Martynka Martynka
2597
BLOG

TAK, TO JEST WOJNA

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 60

 

Kiedy kilka miesięcy temu Antoni Macierewicz powiedział na jednym ze spotkań, że 10 kwietnia 2010 r., przy założeniu, że doszło wówczas do zamachu, mieliśmy w istocie do czynienia z aktem wojennym, o czym niebawem przekonają nas kolejne kroki agresora, podniosła się wrzawa w mediach, a politycy rządzącej partii, z udawaną troską o zdrowie psychiczne szefa ZP, kiwali głowami. Tymczasem już dzisiaj, szczególnie po niedawno odbytej Konferencji Smoleńskiej, możemy już mówić  o celowym  działaniu osób trzecich, czego skutkiem było rozbicie TU 154 M i śmierć wszystkich pasażerów.

Jeżeli bowiem kilkudziesięciu naukowców z Polski i zza granicy, których dorobek  nie budzi wątpliwości  w świecie nauk technicznych, dowiodło w swoich referatach, iż oficjalna wersja lansowana przez MAK i komisję Millera jest, mówiąc delikatnie, nieprawdziwa, zaś rzeczywistą przyczyną katastrofy były eksplozje na pokładzie, to trudno zrozumieć dlaczego z innych, niż zamach powodów okłamywano nas przed ponad dwa lata, dokonując  niebywałych wręcz akrobacji, by utrzymać trzeszczącą w szwach załganą narrację o brzozie, beczce i niedouczonych pilotach.

Każdy rozsądnie myślący powinien zadać sobie jedno podstawowe pytanie: skoro opisywane przez oficjalne czynniki wydarzenie było tak proste do zdefiniowania, dlaczego, by rozwiać wszelkie wątpliwości nie rzucono na „żer” opinii publicznej wszystkich możliwych dowodów w sprawie z ekspertyzami wraku, po wcześniejszym jego zwróceniu, czarnymi skrzynkami, profesjonalnie wykonanymi oględzinami miejsca zdarzenia i badaniami ofiar ( to oczywiście tylko dla rodzin poległych)?

Dlaczego wszystko od początku nosiło znamiona zacierania śladów, a najważniejsze dowody w sprawie nigdy do Polski nie trafiły, ba, nigdy nie trafiły w ręce polskich ekspertów? Dlaczego żaden z twórców oficjalnego raportu nie jest w stanie stanąć w świetle kamer i skonfrontować swoich badań, obliczeń, ekspertyz  z podważającymi jego pracę naukowcami? Czy  nie jest to najbardziej cywilizowana forma eliminowania wątpliwości?

Jest to kolejny dowód na to, iż racja stoi po stronie naukowców związanych z ZP oraz tych, którzy zorganizowali  poniedziałkową konferencję. Oficjalna narracja jest nie do obrony, o czym wiedzą zapewne sami jej twórcy.

Mamy więc mocne poszlaki  na to, iż 10/4 doszło do zamachu na polską delegację, która udawała się w celach pokojowych do Katynia. Jeśli hipoteza zamachu się potwierdzi w dalszych badaniach to  „katastrofę smoleńską” będzie można  uznać za najbardziej zuchwałą zbrodnię na Polakach, za którą stoją ludzie służb rosyjskich oraz jacyś kooperanci w Polsce. Można zatem mówić już o sytuacji wojennej, jednak nie w sensie tradycyjnym, ale o wojnie na wielu innych, dużo groźniejszych, niż zbrojna ofensywa, frontach.

Służby rosyjskie, jako spadkobiercy służb sowieckich, do których tradycji z lubością nawiązują, o czym świadczą liczne wypowiedzi W. Putina, praktykują od lat te same zasady nowoczesnego podboju krajów – celów. Szeroko o metodach stosowanych przez moskiewskie służby wobec krajów upatrzonych sobie za cel  pisał W. Volkoff, w swojej książce „Dezinformacja. Oręż wojny”.  Podręczniki szkoleniowe dla służb ZSRR wiele czerpały z myśli i wskazówek starożytnego chińskiego myśliciela, autora „Sztuki wojennej” Sun Cy, który pisał:

Najważniejszą umiejętnością w sztuce wojennej jest podporządkowanie sobie nieprzyjaciela bez walki”.

W jaki sposób należy ten cel osiągnąć? Sun Cy podał kilka cennych rad, których praktyczną realizację mogliśmy widzieć na własnym podwórku po 10/4.  Przede wszystkim należy dyskredytować wszystko, co dobre w kraju przeciwnika, wciągać przedstawicieli warstw rządzących w przestępcze przedsięwzięcia, korzystać z ze współpracy istot najpodlejszych, zasiewać waśnie i niezgodę miedzy obywatelami wrogiego kraju, buntować młodych przeciwko starym, infiltrować wszędzie swoich szpiegów. Każdy, kto nawet niezbyt wnikliwie analizuje polską rzeczywistość po kwietniu 2010 roku bez trudu dostrzeże, jak skrupulatnie, z żelazną konsekwencją wskazania mistrza Sun Cy są wprowadzane w naszym kraju. Kto jest animatorem tych działań? Z pewnością państwo nam wrogie, mające ambicje imperialne, na którym ciąży odium zamachu na polską elitę.

W jaki sposób można, nie wprowadzając wojsk na teren nieprzyjaciela, osiągnąć cel, którym jest podbój? 

Volkoff podaje kilka rodzajów „broni”, którymi posługuje się agresor w kraju, który jest jego celem:  dezinformacja, propaganda, zastraszenie. Kluczem do zniszczenia woli oporu jest przede wszystkim demoralizacja narodu i dezintegracja tworzących go grup, bowiem „zwycięzcą jest ten, kto może i chce dalej walczyć, podczas gdy przeciwnik już nie chce i nie może”.

Na czym polegać ma akcja pod tytułem „demoralizacja narodu”? Jest to nic innego, jak unicestwienie odwagi, podkopanie siły duchowej, wynikającej z wiary w wartości narodowe i przyszłość. Tak więc uderzenie w kościół, pokazanie, że jest równie zepsuty, co wielcy tego świata, atak na rodzinę, która ma się jawić jako siedlisko patologii, podrywanie autorytetu nauczyciela – przykładów można mnożyć, jest ich bez liku.

Jakie jeszcze chwyty stosuje agresor wobec państwa – ofiary? Otóż zaatakowany ma być przekonany, że jest osamotniony, nikt mu nie pomoże, jest zdany na łaskę agresora,ma być przekonany o dezaprobacie opinii światowej wobec jego woli obrony. Czyż nie taki cel ma rozgłaszanie po 10/4, że NATO nas zostawiło, jesteśmy sami, zdani na smutny los pod rosyjskim butem, nikt nam nie pomoże?

A czy  wyrażona przez NATO chęć pomocy w śledztwie smoleńskim, odrzucona 13 kwietnia przez władze polskie i rosyjskie, to nie była próba pomocy dla Polski? A czy przekazanie polskim władzom zdjęć satelitarnych z dnia katastrofy, czy wola współpracy wyrażona przez Amerykanów w rozmowie z prokuratorem Pasionkiem,  to nie jest wyraz chęci współpracy z Polakami w tej tragicznej sprawie?  Przecież NATO nic nie zrobi  wbrew władzom polskim. Komu więc tak zależy na tym, abyśmy się czuli zdani na łaskę Rosji?

Volkoff wyróżnia tez inne metody mające na celu osłabienie woli oporu, woli walki u zaatakowanego. Należą do nich między innymi zaszczepianie zwątpienia, podważanie wiary w siebie, ośmieszanie, wytykanie braku logiki przez państwo – agresora i jego agenturę, podważanie zaufania do środków obrony. Ważnym czynnikiem podboju jest też przekonanie zaatakowanego, że ma naprzeciw sobie przeciwnika twardego, pewnego zwycięstwa i zdecydowanego na wszystko.

Czy słowa jednego prokuratorów do wdowy smoleńskiej „Rosja to jest mocarstwo”, jako uzasadnienie dla odmowy udziału w sekcji zwłok profesora Badena, nie są dowodem na to, iż wyżej wymienione metody odniosły skutek?

A  słowa Anodiny do Edmunda Klicha, iż „Polska to mały kraj, a Rosja wielki”, nie niosły w sobie cech, o których pisał Volkoff? Nie miały na celu nas poniżyć, ustawić w szeregu?

Największą akcją, która miała zniszczyć zaufanie, a nawet wzbudzić w Polakach wstyd i zażenowanie, była rosyjska  akcja dezinformacyjna  wymierzona w polskie wojsko. Brutalny atak na polskich oficerów, na polskiego generała, czy wreszcie wymuszenie na polskich władzach likwidacji rzekomo nieudolnego i skompromitowanego 36 SPLT, z którego wywodzili się polegli polscy piloci – to jest, można by rzec, elementarz sztuki dywersji, o której pisał Volkoff.

Czy ta akcja nie miał wzbudzić w nas wstydu za swoje wojsko, a tym samym przekonać nas, iż jesteśmy za słabi i zbyt zdemoralizowani, by móc stawić komuś opór, by obronić swoje państwo?

W ostatnich dniach można zaobserwować kolejną odsłonę niewypowiedzianej wojny. Chodzi  o publikację przez Rosjan drastycznych zdjęć ofiar, w tym Prezydenta Polski. Cel i przekaz jest jasny, i nie pozostawia wątpliwości: jest to informacja dla nas, Polaków, dla władz w Warszawie, ale tez  do świata.

Komunikat dla świata brzmiał: Polacy nie potrafili zadbać o swoją elitę, o swoich wojskowych, nie pilnowali swojego Prezydenta, czy więc taki naród zasługuje na szacunek? Czy ktokolwiek powinien przejmować się losem Polaków, czy zasługują na własne państwo?

Komunikat dla władz w Warszawie: mamy więcej takich materiałów i nie zawahamy się ich użyć.

Komunikat dla Polaków: jesteśmy silni i bezwzględni, patrzcie, co zrobiliśmy z waszymi rodakami, z waszym Prezydentem? Widzicie tego człowieka z raną, przypominającą postrzał? Tak, to my, jesteśmy gotowi na wszystko, zrobimy z wami to samo, jak będzie trzeba.

Czy zatem nie miał racji Antoni Macierewicz mówiąc o akcie wojennym w kontekście 10/4? Wydaje się, iż wobec powyższych faktów, nie ma co do tego złudzeń.  Na koniec pozwolę sobie na cytat z Volkoffa:

Państwa, które uprawiają dezinformację traktowaną, jako środek prowadzenia wojny powierzają ją na ogół swym służbom specjalnym.  Dezinformacja bowiem stanowi syntezę służby wywiadowczej i kontrwywiadowczej dlatego umożliwia „zdalne sterowanie” celem za pomocą wcześniej przygotowanych materiałów i to nie poprzez tajne, pełne niewiadomych wpływanie na specjalistyczne organy, lecz przez jawne oddziaływanie na człowieka ulicy, a poprzez niego na władze i ekspertów, jako ze eksperci są uzależnieni od władzy, ta ostatnia zaś – od opinii publicznej”. (W. Volkoff, Dezinformacja, oręż wojny, str. 10)

 

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (60)

Inne tematy w dziale Polityka