życie transportowanych pasażerów. To właśnie bezpieczeństwo i życie pasażerów powinno być najwyższym nakazem dla kontrolera, a nie zdanie jakiejś anonimowej postaci z Moskwy, której nazwiska do dzisiaj nie znamy.
Profesor prawa, w dodatku ekspert komisji badającej tragedię 10 kwietnia, nie powinien zagłębiać się w zakamarki duszy kontrolerów, dokonywać psychoanalizy ich zapewne skomplikowanej osobowości, ale operować li tylko i wyłącznie faktami, a te są jednoznaczne: z dostępnych dokumentów wynika, że kontrolerzy wprowadzali w błąd polską załogę, prowadząc ją wprost na śmierć, a tłumaczenia profesora w stylu: największym błędem kontrolerów było, że nie udało się skuteczniej zniechęcić załogi do lądowania, uważam za karygodne.
Czy profesor pracujący w komisji Millera, w charakterze eksperta może wykazywać się tak dalece idącą niewiedzą o przedmiocie własnych dociekań, kiedy mówi, że piloci lądowali, podczas gdy od stycznia 2011 roku wiadomo, że nie było to lądowanie, ale zejście na 100 metrów? Czy profesor udaje, czy nie wie naprawdę skąd Antoni Macierewicz „wziął” wysokość 15 metrów, na których de facto doszło do - używając języka Anodiny - „zamrożenia” urządzeń (komputera) pokładowych? Skoro pan profesor nie wie skąd ta informacja, to służę cytatem z raportu MAK, strona 119:
„Zanik zasilania FMS („ zamrożenie pamięci”) nastąpiło o 10:41:05, na wysokości barometrycznej skorygowanej do poziomu lotniska na wysokości około 15 metrów, prędkości podróżnej 145 węzłów ( ~270 km/h), w punkcie o współrzędnych 54°49,483’ szerokości północnej, i 032°161’ długości wschodniej”.
Oczywiście wszystkie te dywagacje mają sens przy założeniu, że ten samolot faktycznie spadł na Siewiernym, a piloci mimo wszystko nie zorientowali się w błędnym położeniu, gdyż wedle oficjalnej propagandy wszyscy patrzyli na zły wysokościomierz(!!!).
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Czlonek-komisji-Millera-wieza-podala-gorsze-warunki-niz-byly,wid,13569684,wiadomosc.html?ticaid=1c9cd
Inne tematy w dziale Polityka