Wyszło na to, że najsilniejszym atutem Donalda Tuska to jego nazwisko. Dlaczego? Bo krótsze i zwięzłe i łatwiej klakierom z tego zrobić mantrę.
Kwachu pokazał i przypomniał wszystkim, dlaczego przez 10 lat rządził Polską jako prezydent. Dowcipny, celny w ripostach, nawet jeśli trochę zmęczony... Tusk przy nim znowu przypominał niepewnego siebie chłopczyka, który w obliczu porażki zaczyna głośno krzyczeć.
Klakierzy trochę wyluzowali w tej debacie i poza okrzykami Donald Tusk i Olek! Olek! oraz paroma 'przeszkadzajkami' ze strony PO byli względnie spokojni.
Sama debata wbrew oczekiwaniom zamiast dyskusji o przyszłości, skupiła się na dyskusji o przeszłości, ale ciężko powiedzieć, aby Tusk na tym dobrze wyszedł. Najdziwniejsze, że Donald Tusk został znokautowany w pierwszej części, czyli w dyskusji o ekonomii. Na polu został tylko jeden zawodnik, a pan Tusk wycofany gubił się w zeznaniach. Próbował tych samych zagrywek, co w piątek z Kaczyńskim, ale Kwachu okazał się wytrawnym graczem i ściął zagrywki Tuska. Tusk skupiając się na kwestii zakładania firm robi z siebie idiotę... W tej fazie zwycięzca był tylko jeden. Ale przytyk z 'liberałem' był ze strony Kwacha majstersztykiem z pytanie o Irlandię na dobitkę.
Miałem wrażenie, że obrót spraw był dla Tuska zaskoczeniem, bo na początku drugiej tury wyglądał na polityka zmęczonego i chorego, świadomego przegranej. Ale Tusk się nie poddał i nieco się rozkręcił. Zwycięstwo Kwaśniewskiego w części politycznej już nie tak wyraźne, ale jednak niekwestionowane. Najlepszy moment Tuska, kiedy mówił o 'kapitulacji' SLD w polityce zagranicznej, ale Kwaśniewski z dowcipem i spokojem rozbroił bombkę.
Tusk jednak buduje momentum. Jasno i konsekwentnie swoją taktykę skupia na dwóch filarach: na rozliczaniu przeszłości SLD i Kwaśniewskiego (moim zdaniem chybiony trop, bo elektorat przecież już to wie... ale jest tu silny fragment na końcu w wykonaniu Tuska) oraz na wykazywaniu niezdecydowania w ramach LiDu (nieudana zagrywka, bo spokojem i pewnością siebie Kwaśniewski ze zwadą pozbył się zagrożenia). Przez to cała dyskusja skupiła się na PiSie (z winy dosyć dziwnych pytań prowadzących) i na LiDzie, natomiast PO 'pominął' się sam w tej debacie.
Ostatni fragment (być może najważniejszy) to jednak najlepszy fragment Tuska. Po raz pierwszy Kwaśniewski traci kontrolę i zaczyna gadać o tym, że 'lewica niczego się nie dorobiła'. Przy czym najzabawniejszy moment programu wychodzi, jak Tusk wypiera się własnego programu, a Kwaśniewski ze spokojem go czyta. Już nie wspomnę o tym, ze tym wypieraniem się ze prywatyzowaniem szpitali to strzelają sobie samobója wśród liberalnego elektoratu PO (zresztą przez całe spotkanie Tusk starał się ich zniechęcić). Taktyka Tuska polegała chyba na pokazaniu, że tak naprawdę to oni są LiDem...
Tusk niestety demagogicznie i ze sporą ilością fauli i kopania przeciwnikowi po jajach. Kwaśniewski się do takich zagrań nie poniżył. Za co wielki subiektywny plus dla Kwacha.
Najlepszy moment Tuska wieczoru do zakończenie, kiedy uderzył w najmocniejszy atut PO: Głosujcie na nas, bo inaczej PiS wygra! Z merytoryką nie ma to nic wspólnego, ale cóż... było to przekonywujące. Trzecia część ze wskazaniem lekkim na Tuska, choć najwyraźniej starał się strzelić sobie samobója z tym "Długiem" i Sikorą oraz z NFZem.
Połajanka na temat Sikora i kto kłamie wygrał Kwaśniewski, bo celnym dowcipem stworzył wrażenie posiadania racji. Tak naprawdę nieważne kto tu miał rację, ale dowcip Kwacha rację dał byłemu preziowi.
W przekroju meczu: 3:1 dla Kwaśniewskiego (dwa gole w pierwszej tercji), ewentualnie 3:2 dla Tuska za posiadanie krótkiego nazwiska.
"Without a winking smiley or other blatant display of humour, it is impossible to create a parody of fundamentalism that someone won't mistake for the real thing." - Nathan Poe. Z dedykacją dla denialistów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka