Od kilku tygodni twórcy i głosiciele oficjalnej moskiewsko-warszawskiej wersji katastrofy pod Smoleńskiem dostają tęgie baty, po których słychać jedynie skomlenie i nieudolne kąsanie po nogawkach głównego sprawcy ich nieszczęścia Antoniego Macierewicza.
Zresztą trudno się dziwić tej frustracji, towarzyszom sypie się cała dotychczasowa narracja, która nie ma żadnego zakotwienia w naukach ścisłych, obliczeniach, symulacjach, czy profesjonalnych badaniach. Kolejni eksperci komisji Millera przyznają z rozbrajającą szczerością, że nie wykonywano badań i analiz, a jedynie oglądano to, co Rosjanie pozwolili obejrzeć. Nie wykonywano też żadnych obliczeń, symulacji mogących naukowo dowieść takiego, a nie innego przebiegu wydarzeń. Okazało się, że jedynie eksperci Zespołu Parlamentarnego podeszli do tematu badania przyczyn katastrofy z należytą rzetelnością i fachowością. Naukowcy związani z zespołem Antoniego Macierewicza nie tylko zdołali wyrysować rzeczywista trajektorię lotu Tupolewa, która różni się w sposób znaczący od tej podawanej przez komisję Millera, ale także udowodnili, iż nieprawdziwa jest teza, jakoby skrzydło samolotu mogło zostać przecięte przez 30-40 cm brzozę. Ponadto doktor Szuladziński ustalił na podstawie analiz wykonywanych przez swoją firmę, jaki był najbardziej prawdopodobny przebieg wydarzeń 10 kwietnia 2010 roku. Doszedł do następujących wniosków: polski samolot uległ katastrofie nie z powodu uderzenia w ziemię, ale w wyniku dwóch wybuchów, z których jeden miał miejsce w okolicach lewego skrzydła, zaś drugi w centropłacie. Co najciekawsze, analiza doktora Szuladzińskiego dotycząca rozpadu Tupolewa jest kompatybilna z analizami zarówno doktora Nowaczyka, jak i profesora Biniendy, co pozwala z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, iż tak właśnie wyglądały ostatnie chwile polskiego samolotu z delegacją na pokładzie.
Zwolennicy hipotezy naciskowo-brzozowej zostali na placu boju bez jakichkolwiek narzędzi do jej obrony, mając do dyspozycji jedynie zużytą broń w postaci obelg i pomówień , które miały przykryć ich kompromitację. Zaczęli więc podważać kompetencje ekspertów ZP, korzystając z zaprzyjaźnionych stacji TV i radiowych, przeszukiwać strony internetowe w celu poszukiwania jakichś komprmateriałów na ekspertów ZP . W mediach zaroiło się od jednodniowych ekspertów, gdyż każdy kto miał choćby maturę z fizyki i wystarczająco nienawidził Macierewicza, stawał się od razu wybitnym znawcą z dziedziny lotnictwa, mającym moc obalania tez Biniendy, Nowaczyka i Szuladzińskiego jednym splunięciem.
Niestety, próżne nadzieje, daremny trud, stare esbeckie metody tym razem nie dały rezultatów, a kolejny cios w sam splot słoneczny sekciarzy okazał się bardzo dotkliwy.
Oto bowiem podczas odbywającej się w Pasadenie międzynarodowej konferencji wyszydzany przez moskiewskich Polaków profesor Binienda otrzymał prestiżową nagrodę Amerykańskiego Stowarzyszenia Inżynierii Lądowej ASCE za wybitny wkład w rozwój najnowocześniejszej wiedzy z zakresu inżynierii i technologii lotniczej, badań kosmicznych oraz konstrukcji kosmicznych z zastosowaniami w inżynierii lądowej. Jak na tym tle wypadają eksperci Millera, dla których wystarczającą przesłanką do sformułowania głównej tezy raportu były słowa „jak walnęło to urwało”?
Na tym jednak nie kończą się złe wieści dla sekty pancernej brzozy. Jak donosi portal wpolityce.pl badaniami profesora Biniendy i w ogóle ustaleniami Zespołu Parlamentarnego, zaczynają interesować się amerykańskie media, do których najwyraźniej nie przemawia teza o zabójczej brzozie, która łamie skrzydła, a samolot rozdrabnia na tysiące części. Oto na stronach portalu internetowego
www.cleveland.com znajdujemy obszerny wywiad z profesorem Biniendą, który jest określany przez dziennikarza mianem
"powszechnie szanowanego eksperta w dziedzinie mechaniki pęknięć, który kieruje wydziałem inżynierii cywilnej uniwersytetu".Portal Cleveland.com dodaje, że prof. Binienda specjalizuje się w mechanice pęknięć ("fracture mechanics"), czyli dziedzinie, która bada jak i dlaczego materiały łamią się pod wpływem różnych sił. Skupia się zwłaszcza na metalach lekkich - aluminium, tytanie i polimerach, używanych w lotnictwie i kosmonautyce.
Często pracuje dla NASA i producentów silników do samolotów odrzutowych.
W opinii amerykańskiego dziennikarza katastrofa w Smoleńsku budzi poważne wątpliwości, a pytań zamiast ubywać przybywa. Wobec narastających wątpliwości i braku fachowych odpowiedzi profesor Binienda zdecydował się naukowo podejść do zagadnienia kluczowego dla całej katastrofy – uderzenia w brzozę:
„Dla zbadania wpływu zderzenie z drzewem, prof. Binienda stworzył model komputerowy, używając do tego celu programu zwanego LS-DYNA. On oraz inni inżynierowie używają LS-DYNA rutynowo do symulowania złożonych pęknięć w sytuacji zmieniających się gwałtownie warunków, takich jak ta z katastrofa Columbii, gdy fragment szybko lecącej pianki ochronnej uderzył w skrzydło promu, śmiertelnie uszkadzając wahadłowiec.
Mając LS-DYNA i informacje z raportów dotyczących katastrofy, Binienda mógł włożyć [do programu] dane dotyczące siły, gęstości i innych właściwości skrzydła i drzewa. To pozwoliło komputerowi na oszacowanie wpływu różnych sił i stworzenie realistycznej animacji 3 D, opisującej - sekunda po sekundzie - co się stało.
Nawet wówczas gdy Binienda celowo "niedoważał" siłę skrzydła i "nadważał" siłę drzewa, symulacja wciąż wskazywała, że skrzydło ścinało drzewo, samo doznając jedynie niewielkich uszkodzeń. Uderzenie w drzewo nie mogło złamać skrzydła, pokazywał jego model. Coś jeszcze musiało złamać skrzydło, i coś jeszcze musiało ściąć szczyt drzewa.
Symulacje Biniendy pokazują także, na podstawie tego, gdzie wylądowało skrzydło, że złamanie musiało nastąpić wyżej i bliżej pasa w stosunku do miejsca położenia drzewa”.
Według amerykańskiego portalu profesor Binienda, który dzięki swojej wiedzy i umiejętnościom wykazał, iż 10 kwietnia 2010 roku przebieg wydarzeń wyglądał zupełnie inaczej, niż to dotychczas przedstawiano, stał kluczowym graczem w dramacie smoleńskim. Za słowami profesora Biniendy, a także pozostałych ekspertów ZP, stoją badania naukowe, profesjonalne symulacje i obliczenia. Za słowami ekspertów MAK i Millera nie stoi nic, poza „jak walnęło to urwało” i „Rosjanie zbadali wrak i wykluczyli wybuch”, co wyklucza ich z grona poważnych fachowców, gotowych w każdych warunkach i z każdym podjąć się obrony głoszonych przez siebie tez.
Inne tematy w dziale Polityka