Kolejna ofiara niewypowiedzialnej wojny, naoczny świadek „trzasków, huków i detonacji”, które spowodowały katastrofę polskiego TU 154 M chorąży Remigiusz Muś nie żyje, jak podaje niezalezna.pl zmarł dzisiaj w nocy. Prokuratura po wstępnych oględzinach wykluczyła udział osób trzecich, co jest jak widać standardem przy określaniu przyczyn tajemniczych zgonów po 10 kwietnia 2010 r. Tym samym pożegnał się z życiem człowiek, który jako jedyny z załogi JAK a 40 był świadkiem korespondencji wieży na Siewiernym z załogą TU 154M i słyszał, co potwierdzał w zeznaniach, że wieża nakazała zejście polskiej załodze na wysokość 50 m. Niestety teraz już nikt nie potwierdzi, że taka komenda została wydana, a jedynym który jeszcze może być uznany za naocznego świadka eksplozji poprzedzających upadek polskiego samolotu jest porucznik Artur Wosztyl. Mam nadzieję, że nie miewa myśli samobójczych, ani nie cierpi na jakąś chroniczną depresję. Mam też nadzieję, że posiada grono przyjaciół, którzy go wesprą, kiedy zajdzie taka potrzeba i nie pozwolą, by coś mu się złego przytrafiło, szczególnie powinni go pilnować w weekendy, bo jak widać, to ulubiona pora seryjnego samobójcy.
10 kwietnia 2010 roku był pierwszą bitwą, przyniósł 96 ofiar, ale to z pewnością nie koniec. Kolejne miesiące coraz bardziej przekonują, iż padliśmy ofiarą niewypowiedzianej, choć niezwykle brutalnej wojny. Znawca tematu Volkoff szeroko opisał to, z czym mamy obecnie do czynienia, a co nazywam niewypowiedzianą wojną: osłabienie woli oporu, woli walki u zaatakowanego i zastraszenie. Arsenał środków jest bogaty: zaszczepianie zwątpienia, podważanie wiary w siebie, ośmieszanie, wytykanie braku logiki przez państwo – agresora i jego agenturę, podważanie zaufania do środków obrony. Ważnym czynnikiem podboju jest też przekonanie zaatakowanego, że ma naprzeciw sobie przeciwnika twardego, pewnego zwycięstwa i zdecydowanego na wszystko.
Największą akcją, która miała zniszczyć zaufanie, a nawet wzbudzić w Polakach wstyd i zażenowanie, była rosyjska akcja dezinformacyjna wymierzona w polskie wojsko. Brutalny atak na polskich oficerów, na polskiego generała, czy wreszcie likwidację rzekomo nieudolnego i skompromitowanego 36 SPLT, z którego wywodzili się polegli polscy piloci – to jest, można by rzec, elementarz sztuki dywersji, o której pisał Volkoff.
To ta akcja miała wzbudzić w nas wstyd za polskie wojsko, a tym samym przekonać, iż jesteśmy za słabi i zbyt zdemoralizowani, by móc stawić komuś opór, by obronić swoje państwo.
Chorąży Remigiusz Muś, zanim odszedł w tajemniczych okolicznościach z tego świata, padł ofiarą oszczerczej kampanii przeciwko swojemu macierzystemu 36SPLT, której animatorem i moderatorem była Moskwa.
I choć zabrzmi to brutalnie i złowieszczo, uważam, że to nie koniec tajemniczych zgonów osób związanych ze sprawą smoleńską. Polskie służby, polskie władze pozwoliły na to, aby polscy obywatele nie mogli czuć się bezpiecznie w swoim kraju i dochodzić prawdy o śmierci polskiej elity państwowej. To kolejny dowód na to, że bandyci ze wschodu mają się dobrze nad Wisłą i są całkowicie bezkarni.
http://niezalezna.pl/34271-nie-zyje-chorazy-remigiusz-mus-technik-jaka-40
Inne tematy w dziale Polityka