Mateusz Szymański Mateusz Szymański
2370
BLOG

Dobry wieczór, Gruzjo

Mateusz Szymański Mateusz Szymański Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Lotnisko Chopina, kolejka do bramki bezpieczeństwa, dochodzi północ. Obok nas przechodzi załoga innego lotu.

- I ja wygląda ta Gruzja, warto jechać? – pyta pilot.

Lekko się uśmiechamy, ale to uśmiech zakłopotania – tak naprawdę nie wiemy, co odpowiedzieć. Po chwili potwierdzamy: tak, warto. Tyle że w głowie, obok tego „warto”, krąży wiele „ale”.

Jesteśmy w Gruzji, lądujemy około 21 czasu miejscowego (19 czasu polskiego. Różnica czasu „standardowo” wynosi 3 godziny, jednak w kraju tym nie przechodzi się na czas letni, dlatego w okresie wiosenno-letnim zegarki przesuwamy tylko o 2 godziny do przodu). Port lotniczy w Kutaisi jest mikroskopijny, ląduje tam zaledwie kilka samolotów dziennie. Gdy tylko opuszczamy terminal, napada na nas kilku taksówkarzy. Przekrzykują się po gruzińsku i rosyjsku, czasem wplatając angielskie słówka. Ratuje nas liczebność grupy – nie każdy jest w stanie zabrać ze sobą 7 osób. 15 euro to nie jest może najlepsza stawka, ale zmęczenie wygrywa.

Wieczorem na ulicach nie spotyka się młodych kobiet. Na ławkach i skwerkach siedzą jedynie grupy męskie. My, w proporcjach 2xM + 5xK, wzbudzamy wyraźne zainteresowanie. Dlaczego tak się dzieje? tego mieliśmy dowiedzieć się sporo później. Póki co dowiadujemy się, jak smakują khinkali – rodzaj tradycyjnych, gruzińskich pierogów. Niestety, nie umiemy ich jeszcze poprawnie jeść.

Kutaisi nie jest miastem turystycznym, ale daje pewien obraz gruzińskiej codzienności. W pewnym stopniu przypomina to Polskę z pierwszej połowy lat 90.

SAM_3318

SAM_3319

SAM_3320

Komu "Mein Kampf", komu, bo idę do domu

Komu „Mein Kampf, komu, bo idę do domu

Handel odbywa się po prostu na ulicy. Kupić można żywe zwierzęta, żywność, prawosławne ikony, papierosy (paczka Marlboro kosztuje w przeliczeniu około 5 złotych).

Pierwszą rzeczą, jaką trzeba zrobić spacerując po gruzińskich miastach, to zapomnieć o europejskim porządku. I wcale nie mam tu na myśli twardego, niemieckiego „ordnung”, ale rzeczy, które nawet w Polsce wydają się nam zupełnie naturalne. Na początku warto wspomnieć, że w Gruzji nie ma obowiązkowych przeglądów rejestracyjnych. Stałym elementem krajobrazu są samochody pozbawione przedniego zderzaka. Chodniki i drogi często są złej jakości, dlatego warto uważnie patrzeć pod nogi… Nie zapominając o patrzeniu przed siebie, by nie wpaść na jeden ze stojących straganów lub zajętych rozmową ludzi. Wisienką na torcie są jednak zasady ruchu drogowego, a raczej ich brak, o czym mieliśmy się bardzo szybko przekonać za sprawą Szymona (tak przynajmniej przetłumaczyłem jego imię), z którym odbyliśmy pierwszą dłuższą podróż.

Tu muszę napisać o pierwszym przejawie legendarnej gruzińskiej gościnności połączonej z naturalnym zmysłem do robienia interesów i niesienia wzajemnej pomocy. Istnieje szansa, że wsiadając do pierwszej taksówki już nigdy nie będziecie martwić się o noclegi czy kolejne przejazdy. Gruzja sprawia wrażenie kraju, w którym wszyscy wszystkich znają. Wystarczą dwa telefony, by taksówkarz załatwił nocleg, a właściciel hostelu – transport. Niestety w wielu przypadkach trzeba liczyć się z tym, że jako turyści dostaniemy cenę niezbyt konkurencyjną jak na gruzińskie realia. Na szczęście można się targować, a chętnych do zaoferowania nam lepszych warunków – przynajmniej w większych miastach – nie brakuje.

Wsiadamy do taksówki. Nieważne, że w samochodzie powinno jechać 8 osób, a jedzie 9, tutaj nikt się tym nie przejmuje. Podobnie, jak tym, że połowę przedniej szyby zajmuje pajączek.

Clipboard02

Kierowca częstuje nas butelką wina domowej produkcji. Na początku pijemy nieśmiało, ale wraz z czasem jazdy spożycie wzrasta. Przede wszystkim dlatego, że na trzeźwo trudno obserwować popisy gruzińskich kierowców. Pasy na jezdni mają tu charakter symboliczny. Wyprzedzanie „na trzeciego” jest standardem, o ile szerokość drogi na to pozwala. Piesi mają mniej praw niż krowy, które pasą się niemal przy wszystkich głównych (i nie tylko) trasach Gruzji, a uszkodzone fragmenty drogi, w żaden sposób nieoznakowane, stanowią tylko wyzwanie dla zakochanych w szybkich samochodach (a zwłaszcza Mercedesach) Gruzinów.

Po 2 godzinach jesteśmy w Batumi. Małym, czarnomorskim raju, który jakby wepchnięty został w codzienność Kaukazu. I nieco nieudolnie próbuje ją przykryć, swoim przepychem uwydatniając tylko kontrast między dwoma, tak bardzo różnymi od siebie światami.

CDN…

 

Tegoroczny urlop miałem przyjemność spędzić w Gruzji. Chciałbym podzielić się z Wami wspomnieniami z tej wyprawy. Opisałem je w 7 częściach, pierwszą udostępniam tutaj, jeżeli są Państwo ciekawi pozostałych, zapraszam na mojego bloga.

Dobry wieczór, Gruzjo

Batumi, ech Batumi…

Tbilisi. Stolica, którą otulają góry

Kaukaz chowa się w niebie

Miał być wodospad, jest cmentarz

Gościnność mierzona litrami cza-czy

Czy jeszcze do Ciebie powrócę?

 

Przeczytaj i wyrób sobie opinię

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości