Martynka Martynka
1094
BLOG

ZGŁADZONO KWIAT INTELIGENCJI POLSKIEJ

Martynka Martynka Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

 

 
Decyzja  Biura Politycznego WKP(b) z 5 marca 1940 roku  przesądziła o losie blisko 15 tysięcy polskich oficerów zgromadzonych w trzech, specjalnych obozach NKWD: Starobielsku, Kozielsku i Ostaszkowie. Z uwagi na specyficzny, dość szczególny skład osobowy dwóch pierwszych obozów pozwoliłam sobie przywołać kilka faktów z tamtych dni.
 
Pierwszym obozem oficerskim został obóz w Starobielsku, utworzony na mocy decyzji Biura Politycznego KC WKP(b) z 2 października 1939 roku. Obóz usytuowany był we wschodniej części sowieckiej Ukrainy nad rzeką Ajdar. Polscy jeńcy zostali ulokowani na terenie dawnego klasztoru, którego zabudowania otoczone były wysokim murem. Polacy zamieszkiwali dużą cerkiew oraz kilkanaście murowanych i drewnianych baraków. W Starobielsku umieszczono większość oficerów rezerwy i zawodowej kadry wojskowej, w tym 8 generałów, 57 pułkowników, 130 podpułkowników, 321 majorów, 853 kapitanów, 2 519 oficerów innych stopni. Blisko jedna trzecia jeńców starobielskich była zawodowymi wojskowymi, pozostali to rezerwiści zmobilizowani w końcu sierpnia i na początku września. Według stanu z 29 listopada 1939 roku przetrzymywano tam 3 907 osób, w tym prawie 3500 ludzi pomiędzy 20 a 50 rokiem życia.
Generałowie, którzy znaleźli się w obozie starobielskim, a więc Leon Skierski, Leon Billewicz, Aleksander Kowalewski, Kazimierz Orlik – Łukoski, Franciszek Sikorski, Konstanty Plisowski, Piotr Skuratowicz, Stanisław Haller, odgrywali zasadnicza rolę w czasie wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, co zapewne przesądziło o ich tragicznym losie. Żaden z nich nie przeżył wiosny 1940 roku. Również do Starobielska dostali się niemal wszyscy obrońcy Lwowa w wyniku złamania umowy kapitulacyjnej przez stronę sowiecką. Wojskowi osadzeni w obozie starobielskim byli specjalistami wielu dziedzin wojskowych, tak więc znalazło się tu kilkuset lotników, pełny skład Wojskowego Instytutu Gazowego, prawie cały personel Instytutu Uzbrojenia WP, a także kapelani wojskowi wszystkich wyznań. Wśród oficerów rezerwy odnaleźć można kilkunastu profesorów i docentów wyższych uczelni, blisko 400 lekarzy wojskowych i cywilnych, kilkuset prawników i inżynierów, wielu nauczycieli szkół średnich i powszechnych oraz szereg działaczy społecznych i politycznych. Należy stwierdzić, iż skład korpusu oficerskiego był imponujący zwłaszcza jeśli dodać doń wielu literatów, dziennikarzy i artystów. Całą plejadę wspaniałych nazwisk ludzi więzionych w Starobielsku, niejednokrotnie okrytych sławą w świecie nauki, przytoczył jeniec tego obozu Józef Czapski. W swoich wspomnieniach napisał:
 
W Starobielsku spotkałem paru najwybitniejszych chirurgów warszawskich, dr Kołodziejskiego i dr Levitoux.[…] W obozach było kilkudziesięciu profesorów i docentów uniwersytetu: Morawski, prof. Politechniki Warszawskiej; prof. Tucholski, fizykochemik, specjalista od materiałów wybuchowych, docent w Cambridge; prof. Piotrowicz, sekretarz krakowskiej Akademii Umiejętności, któremu zawdzięczaliśmy świetne odczyty z zakresu historii polskiej; inżynier Eiger, wiceprezes Ligi Antyhitlerowskiej w Polsce, dwóch redaktorów „Naszego Przeglądu[…] Wśród jadących w moim wagonie był porucznik Ralski, oficer rezerwy 8 pułku ułanów, prof. Uniwersytetu Poznańskiego, przyrodnik[…] Wśród kolegów, z którymi żyłem blisko chciałbym wspomnieć jeszcze paru. Przede wszystkim Zygmunta Miterę. Był to jedyny Polak, który mając stypendium rockefellerowskie, doktoryzował się z nauk wiertniczo – górniczych w Ameryce.[…] Tejże jesieni 1939 r. miał rozpocząć swoje wykłady jako docent w krakowskiej Akademii Górniczej”.
 
Te kilka przywołanych przez autora nazwisk pokazuje jak doborowy i wybitny był skład Starobielska. Józef Czapski z pewną nostalgią wspomina wspólne wieczory z kolegami w Starobielsku spędzone na pasjonujących wykładach z różnych dziedzin, w których z reguły znajdowała się dawka optymizmu i wiary w lepszą przyszłość Polski. Szczególną postacią życia kulturalnego Starobielska był major Sołtan, wykładowca historii wojen w Grudziądzu, szef sztabu generała Andersa, którego odczyty o kampanii wrześniowej przyciągały ogromną rzeszę słuchaczy. Podczas swoich wykładów wskazywał na braki i błędy minionej kampanii, podkreślając jednocześnie wielkie bohaterstwo dowódców i żołnierzy w tej nierównej walce.
 
Zmorą polskich wojskowych w Starobielsku była nachalna propaganda i ustawiczna indoktrynacja, realizowane na różne sposoby. Przede wszystkim obóz zradiofonizowano, umieszczając głośniki radiowe w barakach, na zewnątrz, a nawet w łaźni. Audycje sowieckich rozgłośni były nadawane bez przerwy od godziny 5 rano do 24 w nocy. Programy radiowe raczyły jeńców hałaśliwą propagandą, pełno w nich było kłamstw o Polsce, brutalnych napaści na Polaków, a wszystko to wzbogacano utworami Chopina, co miało pogłębić uczucie klęski i apatii wśród polskich oficerów. Oprócz agitacji radiowej władze obozowe organizowały pogadanki propagandowe, których zamierzeniem było dostarczenie wiedzy polskim oficerom na temat „raju sowieckiego” Poruszano różne tematy, jak na przykład „ZSRR – najbardziej demokratyczny kraj świata”, „Materialny i kulturalny dobrobyt ludzi pracy w ZSRR”, „Życie i działalność J.W Stalina”.
 
Szczególnie przykre dla polskich oficerów były przesłuchania, na które wzywano zazwyczaj w nocy. Józef Czapski wspomina:
 
Wszyscy przechodziliśmy przez liczne, przeważnie nocne badania, bardzo różne w natężeniu i formie. Próby szantażu, nawet przekupywania były na porządku dziennym. Styl badania był nadzwyczaj różnolity, od uprzejmego indagowania o wojskowe poglądy na ówczesną sytuację militarną przez przybyłych z Moskwy wyższych urzędników NKWD, aż do badań, które trwały trzy doby z rzędu, prawie bez odpoczynku, do rozczulania się <ach, biedna wasza młoda żona, nigdy już was więcej nie zobaczy, jeżeli nie powiecie,… jeżeli nie zobowiążecie się…>”.
 
W trakcie przesłuchań pytano o ich dane personalne, przebieg służby wojskowej, zawód cywilny, o poglądy na ówczesną sytuacje militarną, o poglądy społeczne i polityczne. Od jeńców żądano informacji o państwie polskim, a także o oficerach i pracownikach państwowych. Wydaje się, iż starano się wyselekcjonować tych, którzy mogą być podatni na indoktrynację oraz chętnych do współpracy z władzami sowieckimi. Niektórym proponowano podpisywanie oświadczeń zobowiązujących do współpracy z sowieckimi władzami bezpieczeństwa państwowego. Szczególną uwagę w trakcie przesłuchań zwracano na wyjaśnienie kwestii udziału w wojnie 1920 roku.
 
5 kwietnia 1940 roku rozpoczęła się likwidacja obozu starobielskiego. Polacy dojeżdżali do Charkowa, skąd transportowano ich autobusami więziennymi, tzw. czarnymi woronami, do więzienia w siedzibie Zarządu Obwodowego NKWD przy ulicy Dzierżyńskiego. Tutaj dokonywano mordu. Rozstrzeliwania rozpoczynały się wieczorem, a kończyły późno w nocy. Egzekucje odbywały się w piwnicach, w celi śmierci – pojedynczo. Zamordowanych oficerów przewożono samochodami ciężarowymi do lasu, w pobliżu wsi Patichatki, gdzie za drewnianym ogrodzeniem czekały już wykopane doły.
 
Obóz w Kozielsku, położony około 250 kilometrów na południowy wschód od Smoleńska, stał się drugim obok Starobielska obozem specjalnym dla polskich oficerów. Obóz mieścił się w zabudowaniach dawnego klasztoru. Liczebność obozu w październiku i listopadzie ulegała częstym zmianom, jednak już grudniu 1939 roku ustaliła się na poziomie 4 543 osób i w zasadzie nie uległa większym zmianom aż do momentu likwidacji na wiosnę 1940 roku.
 
W tej liczbie 30% stanowili oficerowie służby czynnej, wśród których znajdowało się czterech generałów: Bronisław Bohaterewicz, Henryk Minkiewicz, Mieczysław Smorawiński , Jerzy Wołkowicki oraz kontradmirał Ksawery Czernicki. Ponadto bolszewicy osadzili w Kozielsku 103 pułkowników i podpułkowników, 258 majorów, 654 kapitanów, 17 kapitanów marynarki, a także blisko 2 500 poruczników i podporuczników, ponad 500 podchorążych oraz 7 kapelanów wojskowych różnych wyznań.  Wśród oficerów znalazło się około 200 lotników i 50 marynarzy i  jedna kobieta – porucznik pilot Janina Lewandowska, córka generała Dowbór-Muśnickiego. Większość kontyngentu oficerskiego Kozielska stanowili oficerowie rezerwy, będący w warunkach pokoju wysokiej klasy fachowcami różnych dziedzin.
21 osób posiadało tytuły profesorów i docentów, ponad 400 było lekarzami, ponadto znaleźć można kilkuset prawników, inżynierów i nauczycieli. Do obozu kozielskiego trafiło wielu literatów, dziennikarzy, przemysłowców, urzędników państwowych i kupców.
W rękach NKWD znalazła się cała plejada wybitnych osobistości polskiego życia naukowego, jak choćby profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego – major Stefan Pieńkowski, profesorowie Uniwersytetu Wileńskiego: porucznik Godłowski – dyrektor Kliniki Neurologicznej UW i Instytutu Badań Mózgu; porucznik Swianiewicz, a także profesorowie Politechniki Warszawskiej: Morawski, Siennicki. Nie można nie wspomnieć również o więzionym w Kozielsku lekarzu marszałka Piłsudskiego, wybitnym neurologu doktorze Stefanowskim, jak również o doktorze Nelkenie, doktorze Wroczyńskim – byłym wiceministrze zdrowia oraz o wspaniałych kapłanach, którzy godnie pełnili swoją misję wśród jeńców – księdzu Ziółkowskim i księdzu Aleksandrowiczu.
Jeniec Kozielska  Zdzisław Peszkowski w swoich wspomnieniach podkreślił ogromny potencjał intelektualny tkwiący w oficerach polskich, nazywając ich „kwiatem  inteligencji polskiej”, gdyż:
 
można było bez trudu znaleźć ludzi władających najróżniejszymi językami, podróżników, pisarzy, dziennikarzy, dyplomatów, ludzi o fantastycznych zainteresowaniach. Pamiętam był ktoś, kto mógł bezbłędnie zagwizdać, zanucić każdą arię; był ktoś, kto uczył nas tajemnicy jogów, zwłaszcza w dziedzinie oddychania, inny rzeźbił szachy, puderniczki, ramki, z myślą, że to może będzie dla syna lub córeczki”.
 
W Kozielsku znajdowali się także prawdziwi miłośnicy wojska, pragnący zrealizować się w toczącej się wojnie, dla których niemożność uczestniczenia w działaniach wojennych była największą katuszą. W raportach i meldunkach władz obozowych do centrali w Moskwie można odnaleźć wiele zdań na temat „kontrrewolucyjnej” działalności prowadzonej przez jeńców w Kozielsku, której przejawem były między innymi nielegalne czasopisma „MONITOR”, redagowany przez porucznika Juliana Ginsberta i majora Skoczyckiego oraz „MERKURIUSZ”. Innym „zmartwieniem” władz Kozielska była biblioteka zorganizowana przez jeńców, a także tzw. żywe gazety, w formie ustnych przekazów, dla których inspiracją i źródłem wiadomości były rozgłośnie sowieckie i gazety. Treść owych gazet mówionych była, ku zakłopotaniu władz obozowych, pełna akcentów antyradzieckich. Powszechnym pragnieniem, codziennie powtarzanym przez wszystkich niczym zaklęcie, była chęć opuszczenia obozu i ZSRR. Stanisław Lubodziecki zapamiętał z pobytu w Kozielsku, że: „Codzienne rozmowy większości jeńców zaczynały się pytaniem: Co tam słychać w sprawie naszego wyjazdu?”. Nastroje negatywne wśród jeńców wzbudzała również nachalna, często brutalna propaganda będąca częścią procesu „reedukacji” Polaków. Jak pisał jeniec Kozielska Stanisław Swianiewicz :
 
 „Kozielsk więc można określić jako pewnego rodzaju zakład studiów nad mentalnością i właściwościami odmiennego typu ludzi, których w 1939 roku Związkowi Sowieckiemu udało się chwycić w swoje ręce dzięki sojuszowi z Hitlerem”.
 
Każdy polski oficer był wielokrotnie przesłuchiwany, najczęściej w nocy po kilka lub kilkanaście godzin. Musiał obnażać przed funkcjonariuszami NKWD  swoją przeszłości, przedstawiać swoje poglądy polityczne, społeczne, a nawet filozoficzne. Zmuszony był, często groźbami i szantażem do podawania szczegółów o swojej rodzinie i przyjaciołach. Dzień 3 kwietnia 1940 stał się przełomowym w życiu obozu kozielskiego, tego bowiem dnia wyjechała pierwsza partia 300 jeńców, którzy zgodnie zapewnieniami władz obozowych mieli być kierowani do punktów rozdzielczych, jednak trafili zupełnie gdzie indziej.
Transporty odchodziły  prawie codziennie z jedno lub dwudniowymi przerwami, aż do 12 maja. Jeńcy byli ładowani do wagonów więziennych, zwanych stołypinkami, po czym ruszali w kierunku Smoleńska. Stacją docelową było Gniezdowo około 18 km od Smoleńska. Tutaj na bocznicy jeńcy byli przekazywani przedstawicielom oddziału specjalnego obwodowego Zarządu NKWD w Smoleńsku. Polskich oficerów bezpośrednio z wagonów ładowano do autobusów z zamalowanymi oknami lub do karetek więziennych, tzw. czarnych woronów, po czym odwożono ich do odległego o około 4-5 km Lasu Katyńskiego na silnie strzeżony teren ośrodka rekreacyjnego NKWD. Zamalowywanie okien autobusów, czy też używanie samochodów więziennych bez okien do przewożenia polskich oficerów w miejsce mordu było podyktowane koniecznością ukrycia przed nimi widoku ośmiu wykopanych dołów, które po kolejnych transportach zapełniały się ciałami zamordowanych.Z Kozielska wymordowano 4 421 osób.
 
O morale naszych oficerów niech świadczy fakt, iż pomimo niezwykle trudnej sytuacji, nieustannej propagandzie, brutalnych przesłuchaniach, władzom NKWD udało się zwerbować do współpracy tylko około 100 osób ze wszystkich obozów specjalnych, co jak na liczbę blisko 15 tysięcy osób, stanowi znikomy procent.  Warto by zestawić te statystyki ze statystykami tajnych współpracowników SB  w PRL  w stosunku do liczby ludności Polski. Porównanie może być szokujące.
 
Cześć i Chwała  Bohaterom!!!
 
                                                                                   *  *  *
„Piąta rano. Od świtu dzień rozpoczął się szczególnie. Wyjazd karetkami więzienną w celkach (strasznie!). Przywieziono [nas] gdzieś do lasu ; coś w rodzaju letniska. Tu szczegółowa rewizja. Zabrano[mi] zegarek, na którym była godzina 6.30 (8.30). Pytano o obrączkę, którą….Zabrano mi ruble, pas główny, scyzoryk (…). ( słowa zanotowane tuż przed egzekucją przez majora Adama Solskiego).
 
                                                                                *  *  *
„ Przyprowadzają (ofiarę) na korytarz. Tam ja przypuśćmy, stoję w drzwiach. Otwieram drzwi: „można”, słyszę „wejść”. Prokurator siedzi za stołem, obok komendant. Pyta: „nazwisko, imię, imię ojca, rok urodzenia” i powiedział- „możecie iść”. Tu od razu „kłac” i już koniec, koniec”. ( słowa kata ze Smoleńska)
Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Kultura