Martynka Martynka
5977
BLOG

Z LOGIKĄ NA BAKIER

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 54

 

Według klasycznej definicji logika jest  umiejętnością jasnego  formułowania myśli,  stanowi zbiór reguł  poprawnego rozumowania i udowadniania swoich twierdzeń. Słuchając wczorajszych wystąpień podczas debaty sejmowej, a także dzisiejszych słów prokuratora Seremeta doszłam do wniosku, iż logika obca jest obecnemu establishmentowi, a zastąpił ją widoczny gołym okiem strach i maczuga propagandowo – dezinformacyjna. Wiele spraw, o których wczoraj mówiono rażąco kłóci się ze stanem faktycznym, jaki powstał po 10 kwietnia 2010 roku.

Przede wszystkim sprawa przyjęcia konwencji chicagowskiej, jako podstawy prawnej  przy wyjaśnianiu okoliczności katastrofy. Z ust ministra Gowina mogliśmy się dowiedzieć, iż została ona przyjęta w formie ustnej, nie ma bowiem żadnych dokumentów, które by  potwierdzały proces decyzyjny, prowadzący do jej przyjęcia przez  polski rząd.  A zatem można uznać, że nie było żadnych analiz prawnych, spotkań, czy negocjacji, tylko rząd przyjął bez słowa sprzeciwu propozycję Putina. Dlaczego odbyło się to niezgodnie z międzynarodowymi regułami,  niejako pod stołem? Być może rząd uznał, że jakiekolwiek dokumenty w tej sprawie mogłyby kiedyś świadczyć przeciwko jego urzędnikom, jako dowód procesowy, więc wybrano formę konkludentną, czyli dorozumianą.

Jakie było uzasadnienie przyjęcia tej całkowicie nieadekwatnej do zaistniałej sytuacji podstawy prawnej? Podobno chodziło o czas, natychmiastowe rozpoczęcie dochodzenia, co rzekomo nie doszłoby do skutku, gdyby szukano innej formy prawnej, choć przecież umowa z 1993 roku obowiązywała i nic nie stało na przeszkodzie, aby zgodnie z nią postępować.  

Czas i pośpiech -  to miały być główne przesłanki przemawiające na korzyść przyjęcia konwencji chicagowskiej. Tymczasem kalendarium wydarzeń   przedstawione przez prokuratora Seremeta pokazuje, że akurat czasem nikt się  specjalnie nie przejmował w tamtych dniach.

Pierwsza grupa prokuratorów w liczbie trzech osób udała się do Smoleńska dopiero w godzinach późno popołudniowych, około 18 – tej, co patrząc na niewielką w sumie odległość musi budzić zdziwienie. Dlaczego dopiero po 8 godzinach od katastrofy polscy śledczy udali się na miejsce wypadku, skoro wiadomo, że pierwsze chwile są kluczowe dla dalszego dochodzenia i ustalenia przyczyn katastrofy?  A jeżeli już doszło do takiej zwłoki w podjęciu czynności śledczych, to dlaczego nie zażądano od strony rosyjskiej wstrzymania się od jakichkolwiek działań na miejscu katastrofy?

Czy te trzy osoby stanowiły wystarczające siły, by zabezpieczyć kluczowe dowody tam na miejscu? Czy w ogóle możliwe było zabezpieczenie czegokolwiek, jako wiarygodnego dowodu po 8 godzinach  „buszowania” rosyjskich służb na miejscu katastrofy? Prokurator Seremet powiedział także, iż tego samego dnia skompletowano kolejna grupę specjalistów, w liczbie 4 prokuratorów, kilku lekarzy medycyny sądowej i techników z KSP. Niestety, te osoby, mimo gotowości wyjazdu do Smoleńska jeszcze w dniu 10 kwietnia, nie odleciały z przyczyn niezależnych, a znalazły się w Rosji dopiero w dniu następnym.

I tu znowu rodzi się pytanie: cóż to za niezależne przyczyny spowodowały opóźnienie wylotu tych, jakże ważnych specjalistów? Nie można było znaleźć środka lokomocji, by jeszcze tego samego dnia przetransportować ich na miejsce, przecież to tylko godzina lotu z Warszawy?!

Niestety prokurator nie wyjaśnił, co doprowadziło do tej kompromitującej sytuacji.  Kiedy prokuratorzy polscy dotarli wreszcie do Moskwy w dniu 11 kwietnia około godziny 16 – tej, zakomunikowano im, że większość sekcji już się odbyła, więc nasi dzielni śledczy dali wiarę słowom rosyjskich funkcjonariuszy i odstąpili od udziału w fundamentalnych dla sprawy czynnościach śledczych. Pragnę przypomnieć, iż cały czas mówimy o zaledwie kilku osobach, nie licząc oczywiście ministrów RP przebywających na wyjeździe prywatnym  w Moskwie. Można zatem uznać, że zarówno kwestia czynności śledczych w Moskwie, jak i  czynności na miejscu katastrofy w Smoleńsku nie była w żaden sposób choćby monitorowana przez  polskich prokuratorów.

Należałoby też wrócić do kilku zadziwiających zjawisk, które miały miejsce jeszcze 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. Otóż pierwszą informacją, która obiegła Polskę było złowrogie „wsie pagibli”, co miało, jak powiedział niedawno minister Sikorski, cel prewencyjny, by nie wzbudzać niepotrzebnych nadziei.  Ów komunikat spowodował, iż rosyjscy funkcjonariusze mogli „z czystym sumieniem” wstrzymać akcję ratunkową, zanim ta w ogóle się rozpoczęła.

Mamy zatem taką oto sytuację, że z jednej strony nie prowadzono akcji ratunkowej, z uwagi na fakt, że wszyscy mieli zginąć śmiercią nagłą i jak widać na dostępnych w sieci filmach nikt specjalnie nie spieszył z pomocą rozbitkom, a drugiej rozpoczęto niemal od razu akcję dewastowania miejsca katastrofy pod pozorem poszukiwania zabitych i przewożenia szczątków samolotu. Wjechał ciężki sprzęt, wybudowano drogę dojazdową, cięto, piłowano, rozdrabniano to, co zostało z polskiego samolotu.

I trzeba przyznać, że zabrano się za to  z wyjątkowym zapałem, jakiego próżno było szukać w pierwszych minutach po katastrofie u służb ratowniczych.  Dlaczego polski rząd, polscy śledczy wiedząc, że nikt nie przeżył i te kilka godzin zwłoki nikomu życia nie wróci, nie  wystąpili  z kategorycznym żądaniem wstrzymania jakichkolwiek prac na miejscy katastrofy do czasu przyjazdu polskich przedstawicieli?  Przecież ludzie już nie żyli, samolot rozbił się na odludziu,  w dodatku na terenie wojskowym, a nie w centrum miasta, czy na środku autostrady, więc nie mógł w żaden sposób utrudniać życia miastu? Dlaczego nie utrzymano zasady eksterytorialności wraku?

Dlaczego wreszcie „konkludentnie” zgodzono się na zniszczenie wraku i niegodne potraktowanie ofiar? Gdzie wówczas byli ci wszyscy butni politycy i prokuratorzy, którzy teraz z trybuny sejmowej mają odwagę i czelność wskazywać rzekomych winnych, w sobie żadnej winy nie znajdując?

Dzisiaj prokurator Seremet w odpowiedzi na zarzuty rodzin, dotkniętych jego wczorajszym wystąpieniem, powiedział rzecz, która przejdzie do annałów historii prawa:

„Dlaczego nie zrobiono powtórnych sekcji po przyjeździe ciał do Polski?

 

Dlatego, że nie było żadnej dokumentacji, która, poddana stosownej analizie, mogłaby wskazywać na nierzetelność badań sekcyjnych”.

 

Idąc tym tokiem myślenia można stwierdzić, że skoro nie znaleziono narzędzia zbrodni, nie można uznać, iż ktoś został zamordowany,  a zatem nie ma podstaw, by prowadzić dochodzenie w sprawie zabójstwa.

W sprawie katastrofy smoleńskiej postąpiono wbrew jakiejkolwiek logice, wbrew międzynarodowym normom i wbrew dotychczasowej praktyce cywilizowanych państw. Żadne słowa, nawet wsparte przemocą, czy zastraszaniem tego faktu już nie zmienią.

 

To już się stało, zaklęcia nie pomogą.

 

http://www.rmf24.pl/fakty/news-seremet-zeznania-rodzin-ofiar-dowodza-ze-to-one-popelnily-bl,nId,638569

 

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (54)

Inne tematy w dziale Polityka